martwym można być na milion różnych sposobów.
*Louis*
Stałem
oparty o ścianę i wpatrywałem się w moich przyjaciół. Harry
wyglądał jakby uderzył w niego piorun. Zayn opierał się o poręcz
schodów z dość kwaśną miną. Liam nad czym intensywnie myślał.
Chciało mi się z nich śmiać. Dawno tak nie staliśmy razem i
przyjemnie było popatrzeć na nich wszystkich.
-myślę,
że Shanna ma rację. Po co się włamywać? -pytam szeptem. Nie chcę
aby czasem dziewczyna mnie usłyszała.
Harry
kręci głową. Zayn dziwnie się uśmiecha, kiedy patrzy na
wchodzącego do gabinetu Liam'a.
Podskakuje,
gdy drzwi wejściowe otwierają się z hukiem. Kiedyś dostanę przez
tego pieprzonego Irlandczyka zawału serca.
-Niall,
czubku... chcesz obudzić Shanne? -Zayn pierwszy wkracza do akcji i
chyba nawet dobrze. Ja mógłbym ją naprawdę obudzić i wtedy by
było nieciekawie.
-już
nie śpię -słyszę aksamitny głos Shanny i mam ochotę stać dalej
i czekać, aż się pojawi. Serce wali mi jak oszalałe. Czuję się
jak w jakimś transie, ale szybko dochodzę do siebie. Jak tylko
słyszę zbiegającą po schodach dziewczynę wciskam się do
gabinetu. Omijam Liam'a, który zwinnie zamyka za sobą drzwi. Tak
mało brakowało.
Cztery
dni później
Stoję
przed domem, w którym przez ostatnie lata mieszkała Shanna. Próbuję
jakoś zachowywać się normalnie. Nie chcę, aby ktoś uznał mnie
za podejrzanego typa i wezwał policję.
Dzwonie
do drzwi, nie muszę długo czekać. Opieram się o futrynę, kiedy
drzwi stają przede mną otworem.
Wzrok
mężczyzny jest dość długo utkwiony w mojej głowie. Powinienem
od samego wejścia obić mu ryj. Sama myśl, że ten człowiek przez
ostatnie trzy lata dotykał Shanny... krew zaczyna we mnie buzować.
Muszę to uspokoić.
-wejdź
za nim ktoś cię zobaczy -wciąga mnie do środka, a ja się śmieję.
-co
ty taki spięty? -dotykam jego ramienia i próbuję jakoś rozładować
wszystkie emocje. Mam ochotę położyć się na ziemi i tarzać ze
śmiechu. Chłopak był bardziej spięty ode mnie, ale trochę mu się
nie dziwię. Też bym nie chciał zginąć.
-Milo
-mówię cicho -słyszałem, że przetrzymujesz w domu naszego
kochanego Felix'a.
-Denis
się nim zajmuje -słyszę w jego głosie rezygnacje. Wydaje się być
zmęczony i wypompowany z życia. -jak Shanna? Nic jej nie jest?
-dobrze
wiesz, że nie -kładę dłoń na ramieniu mężczyzny. Wiem, że się
o nią martwi. Żyli przecież ze sobą przez ostatnie lata. Byli
chyba nawet zaręczeni. Milo oczywiście traktował Shanne jak
młodszą siostrę, bo tak naprawdę był w związku z kimś innym.
-masz
szczęście, że jesteś gejem -zaciskam dłoń na jego ramieniu
-inaczej bym cię zabił za dotykanie mojej kobiety.
-sam
mnie do tego przydzieliłeś -wzruszył ramionami i odsunął się
ode mnie na bezpieczną odległość.
-jednak
nie zgadzałem się na używanie Shanny jako przynęty na Felix'a.
Mój
uśmiech jest dość sztuczny. Dominick dobrze o tym wie. Cholera już
sam się gubiłem w tym wszystkim. Dominick, Milo... Milo, Dominick.
Jakbym go nazwał wiem, że i tak zareaguje.
-musimy
się stąd wynieść. Jutro ma przyjść koleżanka Shanny, podlać
kwiatki -parsknąłem śmiechem. Rozejrzałem się po salonie, zero
kwiatków. Chyba że hodowali je wszystkie w kuchni.
-przyśle
ludzi. Pomogą wam -opieram się o ścianę. Biorę kilka głębokich
wdechów. Wszystko idzie tak bezsensu. Od sześciu lat próbuję udać
martwego. Czy mi się to udaje? Oczywiście, że tak. Jednak nic nie
idzie dobrze, kiedy zaczynam czuć tęsknotę za tą jedną osobą...
Tą jedyną, która potrafi uleczyć mnie ze wszystkiego. Wystarczyło
jedno maleńkie słowo, aby moje martwe serce zaczęło bić. To
dzięki niej żyję... To za jej krzykiem szedłem kiedy kula
przeszyła moją pierś. Odruchowo przejechałem po bliźnie. -mam
dla ciebie ostatnią robotę. Później rób co chcesz -wyciągam z
kieszeni zdjęcie. -to jest Robert Greyson. Wspólnik Felix'a. Trzeba
go znaleźć i zlikwidować. Zagraża Shannie. -podaję Milo zdjęcie
mężczyzny. Długo go szukałem, aż dupka znalazłem.
Patrzę
jak Milo otwiera szeroko oczy.
-to
jest William Anders, nowy wspólnik Shanny -wskazuje na zdjęcie
-Boże, mógł jej przecież zrobić krzywdę -szepcze, a ja się
gotuję. Mieliśmy go tak blisko i w każdej chwili mógł zrobić
krzywdę dziewczynie.
-nikt
go nie prześwietlił?!
-jest
czysty, a przynajmniej tak mówi jego tożsamość.
-przyprowadź
go do mnie, a teraz idę porozmawiać z Felix'em. -jestem zły, a
wręcz wkurwiony.
Nakładam
na głowę kaptur. Otwieram drzwi prowadzące do piwnicy. Schodzę po
schodach. Na ostatnim stopniu siedzi Denis. Patrzy przed siebie. W
piwnicy panuje cisza. Felix prawdopodobnie dostał i teraz siedzi
zamroczony. Nie zdziwiłbym się. Jego słownictwo często skłaniało
do takich rzeczy.
Klepię
Denis'a po ramieniu i daję mu znać, aby mnie zostawił samego z
więźniem.
Felix
siedzi ze opuszczoną głową. Klepię go kilka razy po policzku.
Otwiera swoje oczy i nagle zaczyna się wyrywać.
Przerażenie,
strach... tym karmi się dusza Joker'a.
Nareszcie :D tego mi brakowalo w tym opowiadaniu :D
OdpowiedzUsuń