(od au.:Rozdział jest trochę krótki i dość *ujowy. Mam nadzieję jednak, że sama treść to wszystko wyrówna i wszyscy będą zadowoleni.)
Omnia
vincit amor et nos cedamus amori” - Miłość wszystko
zwycięża i my ulegamy
Wergiliusz
- Bukoliki
*Louis*
Miesiąc
później.
Zieleń
gabinetu już mnie dobijała. Kto mądry maluje ściany na taki
kolor?! To wszystko przypominało mi o Harry'm, a wierzcie mi, nie
miałem ochoty wiecznie myśleć o Styles'ie. Wystarczy, że musiałem
go oglądać za każdym razem, gdy wychodziłem z sypialni. Miałem
ochotę walić głową o biurko. Dlaczego to wszystko mnie spotkało?!
Rozciągnąłem
się. Kilka kości jak na zawołanie strzeliło. Jęknąłem. Za
długo siedziałem w tych papierach. Szukanie Vess'a to jak kostka
Rubika. Niby wiesz jak to zrobić, ale nie do końca ci wychodzi.
Kiedy masz już wizję, że idzie ku lepszemu, wystarczy jeden zły
ruch, aby wszystko poszło w cholerę.
Wolnym
krokiem ruszyłem do wyjścia z gabinetu. Za nim jednak moje nogi
przekroczyły próg, przetarłem twarz dłońmi. Miałem dość. To
co działo się przez ostatni czas po prostu mnie przerastało.
Mógłbym teraz paść na kolana i błagać o litość. Chowający
się Victor. Naburmuszony Harry. Ciągle telefony Hany. Ciche dni
Zayn'a i Liam'a. Wiecznie roześmiany Niall i ta niepewność co do
Shanny.
Wlekąc
za sobą stopy wszedłem do salonu. Znalazłem tam chłopaków. Każdy
siedział we własnym kącie i udawał, że sam jest w pomieszczeniu.
Śmieszyło mnie to trochę. Dlaczego oni zachowywali się jak
dzieci.
-co
tam, przedszkole? -usiadłem obok Harry'ego i objąłem go ramieniem.
Mężczyzna przewrócił tylko oczami i odsunął się ode mnie.
Wzdycham.
Pogrążamy
się ponownie w ciszy. Mam ochotę tym wszystkim rzygać. Chciałbym
zamknąć się we własnym świecie i nie mieć już nic wspólnego z
tymi ludźmi. Niby przyjaciele, ale tak cholernie mnie denerwowali.
Tak naprawdę to wszystko mnie wkurwiało.
-Louis?
-moja głowa momentalnie odwróciła się w stronę skąd dobiegł
głos. Shanna stała z lekkim przerażeniem w oczach. Sam trochę się
przestraszyłem. Co mogło się stać takiego, że wywołało u niej
ten strach. Wstałem. Mogłem w tej chwili wyciągnąć broń i
bronić ją własną piersią. Prawda była taka, że od miesiąca
jakoś próbowaliśmy poskładać nasze życie tak, żeby coś mogło
później się z tego 'urodzić'. Nie miałem zamiaru pozwolić
Shannie odejść. -możemy porozmawiać na sposobności?
Teraz
to się zdziwiłem.
-mów.
Nie mam przed nimi tajemnic -chłopcy jak na zawołanie spojrzeli na
mnie. Wzruszyłem ramionami. Shan nie mogła przecież powiedzieć
nic co by miało być jakąś większą tajemnicą.
-jestem
w ciąży -rzuciła na jednym wydechu. Jej słowa powoli do mnie
dochodziły. Mój mózg nie mógł tego przetrawić. Ogarnęła mnie
lekka złość. Usłyszałem jak Hazz wciąga gwałtownie powietrze.
-z
kim? -czyżby mnie zdradzała, kiedy to ja się tak bardzo starałem?!
-z
tobą, idioto! -parsknąłem śmiechem. Co ta dziewczyna mówi?!
Chyba upadła na głowę! Ja ojcem?! Miałem niby mieć dziecko?!
Cholera...
ona jest w ciąży, ze mną.
Spojrzałem
na jej brzuch i zrobiło mi się słabo. Będę ojcem. Nie mogłem
nim być. Nie nadaję się na niego.
Będę
mieć dziecko!
Czarna
otchłań pochłonęła mój umysł. Zabrała mnie na krawędź.
Przytrzymała chwilę, aby później pchnąć w stronę nicości.
Kiedy
otwieram oczy, mój umysł jest pusty. Tak jakby ktoś wymazał mi z
niego wszystkie wspomnienia. Nie czuję się z tym dobrze. Co się ze
mną dzieje?!
-obudziłeś
się -słowa Harry'ego odbijają się w moim pustym umyśle niczym
piłeczka ping-ponga.
-ona
musi usunąć... -pierwsze moje słowa i ostatnie. Dostaje w mordę
od przyjaciela.
-jebło
cię?! -moje oczy zrobiły się wielkie. Siadam na łóżku.
-nie
nadaję się na ojca. -potrząsam głowa -nie mogę być ojcem. Jaki
ja przykład daję?!
-co
ty pieprzysz?! Nie możesz zabić jeszcze nienarodzonego dziecka!
-widzę w jego oczach złość. Dobrze wiem dlaczego. Jego
nienarodzone dziecko, które nie dożyło urodzenia. Hana i niedługo
jego pierworodny synek. Ja własne chciałem... -to że twój
biologiczny ojciec był chujem, a ten którego nosisz nazwisko był
jeszcze gorszy, to nie znaczy, że ty też musisz nim być! Evan
dobrze cię wychował. Będziesz wspaniałym ojcem! Teraz bierz dupę
i idź do niej. Ona jest teraz najważniejsza. -przerwał i spojrzał
na mnie tymi swoimi oczętami -stworzyliśmy małą istotę -jego
głos był teraz spokojny i delikatny -będzie rodzicami. Jezu, Lou.
To twoja szansa, aby być kimś lepszym dla kogoś. Wzorem do
naśladowania.
Jego
słowa są dla mnie jak kubeł zimnej wody. Nagle zdaję sobie sprawę
z tego co chciałem zrobić. Byłem potworem, który miał zamiar
doprowadzić do śmierci swojego dziecka. Jakim jestem idiotą.
Zamieniałem się w swojego biologicznego ojca!
Wyszedłem
szybko z pokoju i wbiegłem do tego należącego do Shan. Dziewczyna
siedziała na krześle i czytała gazetę. Sukienka w kwiaty otulała
jej ciało. Mój wzrok skupiony był na jej płaskim brzuchu. To tam
rodziło się nowe życie. Nasze maleństwo. Moja mała kopia.
Podchodzę
do niej i padam na kolana. Opieram głowę o jej nogi i na chwilę
zapominam, że jestem odpowiedzialny za śmierć setki istnień. W
tym momencie byłem tylko Louis'em Tomlinson'em. Odsłoniłem przed
nią prawdziwego siebie. Byłem nagi.
-nie
jestem dobrym materiałem na drugą połowę, a tym bardziej na ojca.
Jednak cię kocham i myślę, że tą jeszcze nienarodzona istotę,
też. Dlatego chcę być częścią waszego życia. Możliwe, że się
nie nadaję, ale muszę spróbować i obiecuję, że dam z siebie
wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz