poniedziałek, 31 października 2016

Dwadzieścia


Myślę, że umarłbym dla Ciebie
*Louis*
Dłonie trzęsły mi się jak pijakowi. Musiałem być poważny. Nie mogłem dać plamy. Ale... cholera! Jak miałem niby powiedzieć jej, że żyje?! Byłem odważny itp... ale ta kobieta mogła mnie zabić jednym spojrzeniem, jednym słowem.
Tak mało brakowało... Tak niewiele mnie dzieliło od tego, aby stanąć twarzą w twarz z moją ukochaną. Tak to strasznie bolało. Kiedy wymyśliłem cały ten plan nie myślałem o konsekwencjach, nie myślałem o tym, że pewnego dnia będę musiał stanąć z nią oko w oko. Cholera... byłem teraz najgorszym wszystkim co mogło spotkać tą dziewczynę.
To nie było nic dobrego. Poprawiłem swoją koszulkę i przełknąłem ślinę. Czerń zalała mój umysł, myślałem o wszystkim i o niczym. To był mój koniec a zarazem początek.
Wyciągnąłem z kieszeni karty. Wsadziłem jedną z nich miedzy palce i tak po prostu rzuciłem. Wbiła się w drzwi domu Malik'a. Skrzywiłem się lekko, prawdopodobnie oberwę za to, ale cóż.
Chciałem nacisnąć na klamkę, gdy nagle usłyszałem jej śmiech. Taki delikatny, czysty i ciepły. To była Shanna, jedyna kobieta przed którą upadł Joker... Jedyna kobieta, której bało się moje mroczne ja. Byłem potulny jak baranek przy niej, to mnie właśnie zgubiło.
[-cudownie... -rzuciłem lekko zniesmaczony, gdy moja kurtka upadła. Do jasnej cholery, gdzie my trafiliśmy?! Ten hotel zaraz się zawali.
Patrzałem jak Shanna wchodzi w głąb pokoju i rozgląda się po nim. Wyglądała na taką przestraszoną
-nie ma drzwi -szepnęła, kiedy ja usiadłem na łóżku. Spod niego wystawało coś białego i przypominało drzwi.
-znalazłem je -ukucnąłem i wsadziłem dłonie pod łóżko -jeśli znajdę tam trupa, to chyba padnę ze śmiechu -naprawdę mnie to rozbawiło. Po wyglądzie hotelu jak i pokoju, można było się spodziewać wszystkiego, nawet trupa pod łóżkiem.
Dziewczyna odwraca się do mnie plecami jakby nie chciała patrzeć na to co robię. Na nasze szczęście drzwi są tylko rozwalone, zero trupów...
-miło -mruczę -ktoś pozbawił je zawiasów]
Chciałem wejść niepostrzeżenie. Nie chciałem już teraz konfrontować się z dziewczyną. Nacisnąłem delikatne na klamkę i wszedłem do środka. Moje kroki były ciche, poruszałem się jak własny cień. Obtarłem czoło z potu, pierwszy raz tak się stresowałem spotkaniem z kimkolwiek.
Usłyszałem kroki. Przystanąłem gwałtownie i stanąłem oko w oko z kobietą, która zaprzątała wszystkie moje myśli.
Shanna patrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Jej twarz nie wyrażała nic. Myślałem, że zemdleję. To nie miało być tak!
Nagle zaczyna krzyczeć. Jej wrzask jest tak ogłuszający, że przez chwile nie mam pojęcia gdzie się znajduję. Głuche echo odbijało się w mojej głowie.
Nie wiem co mam zrobić, czy mam do niej podejść i ją przytulić, czy stać dalej jak kołek.
-co tu się dzieje?! -krzyk Harry'ego próbował przebierać się przez ten Shanny. Oczywiście to nie miało sensu, bo dziewczyna poddawała nasz słuch jakiejś próbie na najwyższym levelu. -Lou? -chłopak wyglądał na dość zdziwionego moim widokiem.
Nagle krzyk dziewczyny umilkł. Na jej policzkach widniały ślady po łzach. Płakała, płakała przeze mnie... ponownie. Dlaczego tak bardzo ranię ludzi.
-ty żyjesz... -delikatny szept opuścił jej usta. Nie mogłem odwrócić od nich wzroku. Tak bardzo chciałem je całować. Poczuć jej smak, dotyk. Chciałem być przy niej... mieć ją w ramionach i powtarzać jej do końca życia jak bardzo ją kocham. -Boże, ty... żyjesz?! -krzyczy. Zaczyna mruczeć coś pod nosem, czego kompletnie nie rozumiem.
-Shanno -wreszcie się odzywam i nawet nie miałem pojęcia, że mój głos może być tak spokojny i delikatny. -tak, żyję...
Dziewczyna ociera łzy dłonią i robi coś czego bym się w ogóle po niej nie spodziewał. Wyciąga za paska spodni Harry'ego broń. Odbezpiecza ją i wymierza prosto we mnie. Wiele razy stawałem przed śmiercią, wiele razy ludzie mierzyli ze mnie z broni... ale nigdy nie czułem tego co teraz. Lekko duszące uczucie, ściskające żołądek. To był strach?! Bałem się, że mnie zabije? Cholera... naprawdę się bałem.
Shanna patrzy na mnie z mrokiem w oczach. Złość aż z niej kipi. Widzę, że się mnie nie boi i nie cofnie się przed niczym. Zabiłaby mnie? To mnie boli.
-ty parszywy... sukinsynie! Żyjesz! Okłamałeś mnie! Przez tyle lat... Zabije cię! -jej słowa budzą we mnie mrok, zapominam o strachu, zapominam o wszystkim. Mógłbym ją teraz zabić... Joker mógłby pozbawić ją życia. Jednak jemu tez na niej zależy.
-Harry... wyjdź... -rzucam twardo w stronę przyjaciela. Chłopak patrzy na mnie zdezorientowany. Kręci głową w zaprzeczeniu. -idź!
Widzę jak przełyka ślinę, ale wychodzi. Zostawia nas samych. Teraz albo zginę, albo przeżyję. Na jedno wyjdzie... bez niej i tak jestem martwy.
Robię krok w jej stronę. Zero reakcji... robię drugi, trzeci, czwarty. Staję naprzeciw niej. Chwytam za broń i przykładam lufę do serca.
-strzelaj -szepczę. Widzę jak jej dłonie się trzęsą. Jakby miała mnie zabić, już by to zrobiła. Nie potrafi tego zrobić. Kamień spada mi z serca. -pociągnij za spust -Shanna zaciska mocno powieki. Wyrywam broń z jej dłoni i rzucam w kąt. Nie wiem co mam jej powiedzieć... przeprosić? Błagać o wybaczenie? Robiłem wszystko dla jej dobra. Chciałem ją uwolnić od siebie.
Nagle czuję piekący ból na prawej stronie twarzy. Przez chwilę jestem zdezorientowany. Mój mózg zaczyna działać na wysokich obrotach. Uderzyła mnie... uderzyła mnie w twarz. Powinienem się wkurzyć, tak jak zawsze to robiłem... ale nie czułem złości, należało mi się, prawda? To i tak dobrze, że przyłożyła mi tylko w twarz.
Kładę z impetem dłoń na ścianie tuż obok jej głowy. Patrzę prosto w jej oczy. Łzy spływają po jej policzkach. Chcę ją przytulić, zapewnić, że wszystko będzie ok. Nim jednak cokolwiek robię, dziewczyna zjeżdża po ścianie. Kuca, obejmuje dłońmi kolana. Jest w rozsypce... Muszę coś zrobić, ale nie mogę się ruszyć. Wiszę tak nad nią. Pora przemyśleć sens swojego życia. Matko co ja robię z własnym życiem?!
Upadam na kolana... ciężar poczucia winy przygniata mnie do ziemi. Przegrałem wszystko...
-nie wybaczaj mi... nigdy -mój głos przesiąknięty jest bólem. Coś ściska boleśnie moje serce. Chowam twarz w dłonie.

-nienawidzę cię... -słyszę cichy szept Shanny. Przegrałem.

2 komentarze:

  1. czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww tyle emocji piękne po prostu cudowne 😵 Na taki rozdział warto czekać 😉. Weny życzę i czekam 😊

    OdpowiedzUsuń