Biegli
razem przez łąkę, trzymając się za ręce. Wiatr rozwiewał jej
włosy, a promienie słońca padały na jej uśmiechniętą twarz.
Lou widział w niej cudowną istotę, a śmiech Shanny był dla niego
czymś fenomenalnym, niepojętym, był rajem dla jego duszy. Mógłby
patrzeć godzinami na to jak się uśmiecha i ten obraz zawsze byłby
ekstazą. Coś tak niepowtarzalnego jest w uśmiechu każdej kobiety,
coś co nie dorównuje niczemu innemu na świecie. On za taką jedną
chwilę oddałby bez wahania całe swe życia. Ale teraz byli razem i
mógł na nią patrzeć bezustannie. W tej chwili tylko to się
liczyło. Biegli razem przez łąkę, trzymając się za ręce. Wiatr
rozwiewał jej włosy, a promienie słońca padały na jej
uśmiechniętą twarz. Spojrzeli sobie głęboko w oczy i oboje
spostrzegli to samo. Uczucie, którego nawet jeśli bardzo by się
chciało, nie uda się wyrazić słowami. Tylko serca znają ten
język i tylko one mogą zrozumieć sens tych specyficznych słów. W
oczach ukochanej spostrzegł odbicie własnych marzeń i pragnień,
tęsknotę za szczęściem. Jego serce spostrzegło z kolei jej
uczucia i pragnienia. Okazało się, że są one zbieżne. Oczy nigdy
nie kłamią, nigdy nie są fałszywe. Oczy są powiązane
niewidzialną linką z sercem i przekazują to, co ono chce
powiedzieć. On chciał co dzień obejmować ją budząc się u jej
boku, co dzień patrzeć w jej piękne oczy, co dzień być z nią.
Nic więcej, tylko być.
Zatrzymali
się. Wreszcie ich usta znalazły wspólną drogę do szczęścia. I
w tym momencie otworzyły się przed nimi bramy raju. On chciał,
żeby ta chwila trwała wiecznie, wiedział, że ona również tego
pragnie. Pocałunek z ukochaną był dla niego czymś, co powodowało,
że stawał się silniejszy, był w stanie góry przenosić. Jeśli
taki stan duszy jest w Niebie, to bardzo pragnął się tam znaleźć.
To było coś wspaniałego, nic innego nie mogło równać się z tym
uczuciem. Nawet seks. Czym byłby sam seks bez pocałunków, bez tej
czułości? Byłby niczym, zwykłym zaspokojeniem fizycznym. A on
chciał czegoś więcej, oprócz potrzeb ciała , miał również
potrzeby duszy. I tylko połączenie jednego z drugim mogło
przynieść pełną ekstazę, taką, która rozlewa ciepło od stóp
do głów; taką, którą nie każdy może przeżyć, bowiem to
domena prawdziwie zakochanych.
Patrzył
na nią bezustannie, na jej włosy, usta, szyję, piersi, nogi,
stopy. Swoim istnieniem wlewała w niego ogromną radość, być może
nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wielka jest to radość.
Ona
była dla niego Wszystkim. Choć może wielu powiedziałoby, że nie
ma w niej nic szczególnego, że jest taką kobietą, jakich wiele.
Dla niego była najpiękniejszą, najcudowniejszą istotą chodzącą
po tym ziemskim padole. Był w stanie spełnić jej każdą prośbę,
bez żadnego wahania. Był w stanie rzucić wszystko z czym był do
tej pory związany, zostawić swoje dotychczasowe życie i pójść z
nią choćby na koniec świata. Położyli się na trawie i zaczął
całować jej nos, usta, policzki, szyję. Całował całe jej ciało,
nie zostawiając ani jednego wolnego centymetra. Ona wzdychała z
rozkoszy, a on leżąc wdychał woń jego ukochanej. Gdy tak czule i
dokładnie pieścił jej ciało, nagle stało się coś
nieoczekiwanego.
Został
brutalnie obudzony, przez donośny płacz dziecka dochodzący z
drugiego końca domu. Sen się skończył i zostały mu tylko bajkowe
wspomnienia oraz nadzieja, że być może przyjdzie taki dzień, gdy
ów sen stanie się ponownie rzeczywistością.
Nakrył
głowę poduszką, gdy płacz dziecka nie ustawał. To było ponad
jego siły. Był zmęczony. Nagle poczuł jak ciepłe ciało jego
żony wtula się w te jego.
-Kochanie,
to tylko dziecko.
Do
Louis'a po prostu w dalszym ciągu nie dochodziło to, że został
dziadkiem.
Wraz
z narodzinami jego wnuka, przeminęło wszystko. Została tylko
miłość.
-Myślę,
że odstrzelenie ptaka Joseph'owi było dobrym pomysłem.
Usłyszał
melodyjny śmiech jego żony i już wiedział, że nie potrzebował
powrotu do snu. Miał przecież swoją jawę.
-Kocham
Cię, Shanno.
-Kocham
Cię, Lou.
I
zagłębi się w swojej miłości tak jakby nie było jutra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz