środa, 28 grudnia 2016

Trzydzieści


Wszystko wokół się zmienia, nawet Ty 

Nasze wspólne marzenia to my 
Małe i duże problemy – przeżyjemy 
To nic dla nas 
Razem wszystko przetrwamy 
Nawet złe dni
Farba - Wszystko wokół się zmienia

*Louis*

Stałem w drzwiach i czułem się jak piąte koło u wozu. Shanna przytulała się do człowieka, którego w ogóle nie poznawałem. Ja się zmieniłem, ale Victor przeszedł mega metamorfozę. Praktycznie nic z wyglądu nie pozostało z mojego starego przyjaciela. Byłem ciekawy, czy to samo jest z charakterem. Miałem chęć się o tym przekonać, ale najpierw pozwoliłem pobyć Shan z ojcem przez kilka chwil. Później będzie cały mój i postaram się o to, aby zapamiętał do końca życia, że mnie się nie okłamuje!
Odrywam na chwilę wzrok od Vess'ów. Szepczą do siebie jakby skrywali największą tajemnicę. Trochę mnie to denerwowało. Nie lubiłem tego. Czy nie mogli do jasnej cholery mówić głośno?!
Kiedy mój wzrok ponownie ląduję na nich. Już się nie przytulają. Vess stoi i wpatruje się we mnie ze złością. Przecież ja nic nie zrobiłem! Chciałem to powiedzieć na głos, ale nie zdążyłem. Twarda pięść zderzyła się z moją twarzą. Poczułem silny ból. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i upadłem na plecy. Ciepła ciecz splunęła po mojej twarzy. Cholera! Dotknąłem bolącego miejsca i skrzywiłem się.
W pokoju nagle zrobiło się cicho, jakby ktoś umarł, albo coś w ten deseń. Z wielkim trudem usiadłem. Harry stał z wycelowaną w Victor'a bronią. Liam ze szczęka po kolana próbował zrozumieć co tu się stało, a Shanna jak zahipnotyzowana wpatrywała się we mnie.
-za co to było? -pytam. Może to najgłupsze pytanie, ale chciałem wiedzieć za co dostałem w mordę od człowieka, którego traktowałem jak ojca.
-Harry, czy mógłbyś wziąć Shannę stąd? -chłopak kręci głową. Pewnie chce mnie bronić, ale ja wiem, że Vess mnie nie zabije.
Odprawiam chłopaków. Shan głośno protestuje, nie chce wychodzić. Musi jednak. Są sprawy o których nie powinna wiedzieć. A szczególnie o morderstwach. Nie może się denerwować w takim stanie. Nigdy bym siebie nie wybaczył jeśli coś by się stało jej lub mojemu jeszcze nie narodzonemu dziecku.
Jak tylko wszyscy wyszli pozostawiając nas samych, Victor ruszył do akcji.
-miałeś jej pilnować, a nie pieprzyć, smarkaczu! -jego słowa zadziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Czy tak właśnie wszyscy postrzegają to? Pieprzyłem ją i zrobiłem jej dzieciaka? Miałem rację nie nadawałem się na kogoś kto stworzy rodzinę.
-nie pieprzyłem jej... kocham ją -mówię cicho. To dość nie podobne do mnie. Dałem się ponieść mojej przemianie. Pozwoliłem tej zalęknionej dziewczynce zmienić mnie. Stawałem się normalnym przeciętnym człowiekiem. Joker powoli odchodził w zapomnienie. Chyba prawdopodobnie powinienem zrobić mu jakieś przyjęcie pożegnalne. Pomachać na odchodne. Musze stwierdzić, że lepiej mi było w moim ciele, kiedy tylko ja jeden w nim rządziłem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz czułem się taki wolny i szczęśliwy. Odnalazłem swojego przyjaciela. Chłopcy uniemożliwili zabójcy zabicie go. Miałem najpiękniejszą kobietę na ziemi i będę ojcem. Cholera, czego jeszcze mógłbym chcieć id życia?!
Teraz wydostanę się z tego przeklętego życia. Stanę się Louis'em Tomlinson'em. Zwykłym facetem z ukochaną, dzieckiem, domkiem z ogrodem i jakiś psem. I rodziną, która zawsze mnie wspierała. Harry, Niall, Zayn, Liam. Moi rodzice. Mogłem być teraz kimś lepszym.
-kocham ją... -powtarzam się i uświadamiam sobie, że mógłbym to powtarzać w nieskończoność.
-może najpierw poprosiłbyś ją o rękę, a później myślał na odwrót. Myślałem, że mnie szanujesz -chciałem się śmiać, ale tego nie zrobiłem. Trzeba szanować to co mówią starsi.
Wyciągnąłem broń za paska spodni. Pozbyłem się magazynku. Położyłem wszystko przy drzwiach i ruszyłem w stronę okna. Minąłem trochę zdziwionego Victor'a. Ja też byłem zdziwiony moim zachowaniem.
-na to przyjdzie czas -usiadłem na parapecie i wlepiłem wzrok z mężczyznę. Oczekiwałem kilku odpowiedzi. -teraz masz mi za dużo do powiedzenia.
Może byłem zbyt szybki, ale musiałem wiedzieć wszystko, nawet jeśli umarłbym przez prawdę. Nie zacznę żyć od nowa jeśli nie rozwiąże tej zagadki do końca. Możliwe, że to powie nie będzie niczym dobrym, ale przyjmę to na klatę.
-pracowałem do federalnych. Miałem rozebrać szajkę Dylan'a od środka. A jak najlepiej to zrobić? Zdobyć zaufanie młodzika -moje oczy się zwężają -musiałem zdawać raporty co tydzień. Najgorsze jest to w tym, że w pewnym momencie nie chciałem tego robić. Tak bardzo się z wami zżyłem. Staliście się moją rodziną. Tworzyłem lewe raporty. A kiedy pojawił się Joker, próbowałem wszystkich przekonać, że to tylko jakieś wymysły. -przetarł twarz dłońmi i spojrzał na mnie -nigdy nie myślałem, że będę stał murem za mordercą -widziałem jak jego wszystkie mięśnie się spinają. -traktowałem cię jak syna. Powierzyłem córkę. Myślisz, że zrobiłbym to jeśli chciałbym cię pogrążyć. -przerwał. Stanął obok mnie. Jego wzrok był wbity w przestrzeń za oknem -wreszcie ktoś się zorientował, że coś jest nie tak. Zarządzali wszystkich dokumentów. Przesiedziałem tydzień nad sfałszowaniem wszystkiego. Musiałem jednak to zakończyć. Poszedłem po pomoc do Dylan'a. Śmierć jest dobra, gdy chcesz zniknąć. Dobrze o tym wiesz, prawda? -pokiwałem głową. -resztę znasz. Nigdy bym was nie wydał. Felix tylko został pogrążony. Jemu się należało
Próbowałem przetrawić to wszystko. Był winny i to od samego początku. Działał na dwa fronty od samego początku. Mógłbym go teraz za to zabić. Jednak próbował stać za nami murem. Byłem też ojcem Shanny. Musiałem go zostawić przy życiu.
Za karę będę mu podrzucał malucha co weekend.
Zeskoczyłem z parapetu i go przytuliłem. Wiem, odebrało mi
*
Wybiła północ, kiedy Shan wreszcie nagadała się z ojcem. Z wielkimi oporami zabrałem ją do hotelu. Nie mogłem pozwolić jej zostać w tym zrujnowanym domu. Oczywiście Harry zaproponował zapłacenie za szkody, które zrobił w salonie. Shanna miała nadzieję, że ojciec wróci z nią do Anglii, ja jednak wiedziałem, że on tu zostanie. Nie chciał wracać do swojego starego życia. Widziałem to po jego oczach.

-kocham cię -wyszeptałem wprost do jej ucha, kiedy już leżeliśmy wtuleni w siebie w hotelowym pokoju -zawsze kochałem -moje usta przycisnęły się do jej czoła -i zawsze będę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz