*Louis*
Nie wypieraj się... miłości.
Przycisnąłem
drobne ciało dziewczyny do ścianki windy. Moje dłonie zacisnęły
się na jej pośladkach. Podciągnąłem ją do góry, a ona oplotła
moje biodra nogami, przyciągając moje krocze do jej skarbu.
Jęknąłem przeciągle na to doznanie. Przez mój umysł przeleciało
milion wizji. Mógłbym ją wziąć tu i teraz. Cholera, tak bardzo
pragnąłem kobiecego ciała.
-Louuuuuu...
-moje imię w jej ustach brzmiało tak seksownie. Zabrałem jedną z
dłoni z jej pośladków i złapałem za jej twarz. Unieruchomiłem
ją i wpiłem się agresywnie w jej usta. Smakowała drinkami, które
wypiliśmy przy barze.
-to
będzie nie zapomniana noc, dziecinko.
6
godzin wcześniej
-Louis,
ja... -Shanna nie miała okazji dokończyć swojej wypowiedzi, ale
może to dobrze. Nie chciałem wiedzieć co mogło wyjść z jej
słodkich ustek. Uśmiechnąłem się do młodego chłopaka, który
właśnie wylał na moją jedyną koszulę jakieś wino. Chciało mi
się śmiać. Wreszcie się pozbędę tego ustrojstwa z szafy, a
głupi Harry nie bd mnie zmuszał do noszenia jej.
-przepraszam,
proszę pana... -chłopak zaczął nawijać jak opętany. Nawet ja
nie rozumiałem nic z tego co mówił. Chyba porządnie musiał się
zestresować tym co zrobił.
-spokojnie,
właśnie uratowałeś mi życie. Nie będę musiał już nigdy w
życiu nałożyć tej przeklętej koszuli -chłopak spojrzał na mnie
zdezorientowany. Shanna miała oczy jak spodki. Czyli zadziwiłem
królewnę moim zachowaniem. Cieszę się niezmiernie. Poprawiłem
włosy i zabrałem się za wycieranie mokrego śladu. Nuciłem sobie
pod nosem jakieś dziwne piosenki. Po chwili dopiero się
zorientowałem, że tak naprawdę odpłynąłem i zapomniałem co
przed chwilą powiedziałem Shannie.
-Lou,
ja ci wybaczam -moja dłoń znieruchomiała z serwetką w dłoni.
Zaprzestałem jakichkolwiek ruchów. Dziewczyna powiedziała coś co
nigdy nie powinna powiedzieć. -nie wiem dlaczego, ale ci wybaczam.
Coś
ciężkiego spadło mi na barki i przygniotło do ziemi. Oddech
zrobił się płytki. Miałem ochotę wstać i zacząć krzyczeć.
Ona nie mogła tego zrobić. Mnie się nie wybacza.
Odłożyłem
serwetkę i złapałem się boku stołu. Chciałem wstać i wybiec.
Powstrzymała mnie jednak ciepła dłoń, która wylądowała na tej
mojej. Serce podjechało mi pod samo gardło. Zacisnąłem zęby, aby
żaden niepożądany dźwięk nie wydobył się z mojego gardła. Nie
chciałem wybaczenia.
-muszę
się napić -przywołuje kelnera i proszę o rachunek. Shanna ciągle
mi się przygląda. Nie mogę na nią patrzeć, to wszystko było za
dużo. Usłyszeć z jej ust, że mi wybacza po tym wszystkim co jej
zrobiłem , było jak wbicie noża w plecy.
Płacę
rachunek. Z lekkimi obawami pomagam dziewczynie ubrać płaszczyk.
Zawieszam się na chwilę, gdy dotykam jej aksamitnej skóry.
Prawdopodobnie jestem tępy skoro chcę rezygnować z tego
wszystkiego. Jednak jej przyszłość jest ważniejsza od tego co
chcę.
***
Klub
jak zawsze tonął w zapachu alkoholu, papierosów i ludzi. Nie
lubiłem tego, ale to mnie nie zmusiło do zmieniania zdania co do
przebywania tu. Musiałem się napić, a to było jedyne miejsce,
które dobrze znałem.
Rozpiąłem
koszule do połowy i szedłem za kelnerką, ciągnąć za sobą
Shanne. Ona tu nie była najlepszym pomysłem. Możliwe, że będę
żałował tego, że ją tu zabrałem.
-to
jedyna wolna loża -spojrzałem na wskazane mi pomieszczenie i
skinąłem głową. Lepsze to niż nic.
Pokój
tonął w krwistej czerwieni. Można było go porównać do scenerii
jakiegoś pornola. Nie no cudownie. Przecież każdy by marzył, aby
znaleźć się w takim miejscu z ukochaną osoba, ale nie ja. Nie
Louis Tomlinson. Spojrzałem na Shan, której mina mówiła: Gdzie
tyś mnie zaprowadził?!
Wzruszam
ramionami i przepuszczam ją przodem. Niech już siada na swoją
cudowną pupcie. Chyba to wino mi zaszkodziło.
-co
podać?
-jakieś
dobre drinki dla pani, a dla mnie butelkę whisky -siadam na kanapie
blisko szklanej ścianki. Widzę stąd tłum ludzi wijących się na
parkiecie. Cieszę się, że weneckie lustro w miarę zagłusza
dudniącą muzykę. Nie wytrzymałbym tego jazgotu. Głowa
prawdopodobnie by mi wybuchła. Za dużo myśli.
Kelner
przynosi na tacy pięć drinków i butelkę procentów do mnie. Nawet
się nie kłopoczę z użyciem szklanki, odkręcam korek i pije
prosto z butelki. Paląca ciecz spływa po moim przełyku. Zacząłem
płonąć żywym ogniem. Odstawiłem szkło i mój wzrok wbił się w
Shanne, której wzrok mówili: Zachowujesz się jak nienormalny,
czyli to nic nowego.
-no
co? -pytam, a jej brew podchodzi do góry. Patrzę jak nakłada nogę
na nogę i bierze niebieskiego drinka do dłoni. Mój wzrok cały
czas podąża za jej ruchami. Pocieram dłonią kark. Panie daj mi
siłę, abym to wszystko przetrzymał!
Jej
nogi w krótkiej sukience wyglądały tak smakowicie, że miałem
ochotę przed nimi uklęknąć i zacząć całować.
Dwie
godziny i dwie butelki później jestem na kolanach i mam problem ze
sobą.
-ko-koooooocham
cię, wes? -moje słowa są tak niezrozumiałe, że sam nie kumam o
czym mówię. Przykładam twarz do nagich nóg dziewczyny.
-jesteś
pijamy...
-tak.
Upiłem się miłością do ciebie -podnoszę się i napotykam
błękit. Mój umysł jakby otrzeźwiał. Tak jakby mój organizm
wyrzucił z siebie cały alkohol. Pochylam się w stronę dziewczyny
i gwałtownie łącze nasze usta.
O
ja pierdole! Czuje się jakbym po latach wrócił do domu, a to małe
stworzenie czekało na mnie z otwartymi ramionami.
Smakowała
tak jak kiedyś. To nic się nie zmieniło. Jej usta były miękkie,
a dłonie tak delikatne. Przyciągam ją bliżej do siebie, aby
poczuć jej ciało. Kipie z nadmiaru doznań.
-tak
bardzo cię chcę -jęczę w jej usta.
*
Upadamy
na łóżko. Sukienka Shanny już dawno zniknęła i leżaka gdzieś
obok drzwi. Moja koszula w strzępkach zdobiła hotelowy żyrandol.
Spodnie z oporem schodziły z mojego tyłka. Byłem może za mocno
pijany i moje funkcje ruchowe były zaburzone.
Moje
dłonie delikatnie sunęły po skórze jej ud. Zahaczyłem palcem o
czerwoną koronkę jej majteczek. Czułem jak drży pode mną.
Mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko.
Ustani
znaczyłem szlak od jej szyi aż po pępek. Na chwilę zatrzymałem
się przy linii jej bielizny. Spojrzałem w jej oczy za nim zacząłem
powoli zsuwać z niej czerwoną koronkę. Napawałem się widokiem
jaki został mi odsłonięty.
Ukląkłem
przy jej nogach i wyrzuciłem majtki za siebie, a do kostek jej stóp
przystawiłem swoje wargi.
-Lou...
-chciała się wyrwać, co oznaczało, że ma łaskotki. Puszczam jej
nogę i kładę i powoli na jej ciele. Jej oczy lśnią w nikłym
świetle lampki. Lekko zamglone, uśmiechały się do mnie.
I
wtedy właśnie uświadomiłem sobie jakim idiotą byłem przez
ostatnie lata, rezygnując z widoku tej dziewczyny. Nie wiem co
wypaliło mi mózg, ale zmarnowałem przez to najwspanialsze lata
życia. Zamiast stać u jej boku i pochłaniać naszą miłość, ja
ukrywałem się jak szczur. Niby jej broniłem, ale to nie było
żadne wytłumaczenie. Ja bałem się po prostu życia we dwoje.
-kocham
cię, Lou -moje ciało najpierw zesztywniało, a późnej się
rozluźniło. Tego właśnie potrzebowałem. Wiedzieć, że ona czuje
coś więcej do mnie niż tylko nienawiść. -nie pozwolę ci już
odejść...
Odejść?
Jakbym mógł zrobić teraz coś takiego. Prawdopodobnie nie
przeżyłbym już bez niej ani sekundy. Umierałbym z każdą
nanosekundą.
-nigdzie
się nie wybieram.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz