czwartek, 16 lutego 2017

Life after Life


Biegli razem przez łąkę, trzymając się za ręce. Wiatr rozwiewał jej włosy, a promienie słońca padały na jej uśmiechniętą twarz. Lou widział w niej cudowną istotę, a śmiech Shanny był dla niego czymś fenomenalnym, niepojętym, był rajem dla jego duszy. Mógłby patrzeć godzinami na to jak się uśmiecha i ten obraz zawsze byłby ekstazą. Coś tak niepowtarzalnego jest w uśmiechu każdej kobiety, coś co nie dorównuje niczemu innemu na świecie. On za taką jedną chwilę oddałby bez wahania całe swe życia. Ale teraz byli razem i mógł na nią patrzeć bezustannie. W tej chwili tylko to się liczyło. Biegli razem przez łąkę, trzymając się za ręce. Wiatr rozwiewał jej włosy, a promienie słońca padały na jej uśmiechniętą twarz. Spojrzeli sobie głęboko w oczy i oboje spostrzegli to samo. Uczucie, którego nawet jeśli bardzo by się chciało, nie uda się wyrazić słowami. Tylko serca znają ten język i tylko one mogą zrozumieć sens tych specyficznych słów. W oczach ukochanej spostrzegł odbicie własnych marzeń i pragnień, tęsknotę za szczęściem. Jego serce spostrzegło z kolei jej uczucia i pragnienia. Okazało się, że są one zbieżne. Oczy nigdy nie kłamią, nigdy nie są fałszywe. Oczy są powiązane niewidzialną linką z sercem i przekazują to, co ono chce powiedzieć. On chciał co dzień obejmować ją budząc się u jej boku, co dzień patrzeć w jej piękne oczy, co dzień być z nią. Nic więcej, tylko być.
Zatrzymali się. Wreszcie ich usta znalazły wspólną drogę do szczęścia. I w tym momencie otworzyły się przed nimi bramy raju. On chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie, wiedział, że ona również tego pragnie. Pocałunek z ukochaną był dla niego czymś, co powodowało, że stawał się silniejszy, był w stanie góry przenosić. Jeśli taki stan duszy jest w Niebie, to bardzo pragnął się tam znaleźć. To było coś wspaniałego, nic innego nie mogło równać się z tym uczuciem. Nawet seks. Czym byłby sam seks bez pocałunków, bez tej czułości? Byłby niczym, zwykłym zaspokojeniem fizycznym. A on chciał czegoś więcej, oprócz potrzeb ciała , miał również potrzeby duszy. I tylko połączenie jednego z drugim mogło przynieść pełną ekstazę, taką, która rozlewa ciepło od stóp do głów; taką, którą nie każdy może przeżyć, bowiem to domena prawdziwie zakochanych.
Patrzył na nią bezustannie, na jej włosy, usta, szyję, piersi, nogi, stopy. Swoim istnieniem wlewała w niego ogromną radość, być może nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wielka jest to radość.

Ona była dla niego Wszystkim. Choć może wielu powiedziałoby, że nie ma w niej nic szczególnego, że jest taką kobietą, jakich wiele. Dla niego była najpiękniejszą, najcudowniejszą istotą chodzącą po tym ziemskim padole. Był w stanie spełnić jej każdą prośbę, bez żadnego wahania. Był w stanie rzucić wszystko z czym był do tej pory związany, zostawić swoje dotychczasowe życie i pójść z nią choćby na koniec świata. Położyli się na trawie i zaczął całować jej nos, usta, policzki, szyję. Całował całe jej ciało, nie zostawiając ani jednego wolnego centymetra. Ona wzdychała z rozkoszy, a on leżąc wdychał woń jego ukochanej. Gdy tak czule i dokładnie pieścił jej ciało, nagle stało się coś nieoczekiwanego.
Został brutalnie obudzony, przez donośny płacz dziecka dochodzący z drugiego końca domu. Sen się skończył i zostały mu tylko bajkowe wspomnienia oraz nadzieja, że być może przyjdzie taki dzień, gdy ów sen stanie się ponownie rzeczywistością.
Nakrył głowę poduszką, gdy płacz dziecka nie ustawał. To było ponad jego siły. Był zmęczony. Nagle poczuł jak ciepłe ciało jego żony wtula się w te jego.
-Kochanie, to tylko dziecko.
Do Louis'a po prostu w dalszym ciągu nie dochodziło to, że został dziadkiem.
Wraz z narodzinami jego wnuka, przeminęło wszystko. Została tylko miłość.
-Myślę, że odstrzelenie ptaka Joseph'owi było dobrym pomysłem.
Usłyszał melodyjny śmiech jego żony i już wiedział, że nie potrzebował powrotu do snu. Miał przecież swoją jawę.
-Kocham Cię, Shanno.
-Kocham Cię, Lou.

I zagłębi się w swojej miłości tak jakby nie było jutra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz