środa, 7 grudnia 2016

Dwadzieścia trzy


Nie potrafiłem kochać, a ona mnie do tego zmusiła...
*Louis*
Umieranie jest do dupy. Ja jestem do dupy. Wszystko jest do dupy!
Usiadłem na wannie i schowałem twarz w dłonie. Chciałem się nad sobą poużalać, ale cholera, nie potrafiłem. Byłem tak beznadziejnie beznadziejny. Nawet nie potrafiłem położyć się i wylać tony łez nad swoją osobą. Tak dawno zatraciłem już te ludzkie odruchy. Mimo tego, że chciałem to wszystko poczuć. Shanna miała rację. Lepiej byłoby jakbym naprawdę umarł. Teraz już byłem w stu procentach przekonany, że po wszystkim muszę odejść. Ta dziewczyna nie potrzebowała mnie, ani mojej miłości. Czas zniknąć i to na zawsze. Lepiej żyć z dala niż mieć ciągle niezadowolony wyraz twarzy dziewczyny tuż pod nosem. To by mnie zabiło.
Tak czy siak coś mnie zabije, ale nie chciałem, aby Shanna w tym uczestniczyła. Lepiej jej odpuścić wszystko. Niech nie widzi tego jak upadam. Pewnie by była uradowana.
Wstałem, podszedłem do lustra. Skrzywiłem się, gdy w odbiciu niezbyt znajomą twarz. Kiedy tak się zmieniłem?! Przejechałem po moim zaroście, pod którym skrywała się blizna. Jedyna rzecz, która pozostała po moim czarnym ja.
-Lou, żyjesz?! -prostuję się, gdy słyszę głośne walenie do drzwi i krzyk Harry'ego. Mam ochotę odpowiedzieć, że tak, umarłem. Jednak zamiast tego otwieram drzwi do łazienki i wpuściłem do środka przyjaciela -rozumiem, że siedziałeś tu godzinę i nawet się ubrałeś. -kręci głową. Podchodzi do umywalki. Przemywa twarz i patrząc na lustro spogląda na moje odbicie.
Czas oszczędził mojego przyjaciela. Wyglądał jakby miał cały czas dwadzieścia lat. Tylko ja gnam do przodu. Samozagłada, to to co mnie czeka. Umrę młodo i w męczarniach, które sam sobie zgotowałem. Nie no powinienem iść i zrobić z tego powodu imprezę.
-jak widać. Nie zrobiłem nic, przez ostatnią godzinę. Przez ostatnie lata, ogólnie przez całe życie. -machnąłem ręką. Harry zrobił duże oczy. Przypatrywał mi się jakbym był jakiś stuknięty. No, ale mu się nie dziwię, pieprzę od rzeczy. Tak Tomlinson, twoje rozumowanie jest gorsze od kostki Rubika. Nie wszyscy są tak genialni, aby mogli odczytać o co ci chodzi. -poddaje się...
Podnoszę ręce do góry i wychodzę z pomieszczenia. Rozglądam się po wąskim korytarzyku. Jedyną ozdobą ścian była biała farba. Zayn stawiał na minimalizm, a to coś nowego. Chłopak, który uwielbiał zapychać się drogimi rzeczami, nagle zaprzestał obracać się wokół pieniędzy. Można byłoby rzec, że wydoroślał.
Wszedłem do salonu z chęcią wbiegnięcia po schodach do swojego pokoju. Usłyszałem jednak brzęk odbezpieczenia broni. Przystanąłem. Moje ciało całe się spięło. Mój wyostrzony słuch wychwycił lecącą kulę za nim ta utkwiła parę centymetrów ode mnie w ściankę. Spojrzałem w tamto miejsce.
-odwróć się -zacisnąłem zęby, kiedy usłyszałem jej głos. Czy ta kobieta chciała mnie zabić do jasnej cholery?! Co ona sobie wyobrażała?! Mógłbym w każdej chwili skręcić jej kark.
Odwróciłem się i poczułem jak szarość zalewa mój umysł. Zobaczenie Shanny mierzącej do mnie wywoływało we mnie moje mroczne ja, które za wszelką cenę chciało się bronić. Coś zmuszało mnie do podejścia do dziewczyny. Zabrania jej broni i zrobieniu z nią porządku. Jednak ze wszystkich sił zmuszałem się do pozostania na miejscu. Nie mogłem jej zrobić krzywdy. Była przecież miłością mojego życia. Jakby stał się jej krzywda, umarłbym z nią.
-Shanno, co ty robisz?
-to co widzisz, kochanie -jej słowa były przesiąknięte jadem. Teraz już wiedziałem w stu procentach, że dziewczyna była na mnie nieźle wkurwiona i lepiej byłoby zejść jej z oczu. Poczekać na lepszy dzień.
-odłóż broń -próbuję być spokojny, ale przepraszam. Nerwy i te sprawy. Wzdrygam się, gdy słyszę kolejny wystrzał. Kula ląduję też przy moich stopach. Dobrze, że mnie nie postrzeliła, jeszcze.
-co tu się dzieje? -o eureko! Pan Styles się pojawił! Gdzie byleś chwilę temu?! -ty do niego strzelasz? -mam ochotę strzelić go w pysk, ale kolejny wystrzał mi to utrudnia. Mój ręką, która wyciągnąłem w stronę przyjaciela, zawisła w powietrzu. -nie strzelaj! -krzyk Harry'ego przypominał skrzeczenie jakiegoś ptaka. Naprawdę on potrafił wydobyć z siebie takie piski? O mało się nie roześmiałem. Mina mi jednak zrzedła, kiedy zobaczyłem dziewczynę.
-Zayn mi pozwolił strzelać... do ciebie -wyglądała jakby była nierównoważona psychicznie. Co z nią się dzieje?! Dobra pozostawmy ją, teraz trzeba pomyśleć o tym co powiedziała. Zayn, pozwolił jej strzelać do mnie?! No proszę was! Zacisnąłem zęby, kiedy kolejna kula przeleciała obok mojej głowy.
-przestań! Przestań do jasnej cholery! -teraz już się naprawdę wkurzyłem. Ileż to można pozwalać, aby ktoś do ciebie strzelał!
-co? Nie podoba się? -pyta lekceważąco -a pamiętasz, jak ty do mnie strzelałeś?! -jej słowa budzą we mnie wspomnienia owej sytuacji. Jeśli mściła się w ten sposób, to bardzo dobrze jej szlo.
Kolejna pocisk wbija się tuż obok mojej lewej stopy i muszę powiedzieć, że miarka się przebrała. Moja cierpliwość właśnie się skończyła. Obudził się we mnie Joker. Przechyliłem głowę w prawą stronę. Posłałem jej szeroki uśmiech i ruszyłem do ataku. Dziewczyna zrobiła duże oczy, gdy stanąłem tuż przed nią. Chwyciłem za broń i przystawiłem sobie lufę do czoła.
-strzelaj tu... -widzę jak przełyka ślinę. -zawsze chciałem zobaczyć swój mózg na ścianie -uśmiecham się i zaciskam dłoń mocniej na broni. Czekałem aż dziewczyna coś zrobi. Miałem nadzieję, że opuści broń i mnie zbluzga.
Zrobiła jednak coś czego się nie spodziewałem. Pociągnęła za spust. Głuchy dźwięk zapadni rozszedł się po mojej głowie. Mógłbym właśnie umrzeć. Cale życie przebłysło mi przed oczami.
Strzeliła do mnie! Po prostu strzeliła do mnie! Miałem głupie szczęście, że skończył się jej magazynek.
W oczach dziewczyny zobaczyłem łzy. Puściłem broń i zrobiłem krok do tyłu. Chciałem stąd uciec. Nie wierzyłem, że to zrobiła. Nie taką Shanne poznałem. To nie była ta krucha dziewczyna, która płakała nad moim martwym ciałem. Nie mogłem! To mnie przerosło. Chyba wolałbym aby jednak mnie zabiła. Sama myśl, że pociągnęła za spust, dziurawiła mi serce.
Wychodząc z domu w samej piżamkę, wiedziałem, że wszystko się skończyło za nim dobrze się zaczęło.
Zasada jest prosta.
Nigdy nie kłam komuś, kto ci ufa.

Nigdy nie ufaj komuś, kto cię okłamał.

1 komentarz:

  1. O rzesz ty !!! :0 To było porąbane O_O ale i pięknie zobrazowane w kilku prostych słowach. Świetny rozdział. 😵

    OdpowiedzUsuń