wtorek, 20 grudnia 2016

Dwadzieścia sześć


*Louis*
Nie wypieraj się... miłości.
Przycisnąłem drobne ciało dziewczyny do ścianki windy. Moje dłonie zacisnęły się na jej pośladkach. Podciągnąłem ją do góry, a ona oplotła moje biodra nogami, przyciągając moje krocze do jej skarbu. Jęknąłem przeciągle na to doznanie. Przez mój umysł przeleciało milion wizji. Mógłbym ją wziąć tu i teraz. Cholera, tak bardzo pragnąłem kobiecego ciała.
-Louuuuuu... -moje imię w jej ustach brzmiało tak seksownie. Zabrałem jedną z dłoni z jej pośladków i złapałem za jej twarz. Unieruchomiłem ją i wpiłem się agresywnie w jej usta. Smakowała drinkami, które wypiliśmy przy barze.
-to będzie nie zapomniana noc, dziecinko.
6 godzin wcześniej
-Louis, ja... -Shanna nie miała okazji dokończyć swojej wypowiedzi, ale może to dobrze. Nie chciałem wiedzieć co mogło wyjść z jej słodkich ustek. Uśmiechnąłem się do młodego chłopaka, który właśnie wylał na moją jedyną koszulę jakieś wino. Chciało mi się śmiać. Wreszcie się pozbędę tego ustrojstwa z szafy, a głupi Harry nie bd mnie zmuszał do noszenia jej.
-przepraszam, proszę pana... -chłopak zaczął nawijać jak opętany. Nawet ja nie rozumiałem nic z tego co mówił. Chyba porządnie musiał się zestresować tym co zrobił.
-spokojnie, właśnie uratowałeś mi życie. Nie będę musiał już nigdy w życiu nałożyć tej przeklętej koszuli -chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany. Shanna miała oczy jak spodki. Czyli zadziwiłem królewnę moim zachowaniem. Cieszę się niezmiernie. Poprawiłem włosy i zabrałem się za wycieranie mokrego śladu. Nuciłem sobie pod nosem jakieś dziwne piosenki. Po chwili dopiero się zorientowałem, że tak naprawdę odpłynąłem i zapomniałem co przed chwilą powiedziałem Shannie.
-Lou, ja ci wybaczam -moja dłoń znieruchomiała z serwetką w dłoni. Zaprzestałem jakichkolwiek ruchów. Dziewczyna powiedziała coś co nigdy nie powinna powiedzieć. -nie wiem dlaczego, ale ci wybaczam.
Coś ciężkiego spadło mi na barki i przygniotło do ziemi. Oddech zrobił się płytki. Miałem ochotę wstać i zacząć krzyczeć. Ona nie mogła tego zrobić. Mnie się nie wybacza.
Odłożyłem serwetkę i złapałem się boku stołu. Chciałem wstać i wybiec. Powstrzymała mnie jednak ciepła dłoń, która wylądowała na tej mojej. Serce podjechało mi pod samo gardło. Zacisnąłem zęby, aby żaden niepożądany dźwięk nie wydobył się z mojego gardła. Nie chciałem wybaczenia.
-muszę się napić -przywołuje kelnera i proszę o rachunek. Shanna ciągle mi się przygląda. Nie mogę na nią patrzeć, to wszystko było za dużo. Usłyszeć z jej ust, że mi wybacza po tym wszystkim co jej zrobiłem , było jak wbicie noża w plecy.
Płacę rachunek. Z lekkimi obawami pomagam dziewczynie ubrać płaszczyk. Zawieszam się na chwilę, gdy dotykam jej aksamitnej skóry. Prawdopodobnie jestem tępy skoro chcę rezygnować z tego wszystkiego. Jednak jej przyszłość jest ważniejsza od tego co chcę.
***
Klub jak zawsze tonął w zapachu alkoholu, papierosów i ludzi. Nie lubiłem tego, ale to mnie nie zmusiło do zmieniania zdania co do przebywania tu. Musiałem się napić, a to było jedyne miejsce, które dobrze znałem.
Rozpiąłem koszule do połowy i szedłem za kelnerką, ciągnąć za sobą Shanne. Ona tu nie była najlepszym pomysłem. Możliwe, że będę żałował tego, że ją tu zabrałem.
-to jedyna wolna loża -spojrzałem na wskazane mi pomieszczenie i skinąłem głową. Lepsze to niż nic.
Pokój tonął w krwistej czerwieni. Można było go porównać do scenerii jakiegoś pornola. Nie no cudownie. Przecież każdy by marzył, aby znaleźć się w takim miejscu z ukochaną osoba, ale nie ja. Nie Louis Tomlinson. Spojrzałem na Shan, której mina mówiła: Gdzie tyś mnie zaprowadził?!
Wzruszam ramionami i przepuszczam ją przodem. Niech już siada na swoją cudowną pupcie. Chyba to wino mi zaszkodziło.
-co podać?
-jakieś dobre drinki dla pani, a dla mnie butelkę whisky -siadam na kanapie blisko szklanej ścianki. Widzę stąd tłum ludzi wijących się na parkiecie. Cieszę się, że weneckie lustro w miarę zagłusza dudniącą muzykę. Nie wytrzymałbym tego jazgotu. Głowa prawdopodobnie by mi wybuchła. Za dużo myśli.
Kelner przynosi na tacy pięć drinków i butelkę procentów do mnie. Nawet się nie kłopoczę z użyciem szklanki, odkręcam korek i pije prosto z butelki. Paląca ciecz spływa po moim przełyku. Zacząłem płonąć żywym ogniem. Odstawiłem szkło i mój wzrok wbił się w Shanne, której wzrok mówili: Zachowujesz się jak nienormalny, czyli to nic nowego.
-no co? -pytam, a jej brew podchodzi do góry. Patrzę jak nakłada nogę na nogę i bierze niebieskiego drinka do dłoni. Mój wzrok cały czas podąża za jej ruchami. Pocieram dłonią kark. Panie daj mi siłę, abym to wszystko przetrzymał!
Jej nogi w krótkiej sukience wyglądały tak smakowicie, że miałem ochotę przed nimi uklęknąć i zacząć całować.
Dwie godziny i dwie butelki później jestem na kolanach i mam problem ze sobą.
-ko-koooooocham cię, wes? -moje słowa są tak niezrozumiałe, że sam nie kumam o czym mówię. Przykładam twarz do nagich nóg dziewczyny.
-jesteś pijamy...
-tak. Upiłem się miłością do ciebie -podnoszę się i napotykam błękit. Mój umysł jakby otrzeźwiał. Tak jakby mój organizm wyrzucił z siebie cały alkohol. Pochylam się w stronę dziewczyny i gwałtownie łącze nasze usta.
O ja pierdole! Czuje się jakbym po latach wrócił do domu, a to małe stworzenie czekało na mnie z otwartymi ramionami.
Smakowała tak jak kiedyś. To nic się nie zmieniło. Jej usta były miękkie, a dłonie tak delikatne. Przyciągam ją bliżej do siebie, aby poczuć jej ciało. Kipie z nadmiaru doznań.
-tak bardzo cię chcę -jęczę w jej usta.
*
Upadamy na łóżko. Sukienka Shanny już dawno zniknęła i leżaka gdzieś obok drzwi. Moja koszula w strzępkach zdobiła hotelowy żyrandol. Spodnie z oporem schodziły z mojego tyłka. Byłem może za mocno pijany i moje funkcje ruchowe były zaburzone.
Moje dłonie delikatnie sunęły po skórze jej ud. Zahaczyłem palcem o czerwoną koronkę jej majteczek. Czułem jak drży pode mną. Mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko.
Ustani znaczyłem szlak od jej szyi aż po pępek. Na chwilę zatrzymałem się przy linii jej bielizny. Spojrzałem w jej oczy za nim zacząłem powoli zsuwać z niej czerwoną koronkę. Napawałem się widokiem jaki został mi odsłonięty.
Ukląkłem przy jej nogach i wyrzuciłem majtki za siebie, a do kostek jej stóp przystawiłem swoje wargi.
-Lou... -chciała się wyrwać, co oznaczało, że ma łaskotki. Puszczam jej nogę i kładę i powoli na jej ciele. Jej oczy lśnią w nikłym świetle lampki. Lekko zamglone, uśmiechały się do mnie.
I wtedy właśnie uświadomiłem sobie jakim idiotą byłem przez ostatnie lata, rezygnując z widoku tej dziewczyny. Nie wiem co wypaliło mi mózg, ale zmarnowałem przez to najwspanialsze lata życia. Zamiast stać u jej boku i pochłaniać naszą miłość, ja ukrywałem się jak szczur. Niby jej broniłem, ale to nie było żadne wytłumaczenie. Ja bałem się po prostu życia we dwoje.
-kocham cię, Lou -moje ciało najpierw zesztywniało, a późnej się rozluźniło. Tego właśnie potrzebowałem. Wiedzieć, że ona czuje coś więcej do mnie niż tylko nienawiść. -nie pozwolę ci już odejść...
Odejść? Jakbym mógł zrobić teraz coś takiego. Prawdopodobnie nie przeżyłbym już bez niej ani sekundy. Umierałbym z każdą nanosekundą.

-nigdzie się nie wybieram.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz