czwartek, 15 grudnia 2016

Dwadzieścia pięć


Życie ma znaczenie tylko i wyłącznie kiedy Ty jesteś przy mnie.
*Louis*
Moje kroki odbijały się o ściany pokoju. Panowała tu tak potworna cisza, że było słychać każdy ruch, nawet ten palców. Czułem się źle. Po tym jak powiedziałem na głos to co czułem do niej, jakoś nie zrobiło mi się lżej. Bałem się, że to usłyszała i teraz wszystko wykorzysta przeciwko mnie. Nie powinienem okazywać uczuć. To nie jest dobre dla mnie, dla nikogo.
Usiadłem i oparłem się plecami o drzwi. Moje jasne trampki odznaczały się w ciemności. To chyba była jedyna przejrzysta rzecz w moim szarym świecie.
Sięgnąłem do sznurówek, aby rozwiązać buty. Jednak zawisłem z dłonią w połowie drogi. Czułem się beznadziejnie. To wszystko co się działo tak bardzo mnie przytłaczało.
Te ostatnie ostatnie lata życia w odosobnieniu. Miłość do Shanny, rozłąka z ukochaną.
Cztery lata życia z dala od niej były jak wbijanie noża w serce w strasznie wolnym tempie. Każdego dnia było coraz gorzej. Rozsypywałem się na kawałki z każdą sekundą.
Przez tą dziewczynę ściągnąłem z siebie skorupę i odsłoniłem całego siebie. Byłem nagi, łatwy do skrzywdzenia.
Zacisnąłem powieki. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku znacząc drogę dla długiej. Nie pamiętałem kiedy ostatni raz płakałem. Możliwe, że nigdy. Dziś jednak postanowiłem dać upust temu co czułem.
Ta bezradność, bo nie mogłem nic zrobić. Kobieta, którą kochałem mnie nienawidzi. Pewnie najchętniej posłałaby mi kulkę. Nie dziwiłem się jej.
Przegrałem swoje życie. Już nic nie mogło mnie uratować. To co miało być kiedyś najpiękniejszą historią w moim życiu, zamieniło się w horror. Sam sobie jednak na to zasłużyłem. Chciałem takiego życia. Teraz jednak siebie tego nie wyobrażałem. Jakbym mógł cofnąć czas, nawet bym się nie wahał. Shanna była miłością mojego życia. Mógłbym oddać każdą sekundę mojego życia, aby usłyszeć jeszcze raz to, że mnie kocha. To była prawdopodobnie jedyna kobieta, która mogłaby mnie pokochać mimo tego co robiłem.
Moje życie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
***
Cicha muzyka rozchodziła się po restauracji. Dookoła było można usłyszeć brzęk sztućców uderzających o talerz. Głuche rozmowy dochodziły do mnie z każdej strony. Zapachy, które unosiły się w powietrzu drażniły trochę nos. Jaskrawe światło męczyło wzrok. Szuranie krzeseł dudniło w moich uszach. Kroki kelnerów były tak rytmiczne, że aż nie realne.
Słyszałem wszystko co działo się wokół mnie. Nawet spokojny oddech siedzącej przede mną kobiety. Dawno nie czułem się taki zestresowany. Kołnierzyk pił mnie w szyję. Mówiłem Harry'emu, że koszula to zło i będę się w niej czuł jak wsadzony w worek. Te wszystkie guziki robiły mi za więzienie. Miałem ochotę zdjąć to za jednym zamachem.
Drżąca dłonią przekartkowałem menu. Litery zlewały mi się w jedność. Nie wiedziałem co mam zamówić. Dajcie mi alkohol! Muszę się rozluźnić.
Podskoczyłem, gdy obok naszego stolika wyrosła jakaś blondynka. Jej spódniczka była dość krótka i myślę, że jak się nachyla widać jej bieliznę. No ale cóż, mnie to nie kręciło, choć dziewczyna ewidentnie chciała mnie poderwać. Przez trzy minuty, kiedy zamawialiśmy zdążyłem poczuć z dziewięć razy jej dłoń na ramieniu i zobaczyć jej dekolt z bliska. Przewróciłem oczami, gdy odeszła. Jednak to mi trochę pomogło w rozluźnieniu się. Mogłem teraz bez oporu spojrzeć na kobietę siedzącą przede mną. Jej błękitne tęczówki wbijały się we mnie jak szpilki. Przez chwilę poczułem jak tonę w tym lazurowym oceanie. Chciałbym aby choć raz spojrzała na mnie z miłością. Do tej pory pamiętam jej wzrok, kiedy moje ciało wydawało ostatni dech. Bezwarunkowa miłość i ból. Teraz są obojętne. Takie nie jej.
Nasze oczy wpatrywały się w siebie. Przyjemne ciepło wybucha w mojej piersi, kiedy na jej twarzy pierwszy raz od dłuższego czasu nie widzę grymasu złości.
-masz rzęsę -mówię cicho i wyciągam w jej kierunku drżąca dłoń. Chyba to nie jest najlepszy pomysł aby ją dotykać. Jej skóra może na mnie źle wpłynąć. Zaciskam dłoń w pięść. Nie wiem co zrobić, ale na moje szczęście pojawia się kelner z winem. Nalewa nam do kieliszków symboliczną ilość. Jak tylko odszedł wziąłem lampkę i łyknąłem na raz alkohol.
Chwyciłem butelkę i nalałem wina po sam brzeg kieliszka. Przystawiłem go do ust i nie czekając wypiłem całość. Nie powinienem tyle pić, ale co ja na to poradzę, że za dużo się działo!
Chwilę później na stole pojawiły się przez nas zamówione potrawy. Mięso po prostu stawało mi w gardle, a cisza między nami doprowadzała mnie do szału.
-pogadajmy
-no nareszcie -Shanna odłożyłam sztućce i wbiła we mnie te swoje cudowne oczy -już myślałam, że chcesz mnie tu torturować tą ciszą.
Nie moja wina, że na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Kiedy Shanna go odwzajemniła, o mało nie spłonąłem żywcem.
Jednakże nie przyszliśmy tu ani jeść, ani rozmawiać. Wziąłem głęboki oddech.
-tamtego dnia, umarłem naprawdę. Byłem już po tamtej stronie. Nie wiem jakim cudem wróciłem -przetarłem twarz dłońmi. -myślę, że Liam jest cudotwórca. Ożywił mnie już drugi raz. Pierwsze co po przebudzeniu, to chciałem biec do ciebie -wzdycham. Coś ciężkiego przygniata moje płuca. Samo wspomnienie tamtych chwil zabija mnie ponownie -ale zdałem sobie sprawę z tego, że narażam cię bardziej na niebezpieczeństwo, kiedy jestem przy tobie niż kiedy mnie nie ma. To był pierwszy powód dla którego zataiłem to, że żyję.
-to znaczy, że jest ich kilka? -kiwam głową dając twierdzącą odpowiedz
-drugim powodem było znalezienie Felix'a. Tropienie go będąc martwym jest dużo łatwiejsze, ale zarazem też trudne. Zabił kilku moich ludzi. Dylan'owi też nie oszczędzał. Postrzelił go i zostawił, aby się wykrwawił. Jakbym wtedy nie śledził go, pewnie Dyl leżałby martwy. -wspomnienie krwi na moich rękach zalała mój umysł -musiałem złapać Felix'a, a on mając świadomość, że chłopcy tak naprawdę już beze mnie nie istnieją, ruszył do akcji. -oparłem się o oparcie krzesła i przestudiowałem każdy stolik stojący w pomieszczeniu -a ostatnim powodem była miłość do ciebie. Nigdy nie byłem odpowiednim facetem dla ciebie. To co było między nami nie powinno się wydarzyć. Nidy nie wolno mi było się w tobie zakochać, ale się zakochałem. Kocham cię nadal, ale zasługujesz na coś lepszego, Shanno. Nie na takiego potwora jak ja. Jestem niczym, kiedy ty możesz mieć wszystko. -przerywam i patrzę jak dziewczyna przegryza wargę -głównym priorytetem byłaś zawsze ty. Zniknąłem, bo wiedziałem, że tak uda mi się ciebie ochronić. Nigdy bym sobie nie wybaczył jakby ci choć z głowy włosy spadł. Za mocno cię kocham -zmuszę zacisnąć zęby, aby nie wylać z siebie czegoś gorszego. -nie wybaczaj mi nigdy, proszę -widzę w jej oczach przerażenie -nie możesz mi wybaczyć tego co robiłem przez ostatnie lata. To, że chroniłem cię z ukrycia nie może być dla mnie wytłumaczeniem. Nie możesz mnie rozgrzeszać. Jeśli to zrobisz nie pozwolę ci odejść, a to nie może się zdążyć.
Widzę jak po jej policzku spływa łza. Mam ochotę ją zetrzeć, ale nie mogę się ruszyć. To wszystko mnie przytłacza. W tym co powiedziałem nie ma nic co zaplanowałem powiedzieć. Nie wytłumaczyłem się dobrze, ale o to chodziło. Ona nie powinna mi wybaczyć. Zraniłem ją za mocno. Lepiej będzie mi odejść wiedząc, że ona czuje do mnie nienawiść niż miłość.

-Louis, ja...

1 komentarz: