„Gdybyś
kiedy we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą
na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał.”
Stefan
Żeromski
*Shanna*
Ciepło
bijące z mojej prawej strony doprowadzało mnie do białej gorączki.
Było mi tak gorąco, że miałam ochotę wybiec na dwór w samej
bieliźnie.
Otworzyłam
powoli oczy i spojrzałam na twórcę tego ciepła. Miałam ochotę
krzyczeć, kiedy zobaczyłam tuż obok siebie Louis'a. Jego ramiona
oplątały mój brzuch niczym bluszcz drzewo. Chciałam zamiar
panikować, ale wtedy uderzyło we mnie coś co czułam od dawna.
Nie
wybaczyłam mu tą zabijającą mnie od środka krzywdę tylko po to,
aby teraz wpadać w złość. Kochałam go i o to w tym wszystkim
chodziło. Być ze sobą mino wszystko. Zmarnowaliśmy już tyle lat.
Mogliśmy teraz być razem mimo wszystko.
Niedługo
ma urodzić się nasze dziecko.
Wzięłam
głęboki wdech na samą myśl o tym maleństwie, które rozwijało
się w moim łonie.
Nie
byłam do końca pewna, czy jestem na to gotowa, ale mam nadzieję,
że oboje damy radę. Będziemy przecież rodzicami.
Głowa
Lou poruszyła się i chwilę po tym zobaczyłam jego twarz.
Niebieskie zaspane oczy spojrzały w te moje. Lekki uśmiech wyszedł
na jego usta. Może to głupie, ale dopiero teraz zobaczyłam jak
bardzo czas go nie oszczędził. Wyglądał trochę starzej na swój
wiek. Praca w nerwach robiła swoje.
-dzień
dobry -zachrypnięty głos mężczyzny zrobił swoje. Jak to się
stało, że chciałam go zabić?! Kochałam go nad życie i cokolwiek
by zrobił i tak by tego nie zmieniło. Może i chowałam do niego
lekką urazę, ale to było nic w porównaniu do tego co nas
połączyło.
Niech
Louis będzie sobie Joker'em, bo to nieodłączne jego drugie ja, ale
nie pozwolę mu już nigdy w życiu mnie zostawić. Nas!
Chcę
mu powiedzieć co czuję, ale przeszkadza mi gwałtowne otwarcie
drzwi. Harry wyglądał jakby przed chwilą przebiegł maraton. Jego
zazwyczaj perfekcyjnie ułożone włosy teraz były ułożone w
totalny bezład. Koszula całkowicie rozpięta, a spodnie porwane i
tak jakby czerwone. O butach nie wspomnę.
-znaleźliśmy
Victor'a. Greyson nie żyje -tyle wystarczyło, aby Louis szybko się
podniósł i wybiegł z pokoju. Potknął się o własne buty. Nie
przeszkodziło mu to jednak.
Usiadłam
na łóżku i słuchałam tylko jak za drzwi dobiega mnie
zdenerwowany głos niebieskookiego. Zdarzało się, że przeklinał,
ale to co przedstawiał nam teraz przekraczało wszystko.
Zastanawiałam się dlaczego jest zły. Chciał przecież znaleźć
mojego ojca i dopaść tego wspólnika Felix'a. Nie wiem o co teraz
robił takie hallo.
Zasłoniłam
twarz dłońmi. Teraz zaczęło do mnie docierać to co się
wydarzyło. Mój ojciec żyje, a ja nie byłam tak do końca pewna,
czy chcę go widzieć. Po tylu latach życia w świadomości, że on
nie żyje... Louis zrobił to samo, ale każdego dnia pragnęłam go
zobaczyć, bo nigdy nie pogodziłam się z jego stratą. Z ojcem było
inaczej. Z czasem po prostu stało się to codziennością. Może
brakowało mi go, ale wiedziałam, że on już nie wróci. Z szatynem
było jakby inaczej. Gdzieś w podświadomości czułam, że to
wszystko jest bujdą.
Bałam
się go zobaczyć, bo co to będzie jeśli zareaguję tak jak przy
Lou? Jeśli będę go chciała zabić?!
*
Dłonie
pociły mi się jakbym ktoś lał na nie wodę. Trzęsłam się cala
z nerwów. Nic nie pomagało na uspokojenie. Chciałam uciec z auta.
Jednak nie byłam gotowa na spotkanie z ojcem.
Zacisnęłam
oczy i oparłam twarz o zimną szybę. Przełknęłam ślinę i
powoli uniosłam powieki. Krajobraz nie zmienił się od dłuższego
czasu. Drzewa i tylko drzewa.
Nagle
auto zatrzymało, a ja poleciałam do przodu. Znaleźliśmy się na
jakimś zadupiu. Brama obok której staliśmy była wyłamana. To tak
jakby ktoś tu się włamał.
Do
środka wsiadł Zayn. Wyglądał podobnie jak Harry, tylko jego
policzek zdobił wielki siniak. Przeraziłam się tym.
*
Skrzypiące
drzwi doprowadzały mnie o gęsią skórkę. Niall skłonił się
wpuszczając mnie do środka. Za mną kroczył Lou, który rzucam
kąśliwe uwagi. Nie mógł ścierpieć tego, że nikt go nie
poinformował o całej akcji.
Weszliśmy
do dużego salonu. Wszystkie znajdujące się tu rzeczy były
porozrzucane. W rogu tego totalnego bezwładu siedział przygarbiony
mężczyzna. Kucający przy nim Liam opatrywał mu dłoń. Kiedy
uniósł twarz do góry, nie rozpoznałam w nim nikogo. Długie
włosy, broda oplatająca szczękę. Jakby nie oczy.
-tato?
-to pytanie przyszło mi tak łatwo, że aż sama się zdzieliłam.
Poczułam nagle taką wielką tęsknotę za tym człowiekiem. Za jego
zapachem, głosem i ciepłem.
-Shanno
-wstał odpychając Liam'a od siebie. Rzuciłam się w jego stronę.
Musiałam być tuż obok niego. Chciałam być z nim. To silniejsze.
-tato,
tak bardzo tęskniłam -szepczę, kiedy jej ramiona oplatają moje
ciało. Może i używał innych perfum, ale ciepło zostało to samo.
-kocham cię, tatusiu -łzy spływały po moich policzkach niczym
wodospad. Wszystkie uczucia wychodziły na wierzch.
-też
cię kocham...
-cieszę
się, że cię odnaleźliśmy -pociągam nosem i spoglądam w jego
twarz. Z bliska wyglądał jak człowiek, który zawsze przed snem
opowiadał mi bajki -mam dla ciebie nowinę. Będziesz dziadkiem -nie
wiem dlaczego to mu mówię. Możliwe, że chcę się tym z kimś
podzielić, a szczególnie z bliską mi osobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz