czwartek, 22 grudnia 2016

Dwadzieścia siedem


...a ja powrócę, z prawdą na ustach.
*Louis*
Nieprzyjemny chłód ogarnął moje ciało. Chciałem się przekręcić na drugi bok, ale przeklęty ból głowy mi to uniemożliwił. Jęknąłem przeciągle. Szlak by to jasny trafił.
Nagle poczułem jak coś uderza w moją twarz. Obraz przed oczami rozdwoił mi się. Pulsujący ból rozszedł się po mojej twarzy. Teraz miałem w dupie mojego kaca. Usiadłem gwałtownie i złapałem się za nos, z którego już leciało ciurkiem.
Shanna siedziała przede mną z otwartymi ustami. Nie no pięknie, ledwo się obudziłem a już dostałem od niej po mordzie. Ta dziewczyna jest niebezpieczna i trzeba by było ją zamknąć w jakimś ośrodku dla obłąkanych.
-co ty odpierdalasz?! -przykładam białą pościel do nosa. Od razu pokrywa się czerwienią. Po prostu cudownie. Wygląda jakbym dostał okres!
-dlaczego jesteś w moim łóżku, nagi! -wygląda na zdezorientowaną -dlaczego ja jestem naga. -upadam z powrotem na plecy. Moja czaszka chce wyskoczyć z orbity, a ja mam ochotę wyć do księżyca.
-kretynka -mruczę pod nosem, zasłaniając oczy. Czuję jak po twarzy spływa mi krew. Nie przejmuję się tym. Może wykrwawię się na śmierć i będę miał wreszcie święty spokój. Ileż to można do jasnej cholery?! Dlaczego te kobiety nigdy nie pamiętają co robią?!
-wykorzystałeś mnie, dupku! -jej pieści ląduję kilka milimetrów od mojego penisa i powiadam, zabiję ją. Wezmę i uduszę! Prawie mnie zabiła! O nie, nie, nie!
-widzisz na swoim ciele jakieś przymuszenie? -nawet na nią nie patrzę i mogę dać sobie uciąć dłoń, że patrzy na mnie ze złością, bo dobrze wie, że wszystko co się wydarzyło było dobrowolne.
Siadam i patrzę na nią z wysoko uniesionymi brwiami. Dziewczyna mierzy mnie wzrokiem i mocniej opatula swoje ciało. Nie wiem po co to robi, skoro ją widziałem. Pamiętam najmniejszy szczegół. Na samo wspomnienie robi mi się gorąco. Z uśmiechem na twarzy sięgam do niej i szybko zakleszczam w ramionach. Upadam na łóżko ciągnąć ją za sobą.
-palant -mruczy w moją klatkę piersiową.
-idiotka...
Wycieram zaschnięta krew i całuje jej czubek głowy. Możliwe, że powinniśmy porozmawiać o tym co się wydarzyło, ale jakoś nie mam ochoty. Nawet nie wiem, czy coś to pomiędzy nami zmieni. Miałem jednak nadzieję, że już nie będzie chciała mnie zabić, bo postanowiłem walczyć o to co moje. Ona była moja i tego nic nie zmieni.
-nie myśl, że to coś zmieni -dotyka delikatnie mojego brzucha. -dalej mam ochotę ci wyrwać serce za to co zrobiłeś, idioto
-domyślam się -gładzę jej nagie plecy i zaczynam się śmiać.
*
Siedzę przy stoliku w hotelowej restauracji. Przez ostatnie pięć minut zdążyłem zapamiętać każdy szczegół sali. Najmniejszą plamkę na ścianie, zgięcie firan. Źle ustawiony stolik, wszystko!
Chciałem zatkać uszy, aby nie słyszeć co mówi Harry. Jego usta nawet na minutę się nie zamykały. Najgorsze było w tym to, że Niall go przekrzykiwał. Wszyscy się na nas patrzyli. Miałem ochotę się zapaść pod ziemię, ale najpierw zabiłbym tych dwoje.
Liam i Zayn nie odzywali się w ogóle, ale ciągle zerkali ba siebie. Zdążyłem też zauważyć, że ich dłonie pod stolikiem, stykają się. Brawo, wreszcie coś zrobili ze sobą.
Shanna zachowywała się jakby nic ją nie obchodziło. Piła herbatę i ciągle odpisywała na jakieś wiadomości. Jej telefon uporczywie brzęczał. Nie to, że mnie to jakoś denerwowało, bo mogło być gorzej.
-wynająłem dom -podskoczyłem, kiedy głos Zayn'a zabeczał tuż przy moim uchu.
Nie musiałem nawet pytać, gdzie, co, jak. Zen jak katarynka opowiadał o znalezionym domku w totalnej dziczy. Nikt prawdopodobnie nie miał nas tam znaleźć. Cieszyłem się, bo chciałem wreszcie móc pobiegać swobodnie nie przejmując się tym, że ktoś mógłby mnie rozpoznać.
Poczucie się wolnym było dla mnie czymś tak nie realnym. Nie mogłem tego mieć dopóki nie zamknę za sobą wszystkich drzwi. Pozostał tylko Vess.
-wieczorem wyruszamy. Spakujcie się -przewróciłem oczami i miałem ochotę powiedzieć: tak jest, mamusiu. Liam nieraz zachowywał się jak kwoka w stosunku do nas. To było trochę śmieszne.
Miałem ochotę uderzyć go w głowę i pokazać środkowego palca.
Cieszę się, gdy wreszcie idziemy do swoich pokoi, musiałem oczyścić umysł. Ciągle widziałem przed oczami nagie ciało dziewczyny. W uszach słyszałem jej przeciągły jęki. Czyli było ze mną gorzej niż myślałem. Nie mogłem o niej myśleć, ale widok Shanny jakoś mi w tym nie pomagał. Matko, jak najszybciej powinienem zamknąć się w czterech ścianach, bo cholernie miałem ochotę ją pocałować.
Oczywiście nic nie wyszło z mojego sam na sam ze samym sobą. Shan bez ceremonialnie weszła do mojej sypialni wywołując nie tylko na mojej twarzy zdziwienie, a też na chłopaków. Przybrałem jednak głupi wyraz twarzy i wzruszyłem ramionami. Wszedłem do swojej sypialni i zamknąłem za sobą drzwi. Napotkałem jednak coś czego nie chciałem. Srebrna lufa mojej broni wbijała się w moją klatkę piersiową. Skrzywiłem się lekko. Takiego czegoś to ja nie oczekiwałem. Panie Mój, czy ta dziewczyna musiała zawsze wymachiwać bronią i celować ją we mnie. Kiedyś mnie zabije.
-rozbieraj się -szczęka opada mi po same kostki. Jestem w szoku -na co czekasz, Lou? -odsuwa ode mnie lekko broń -rozbieraj się.
24 godziny później
Leżałam na niewygodnym łóżku. Poduszka na mojej głowie tłumiła jakikolwiek dźwięk. Chciałem być sam ze sobą. Sytuacja ze wczorajszego dnia odcisnęła się na mnie w stu procentach. Shanna to straszna wiedźma i zrobi wszystko, aby się odegrać. Nawet jeśli miałaby zmusić kogoś do rozebrania się do naga i wypchać go ba korytarz.
Pokojówka o mało nie dostała zawału kiedy stanąłem przed nią z gołym tyłkiem. Spaliłem się ze wstydu.
Kiedy kobieta z lekkim lękiem otworzyła mi drzwi, pierwsze co zobaczyłem, to Shan leżącą na moim łóżku i czytającą gazetę. Ze złości wskoczyłem na łóżko i przyszpiliłem ją do materaca. Chciałem ją zabić, ale wystarczyło jedno spojrzenie w ten błękit, abym padł przed nią na kolana.
Teraz wolałem zagrzebać się w najdalszy kąt pokoju. Naciągnąłem mocniej kołdrę na siebie. Moje myśli dudniały w mojej głowie. Miałem tego wszystkiego dość. Victor'a, chłopaków i tej przeklętej miłości do Shanny. Moje serce przez to nie działało zgodnie z rozumem. Kiedy to drugie krzyczało uciekaj, to pierwsze trwało w miejscu. Jeszcze przez moją mądrość wplatam się w jakieś problemy i umrę szybciej niż poprzednie dwa razy. To wszystko zapędzi mnie kiedyś do prawdziwego grobu. Zawał serca gwarantowany.
Przez tyle lat moje serce było całkowicie martwe. Czułem się z tym doskonale, ale wystarczyło aby pojawiła się ta dziewczyna i wszystko trafił szlak.
-cholera jasna! -zrzuciłem z siebie kołdrę i poduszkę. Usiadłem na łóżku i do moich uszu dotarły krzyki. Kurwa mać! Co tym razem?! Czy ja nie mogę mieć choć sekundy spokoju?!
Wychodzę z pokoju, potykając się o swoje własne buty. Opieram się o futrynę drzwi obiema dłońmi i wpatruję się z szeroko roztwartymi ustami w scenę, która rozgrywa się tuż przed moimi oczami.
Milo stoi oparty o drzwi wejściowe, a Shanna mierzy do niego z broni, należącej do Harry'ego. Chyba trzeba uderzyć tego idiotę w łeb, za trzymanie broni tuż pod nosem dziewczyny. Ona kiedyś nas pozabija!
-co tu się dzieje do jasnej kurwicy dzieje?! -mój głos brzmi tak zimno, że sam lekko podskakuje. Dawno tak się nie zachowywałem, więc to trochę dziwne. Wracając jednak do sprawy. Moje pytanie było głupie, bo przecież dobrze wiedziałem co się działo. Cała prawda o Milo wyszła na jaw. Miałem przejebane.
-no Dominick... -głos Shanny był przesiąknięty jadem i mogłem się założyć, że ma ochotę przestrzelić mu serce. Ja będę drugi w kolejności.
-on ma na imię Milo -miałem ochotę pieprznąć w łeb Niall'a za te jego głupie teksty. Musiał się zawsze wtrącać te swoje pięć groszy. Zabiję go.
-Shan... -głos Milo drży i mam ochotę się roześmiać. Taki duży facet boi się takiej drobnej dziewczyny? Podskakuję jednak, gdy słyszę wystrzał i przeciągły jęk. Huk upadku. Krzywię się.
Milo leży na podłodze i trzyma się za udo. Nie wytrzymuję i podbiegam do Shanny. Wyrywam jej broń i przyciskam ją do ściany. Kątem oka widzę jak Liam klęczy przy mężczyźnie.
-odjebało ci? -wiem, że nie powinienem tak się do niej zwracać, ale co ona odwala. Nie wolno jej przecież tak po prostu strzelać do ludzi. Jeszcze naprawdę kogoś zabije.
-okłamywał mnie, a ty dupku brałeś w tym udział -jej kolano ląduje wprost na moim kroczu i muszę ze wszystkich sił walczyć z bólem, aby czasem jej nie puścić. Musiałem ją utrzymać, aby powiedzieć to co myślę na ten temat.
-kochanie -jęczę opierając swoje czoło o jej. Chyba umrę z bólu -to dla twojego bezpieczeństwa.
Dziewczyna prycha w odpowiedzi. Przewraca oczami i ustawia twarz profilem do mnie. Zaciskam mocniej dłonie na jej nadgarstkach. Pewnie będzie mieć przez to siniaki. Najwyżej mnie za to zabije, ale chciałem teraz zwrócić na siebie jej uwagę.
-kocham cię -szepczę do jej ucha. Wiem, że to nie zmaże moich win, ale lepsze to niż nic.

-nie nawiedzę cię...

1 komentarz:

  1. Coraz dziwniej ale i ciekawiej super rozdział. Czekam na kolejny 😁

    OdpowiedzUsuń