...a ja powrócę, z prawdą na ustach.
*Louis*
Nieprzyjemny
chłód ogarnął moje ciało. Chciałem się przekręcić na drugi
bok, ale przeklęty ból głowy mi to uniemożliwił. Jęknąłem
przeciągle. Szlak by to jasny trafił.
Nagle
poczułem jak coś uderza w moją twarz. Obraz przed oczami rozdwoił
mi się. Pulsujący ból rozszedł się po mojej twarzy. Teraz miałem
w dupie mojego kaca. Usiadłem gwałtownie i złapałem się za nos,
z którego już leciało ciurkiem.
Shanna
siedziała przede mną z otwartymi ustami. Nie no pięknie, ledwo się
obudziłem a już dostałem od niej po mordzie. Ta dziewczyna jest
niebezpieczna i trzeba by było ją zamknąć w jakimś ośrodku dla
obłąkanych.
-co
ty odpierdalasz?! -przykładam białą pościel do nosa. Od razu
pokrywa się czerwienią. Po prostu cudownie. Wygląda jakbym dostał
okres!
-dlaczego
jesteś w moim łóżku, nagi! -wygląda na zdezorientowaną
-dlaczego ja jestem naga. -upadam z powrotem na plecy. Moja czaszka
chce wyskoczyć z orbity, a ja mam ochotę wyć do księżyca.
-kretynka
-mruczę pod nosem, zasłaniając oczy. Czuję jak po twarzy spływa
mi krew. Nie przejmuję się tym. Może wykrwawię się na śmierć i
będę miał wreszcie święty spokój. Ileż to można do jasnej
cholery?! Dlaczego te kobiety nigdy nie pamiętają co robią?!
-wykorzystałeś
mnie, dupku! -jej pieści ląduję kilka milimetrów od mojego penisa
i powiadam, zabiję ją. Wezmę i uduszę! Prawie mnie zabiła! O
nie, nie, nie!
-widzisz
na swoim ciele jakieś przymuszenie? -nawet na nią nie patrzę i
mogę dać sobie uciąć dłoń, że patrzy na mnie ze złością, bo
dobrze wie, że wszystko co się wydarzyło było dobrowolne.
Siadam
i patrzę na nią z wysoko uniesionymi brwiami. Dziewczyna mierzy
mnie wzrokiem i mocniej opatula swoje ciało. Nie wiem po co to robi,
skoro ją widziałem. Pamiętam najmniejszy szczegół. Na samo
wspomnienie robi mi się gorąco. Z uśmiechem na twarzy sięgam do
niej i szybko zakleszczam w ramionach. Upadam na łóżko ciągnąć
ją za sobą.
-palant
-mruczy w moją klatkę piersiową.
-idiotka...
Wycieram
zaschnięta krew i całuje jej czubek głowy. Możliwe, że
powinniśmy porozmawiać o tym co się wydarzyło, ale jakoś nie mam
ochoty. Nawet nie wiem, czy coś to pomiędzy nami zmieni. Miałem
jednak nadzieję, że już nie będzie chciała mnie zabić, bo
postanowiłem walczyć o to co moje. Ona była moja i tego nic nie
zmieni.
-nie
myśl, że to coś zmieni -dotyka delikatnie mojego brzucha. -dalej
mam ochotę ci wyrwać serce za to co zrobiłeś, idioto
-domyślam
się -gładzę jej nagie plecy i zaczynam się śmiać.
*
Siedzę
przy stoliku w hotelowej restauracji. Przez ostatnie pięć minut
zdążyłem zapamiętać każdy szczegół sali. Najmniejszą plamkę
na ścianie, zgięcie firan. Źle ustawiony stolik, wszystko!
Chciałem
zatkać uszy, aby nie słyszeć co mówi Harry. Jego usta nawet na
minutę się nie zamykały. Najgorsze było w tym to, że Niall go
przekrzykiwał. Wszyscy się na nas patrzyli. Miałem ochotę się
zapaść pod ziemię, ale najpierw zabiłbym tych dwoje.
Liam
i Zayn nie odzywali się w ogóle, ale ciągle zerkali ba siebie.
Zdążyłem też zauważyć, że ich dłonie pod stolikiem, stykają
się. Brawo, wreszcie coś zrobili ze sobą.
Shanna
zachowywała się jakby nic ją nie obchodziło. Piła herbatę i
ciągle odpisywała na jakieś wiadomości. Jej telefon uporczywie
brzęczał. Nie to, że mnie to jakoś denerwowało, bo mogło być
gorzej.
-wynająłem
dom -podskoczyłem, kiedy głos Zayn'a zabeczał tuż przy moim uchu.
Nie
musiałem nawet pytać, gdzie, co, jak. Zen jak katarynka opowiadał
o znalezionym domku w totalnej dziczy. Nikt prawdopodobnie nie miał
nas tam znaleźć. Cieszyłem się, bo chciałem wreszcie móc
pobiegać swobodnie nie przejmując się tym, że ktoś mógłby mnie
rozpoznać.
Poczucie
się wolnym było dla mnie czymś tak nie realnym. Nie mogłem tego
mieć dopóki nie zamknę za sobą wszystkich drzwi. Pozostał tylko
Vess.
-wieczorem
wyruszamy. Spakujcie się -przewróciłem oczami i miałem ochotę
powiedzieć: tak jest, mamusiu. Liam nieraz zachowywał się jak
kwoka w stosunku do nas. To było trochę śmieszne.
Miałem
ochotę uderzyć go w głowę i pokazać środkowego palca.
Cieszę
się, gdy wreszcie idziemy do swoich pokoi, musiałem oczyścić
umysł. Ciągle widziałem przed oczami nagie ciało dziewczyny. W
uszach słyszałem jej przeciągły jęki. Czyli było ze mną gorzej
niż myślałem. Nie mogłem o niej myśleć, ale widok Shanny jakoś
mi w tym nie pomagał. Matko, jak najszybciej powinienem zamknąć
się w czterech ścianach, bo cholernie miałem ochotę ją
pocałować.
Oczywiście
nic nie wyszło z mojego sam na sam ze samym sobą. Shan bez
ceremonialnie weszła do mojej sypialni wywołując nie tylko na
mojej twarzy zdziwienie, a też na chłopaków. Przybrałem jednak
głupi wyraz twarzy i wzruszyłem ramionami. Wszedłem do swojej
sypialni i zamknąłem za sobą drzwi. Napotkałem jednak coś czego
nie chciałem. Srebrna lufa mojej broni wbijała się w moją klatkę
piersiową. Skrzywiłem się lekko. Takiego czegoś to ja nie
oczekiwałem. Panie Mój, czy ta dziewczyna musiała zawsze
wymachiwać bronią i celować ją we mnie. Kiedyś mnie zabije.
-rozbieraj
się -szczęka opada mi po same kostki. Jestem w szoku -na co
czekasz, Lou? -odsuwa ode mnie lekko broń -rozbieraj się.
24
godziny później
Leżałam
na niewygodnym łóżku. Poduszka na mojej głowie tłumiła
jakikolwiek dźwięk. Chciałem być sam ze sobą. Sytuacja ze
wczorajszego dnia odcisnęła się na mnie w stu procentach. Shanna
to straszna wiedźma i zrobi wszystko, aby się odegrać. Nawet jeśli
miałaby zmusić kogoś do rozebrania się do naga i wypchać go ba
korytarz.
Pokojówka
o mało nie dostała zawału kiedy stanąłem przed nią z gołym
tyłkiem. Spaliłem się ze wstydu.
Kiedy
kobieta z lekkim lękiem otworzyła mi drzwi, pierwsze co zobaczyłem,
to Shan leżącą na moim łóżku i czytającą gazetę. Ze złości
wskoczyłem na łóżko i przyszpiliłem ją do materaca. Chciałem
ją zabić, ale wystarczyło jedno spojrzenie w ten błękit, abym
padł przed nią na kolana.
Teraz
wolałem zagrzebać się w najdalszy kąt pokoju. Naciągnąłem
mocniej kołdrę na siebie. Moje myśli dudniały w mojej głowie.
Miałem tego wszystkiego dość. Victor'a, chłopaków i tej
przeklętej miłości do Shanny. Moje serce przez to nie działało
zgodnie z rozumem. Kiedy to drugie krzyczało uciekaj, to pierwsze
trwało w miejscu. Jeszcze przez moją mądrość wplatam się w
jakieś problemy i umrę szybciej niż poprzednie dwa razy. To
wszystko zapędzi mnie kiedyś do prawdziwego grobu. Zawał serca
gwarantowany.
Przez
tyle lat moje serce było całkowicie martwe. Czułem się z tym
doskonale, ale wystarczyło aby pojawiła się ta dziewczyna i
wszystko trafił szlak.
-cholera
jasna! -zrzuciłem z siebie kołdrę i poduszkę. Usiadłem na łóżku
i do moich uszu dotarły krzyki. Kurwa mać! Co tym razem?! Czy ja
nie mogę mieć choć sekundy spokoju?!
Wychodzę
z pokoju, potykając się o swoje własne buty. Opieram się o
futrynę drzwi obiema dłońmi i wpatruję się z szeroko roztwartymi
ustami w scenę, która rozgrywa się tuż przed moimi oczami.
Milo
stoi oparty o drzwi wejściowe, a Shanna mierzy do niego z broni,
należącej do Harry'ego. Chyba trzeba uderzyć tego idiotę w łeb,
za trzymanie broni tuż pod nosem dziewczyny. Ona kiedyś nas
pozabija!
-co
tu się dzieje do jasnej kurwicy dzieje?! -mój głos brzmi tak
zimno, że sam lekko podskakuje. Dawno tak się nie zachowywałem,
więc to trochę dziwne. Wracając jednak do sprawy. Moje pytanie
było głupie, bo przecież dobrze wiedziałem co się działo. Cała
prawda o Milo wyszła na jaw. Miałem przejebane.
-no
Dominick... -głos Shanny był przesiąknięty jadem i mogłem się
założyć, że ma ochotę przestrzelić mu serce. Ja będę drugi w
kolejności.
-on
ma na imię Milo -miałem ochotę pieprznąć w łeb Niall'a za te
jego głupie teksty. Musiał się zawsze wtrącać te swoje pięć
groszy. Zabiję go.
-Shan...
-głos Milo drży i mam ochotę się roześmiać. Taki duży facet
boi się takiej drobnej dziewczyny? Podskakuję jednak, gdy słyszę
wystrzał i przeciągły jęk. Huk upadku. Krzywię się.
Milo
leży na podłodze i trzyma się za udo. Nie wytrzymuję i podbiegam
do Shanny. Wyrywam jej broń i przyciskam ją do ściany. Kątem oka
widzę jak Liam klęczy przy mężczyźnie.
-odjebało
ci? -wiem, że nie powinienem tak się do niej zwracać, ale co ona
odwala. Nie wolno jej przecież tak po prostu strzelać do ludzi.
Jeszcze naprawdę kogoś zabije.
-okłamywał
mnie, a ty dupku brałeś w tym udział -jej kolano ląduje wprost na
moim kroczu i muszę ze wszystkich sił walczyć z bólem, aby czasem
jej nie puścić. Musiałem ją utrzymać, aby powiedzieć to co
myślę na ten temat.
-kochanie
-jęczę opierając swoje czoło o jej. Chyba umrę z bólu -to dla
twojego bezpieczeństwa.
Dziewczyna
prycha w odpowiedzi. Przewraca oczami i ustawia twarz profilem do
mnie. Zaciskam mocniej dłonie na jej nadgarstkach. Pewnie będzie
mieć przez to siniaki. Najwyżej mnie za to zabije, ale chciałem
teraz zwrócić na siebie jej uwagę.
-kocham
cię -szepczę do jej ucha. Wiem, że to nie zmaże moich win, ale
lepsze to niż nic.
-nie
nawiedzę cię...