Wszystko
wokół się zmienia, nawet Ty
Nasze
wspólne marzenia to my
Małe
i duże problemy – przeżyjemy
To
nic dla nas
Razem
wszystko przetrwamy
Nawet
złe dni
Farba - Wszystko wokół się zmienia
*Louis*
Stałem
w drzwiach i czułem się jak piąte koło u wozu. Shanna przytulała
się do człowieka, którego w ogóle nie poznawałem. Ja się
zmieniłem, ale Victor przeszedł mega metamorfozę. Praktycznie nic
z wyglądu nie pozostało z mojego starego przyjaciela. Byłem
ciekawy, czy to samo jest z charakterem. Miałem chęć się o tym
przekonać, ale najpierw pozwoliłem pobyć Shan z ojcem przez kilka
chwil. Później będzie cały mój i postaram się o to, aby
zapamiętał do końca życia, że mnie się nie okłamuje!
Odrywam
na chwilę wzrok od Vess'ów. Szepczą do siebie jakby skrywali
największą tajemnicę. Trochę mnie to denerwowało. Nie lubiłem
tego. Czy nie mogli do jasnej cholery mówić głośno?!
Kiedy
mój wzrok ponownie ląduję na nich. Już się nie przytulają. Vess
stoi i wpatruje się we mnie ze złością. Przecież ja nic nie
zrobiłem! Chciałem to powiedzieć na głos, ale nie zdążyłem.
Twarda pięść zderzyła się z moją twarzą. Poczułem silny ból.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami i upadłem na plecy. Ciepła
ciecz splunęła po mojej twarzy. Cholera! Dotknąłem bolącego
miejsca i skrzywiłem się.
W
pokoju nagle zrobiło się cicho, jakby ktoś umarł, albo coś w ten
deseń. Z wielkim trudem usiadłem. Harry stał z wycelowaną w
Victor'a bronią. Liam ze szczęka po kolana próbował zrozumieć co
tu się stało, a Shanna jak zahipnotyzowana wpatrywała się we
mnie.
-za
co to było? -pytam. Może to najgłupsze pytanie, ale chciałem
wiedzieć za co dostałem w mordę od człowieka, którego
traktowałem jak ojca.
-Harry,
czy mógłbyś wziąć Shannę stąd? -chłopak kręci głową.
Pewnie chce mnie bronić, ale ja wiem, że Vess mnie nie zabije.
Odprawiam
chłopaków. Shan głośno protestuje, nie chce wychodzić. Musi
jednak. Są sprawy o których nie powinna wiedzieć. A szczególnie o
morderstwach. Nie może się denerwować w takim stanie. Nigdy bym
siebie nie wybaczył jeśli coś by się stało jej lub mojemu
jeszcze nie narodzonemu dziecku.
Jak
tylko wszyscy wyszli pozostawiając nas samych, Victor ruszył do
akcji.
-miałeś
jej pilnować, a nie pieprzyć, smarkaczu! -jego słowa zadziałały
na mnie jak kubeł zimnej wody. Czy tak właśnie wszyscy postrzegają
to? Pieprzyłem ją i zrobiłem jej dzieciaka? Miałem rację nie
nadawałem się na kogoś kto stworzy rodzinę.
-nie
pieprzyłem jej... kocham ją -mówię cicho. To dość nie podobne
do mnie. Dałem się ponieść mojej przemianie. Pozwoliłem tej
zalęknionej dziewczynce zmienić mnie. Stawałem się normalnym
przeciętnym człowiekiem. Joker powoli odchodził w zapomnienie.
Chyba prawdopodobnie powinienem zrobić mu jakieś przyjęcie
pożegnalne. Pomachać na odchodne. Musze stwierdzić, że lepiej mi
było w moim ciele, kiedy tylko ja jeden w nim rządziłem. Nie
pamiętam kiedy ostatni raz czułem się taki wolny i szczęśliwy.
Odnalazłem swojego przyjaciela. Chłopcy uniemożliwili zabójcy
zabicie go. Miałem najpiękniejszą kobietę na ziemi i będę
ojcem. Cholera, czego jeszcze mógłbym chcieć id życia?!
Teraz
wydostanę się z tego przeklętego życia. Stanę się Louis'em
Tomlinson'em. Zwykłym facetem z ukochaną, dzieckiem, domkiem z
ogrodem i jakiś psem. I rodziną, która zawsze mnie wspierała.
Harry, Niall, Zayn, Liam. Moi rodzice. Mogłem być teraz kimś
lepszym.
-kocham
ją... -powtarzam się i uświadamiam sobie, że mógłbym to
powtarzać w nieskończoność.
-może
najpierw poprosiłbyś ją o rękę, a później myślał na odwrót.
Myślałem, że mnie szanujesz -chciałem się śmiać, ale tego nie
zrobiłem. Trzeba szanować to co mówią starsi.
Wyciągnąłem
broń za paska spodni. Pozbyłem się magazynku. Położyłem
wszystko przy drzwiach i ruszyłem w stronę okna. Minąłem trochę
zdziwionego Victor'a. Ja też byłem zdziwiony moim zachowaniem.
-na
to przyjdzie czas -usiadłem na parapecie i wlepiłem wzrok z
mężczyznę. Oczekiwałem kilku odpowiedzi. -teraz masz mi za dużo
do powiedzenia.
Może
byłem zbyt szybki, ale musiałem wiedzieć wszystko, nawet jeśli
umarłbym przez prawdę. Nie zacznę żyć od nowa jeśli nie
rozwiąże tej zagadki do końca. Możliwe, że to powie nie będzie
niczym dobrym, ale przyjmę to na klatę.
-pracowałem
do federalnych. Miałem rozebrać szajkę Dylan'a od środka. A jak
najlepiej to zrobić? Zdobyć zaufanie młodzika -moje oczy się
zwężają -musiałem zdawać raporty co tydzień. Najgorsze jest to
w tym, że w pewnym momencie nie chciałem tego robić. Tak bardzo
się z wami zżyłem. Staliście się moją rodziną. Tworzyłem lewe
raporty. A kiedy pojawił się Joker, próbowałem wszystkich
przekonać, że to tylko jakieś wymysły. -przetarł twarz dłońmi
i spojrzał na mnie -nigdy nie myślałem, że będę stał murem za
mordercą -widziałem jak jego wszystkie mięśnie się spinają.
-traktowałem cię jak syna. Powierzyłem córkę. Myślisz, że
zrobiłbym to jeśli chciałbym cię pogrążyć. -przerwał. Stanął
obok mnie. Jego wzrok był wbity w przestrzeń za oknem -wreszcie
ktoś się zorientował, że coś jest nie tak. Zarządzali
wszystkich dokumentów. Przesiedziałem tydzień nad sfałszowaniem
wszystkiego. Musiałem jednak to zakończyć. Poszedłem po pomoc do
Dylan'a. Śmierć jest dobra, gdy chcesz zniknąć. Dobrze o tym
wiesz, prawda? -pokiwałem głową. -resztę znasz. Nigdy bym was nie
wydał. Felix tylko został pogrążony. Jemu się należało
Próbowałem
przetrawić to wszystko. Był winny i to od samego początku. Działał
na dwa fronty od samego początku. Mógłbym go teraz za to zabić.
Jednak próbował stać za nami murem. Byłem też ojcem Shanny.
Musiałem go zostawić przy życiu.
Za
karę będę mu podrzucał malucha co weekend.
Zeskoczyłem
z parapetu i go przytuliłem. Wiem, odebrało mi
*
Wybiła
północ, kiedy Shan wreszcie nagadała się z ojcem. Z wielkimi
oporami zabrałem ją do hotelu. Nie mogłem pozwolić jej zostać w
tym zrujnowanym domu. Oczywiście Harry zaproponował zapłacenie za
szkody, które zrobił w salonie. Shanna miała nadzieję, że ojciec
wróci z nią do Anglii, ja jednak wiedziałem, że on tu zostanie.
Nie chciał wracać do swojego starego życia. Widziałem to po jego
oczach.
-kocham
cię -wyszeptałem wprost do jej ucha, kiedy już leżeliśmy wtuleni
w siebie w hotelowym pokoju -zawsze kochałem -moje usta przycisnęły
się do jej czoła -i zawsze będę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz