piątek, 23 września 2016

Piętnaście


Nie licz na śmierć...
*Harry*
W głowie mi huczało. Każda myśl sprowadzała się do jednego... Victor Vess i jego poczynania. Nie mogłem ogarnąć jak on mógł to wszystko robić. Byliśmy przecież przyjaciółmi, broniliśmy jego rodziny! Louis sfingował swoją śmierć tuż po jego rzekomej śmierci, aby dopaść jego mordercę, a on?! A on do cholery jasnej cały czas zbierał na nas dowody!
Dobra, w naszych teczkach nie ma nic co mogłoby nam zaszkodzić, ale jednak.
Biedna Shanna, nawet nie wiedziała jaki podły był jej ojciec. To musiał być dla niej szok. No ale co tu się dziwić.
-niech cie diabli, Vess! -wstałem z łóżka i podszedłem do stolika. Leżały na nich cztery teczki. Moja, Felix'a i dwie, które należy do Lou. Dobrze, że Vess miał tyle oleju w głowie, że nie wydał Tomlinson'a.
Byli najlepszymi przyjaciółmi, nie mogę zrozumieć jak mógł go zdradzić. To naprawdę było dla mnie za wiele. Miałem ochotę znaleźć Victor'a i obić mu pysk.
Może to było złe, że chciałem zrobić krzywdę komuś kto ratował nasz tyłek tak wiele razy, ale sama myśl, że nie robił tego interesownie... ogarnęła mnie złość. Poczułem silne ukucie w klatce piersiowej. Był dla nas jak ojciec.
Zawisłem głową nad wypchaną teczką Joker'a. Nie miałem odwagi jej otwierać. To chłopcy ją przejrzeli. Żaden z nich nie miał uradowanej miny. Nie dziwię się, pewnie nikt tam nie pisał w samych superlatywach o Lou.
Czas się zmierzyć ze światem i zacząć ostre poszukiwania Vess'a. Niech lepiej Bóg go ma w swojej opiece, kiedy go znajdę.
*
Podczas śniadania wszyscy siedzieli cicho. Shanna była bardzo przygaszona. Wyglądała jakby ktoś podciął jej skrzydła. Czemu ja się dziwnie?
Miałem ochotę ją przytulić i zapewnić, że będzie wszystko dobrze, jednak nie umiałem, bo nie lubiłem kłamać. Nic nie będzie dobrze. Coś nas kiedyś rozpieprzy od środka i będzie trzeba zbierać strzępki. Ni chciałem aby tak to się kończyło, ale się skończy. Nic nie trwa wiecznie, a szczególnie my.
Nie można z tego wyjść. Idziesz z prądem, lub zostajesz wyautowany.
Hana... Musiałem zrobić coś, aby ją uchronić.
-Harry... -szczupła dłoń znalazła się na tej mojej. Byłem tak pogrążony w moich myślach, że nawet nie wiedziałem kiedy wszyscy wstali od stołu i rozeszli się.
-słucham? -próbowałem się uśmiechnąć, ale chyba nie wyszło. Nawet odrobinę się nie dziwiłem.
-będzie dobrze, wszystko się ułoży -spojrzałem na nią zdziwiony. To chyba ja powinienem ją pocieszać, a nie ona mnie. Czy naprawdę tak strasznie wyglądałem?! Chyba czas się ogarnąć, to nie pomoże w poszukiwaniu Vess'a.
-wiem... -położyłem swoją dłoń na tej jej i uśmiechnąłem się, szczerze.
-oni tak długo? -wskazała głową na salon. Musiałem się wychylić, aby zobaczyć o co chodzi.
Przez drzwi kuchenne miałem dobry wgląd do pomieszczenia. Liam siedział na kanapie niby czytając książkę, a Zan rozmawiał z Niall'em. Liam i Zayn co chwilę na siebie zerkali, kiedy niby nikt nie patrzał.
-krążą wokół siebie od bardzo dawna, co ostatnio się nasiliło -mówię cicho -to trochę zabawne. -oboje zaczynamy się śmiać. Trzeba gdzieś rozładować ten cały stres.
*
Po obiedzie i sprawdzeniu wszystkich poszlak związanych z Victor'em chłopacy zabrali Shanne do lasu, aby postrzelać do puszek. Nie chciał uwierzyć, że Shan dobrze strzela, chcieli to zobaczyć na własne oczy. Modliłem się, aby nikomu nic się nie stało.
Stałem oparty o drzewo i przypatrywałem się im z uśmiechem. Zachowywali się jak małe dzieci, którym dano wymarzoną zabawkę. Shanna straciła za każdym razem wszystkie puszki... odległość nie grała roli. Wszystko szło jej dobrze, co spotykało się z podziwem ze strony chłopaków. Toż coś nowego. Pogratulować tylko.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Wyciągnąłem go z kieszeni. Zmarszczyłem czoło, gdy zobaczyłem kto dzwoni.
-zaraz wracam -rzuciłem szybko za nim ktokolwiek mógł zareagować.
Odsunąłem się od nich na bezpieczną odległość. Nie chciałem, aby strzały zagłuszały mi rozmowę.
-co jest? -czuję się trochę spięty.
-mnie też miło cię słyszeć -odpowiedział mi rozbawiony głos. Przewróciłem oczami. -jak tam sprawa Vess'a?
-dostałeś dokumenty? -zapytałem zdenerwowany, bałem się jego reakcji.
-tak. To jest zabawne. Teczka Joker'a jest tak zapchana, że siedziałem nad nią całą noc -roześmiał się, a ja nie mogłem powstrzymać się przed uśmiechnięciem się. -Vess sam nie mógł tego zorganizować -powiedział nagle poważnie.
-no właśnie, karta Joker'a... myślisz, że chciał wrobić nas wszystkich?
-nie... raczej chronić. Zdaje mi się, że Dylan wie więcej, niż nam mówił... a kartkę mógł podrzucić Felix
-mam do niego iść? -rozejrzałem się dookoła i czekałem na odpowiedź. Spiąłem się gdy nie nadchodziła.
-sam to załatwię. Ty pilnuj Shanny i szukaj Vess'a. Do tego trzeba przycisnąć Felix'a. Musi nam powiedzieć kto jest jego wspólnikiem, za nim dojdzie do czegoś krwawego -wzdrygnąłem trochę. Przetarłem czoło, bo czułem jak zaczynam się pocić. To wszystko źle na mnie wpływało. Ciągle myślałem o Hanie i o dziecku. Nie mogłem pozwolić, aby im coś się stało.
-Milo się nim zajmuje -wyszeptałem.
-ok... pogadam z nim...
Dalszej wypowiedzi nie słyszę. Nagle słychać głuchy wystrzał i krzyki. Najgłośniejsza jest Shanna. Coś się stało. Upuszczam telefon i biegnę. Cholera, jak coś się jej stało, to chyba umrę.
Wbiegam na polane. Niall leży na ziemi i jęczy. Shanna wisi nad nim i płacze. Liam klęczy tuż obok prawej nogi Niall'a. Zayn zabezpiecza broń.
-co się stało do cholery jasnej?!
-Shanna, postrzeliła Niall'a -odpowiada Liam. -to był wypadek.
-prawie go zabiłam -patrzy na mnie przerażona. Cholera! Wiedziałem, że lepiej ich nie zostawiać samych.
-to była moja wina! -odpowiada oburzony Niall.
Słucham ich przepychanki. Ostatecznie dowiaduje się, że kula tylko drasnęła stopę Niall'a. Chłopak miał więcej szczęścia niż rozumu.
Liam prowadzi poszkodowanego do domu. Zayn próbuje uspokoić Shan, a ja przypominam sobie o telefonie.
Teraz będzie zajebiście, bo go zgubiłem.
Szedłem powoli do miejsca, gdzie stałem prędzej. Miałem dużo szczęścia, że telefon leżał pod drzewem i był dość widoczny. Podniosłem go i z ulgą stwierdziłem, że nie jest uszkodzony. Połączenie też nie zostało przerwane.
-jesteś? -pytam spokojnie.
-Harry! Co się kurwa mać stało?! -musiałem odsunąć telefon od ucha, chyba ogłuchnę.
-Shanna postrzeliła Niall'a. Wszystko opanowane, wszyscy żyją. Dziewczyna nie naruszona -próbowałem przewidzieć wszystkie jego pytania. Uśmiechnąłem się delikatnie.
Myślałem, że zacznie krzyczeć... a on po prostu się roześmiał. Cudownie
-zuch dziewczyna. Pozdrów ode mnie Niall'a i niech nie ryczy jak baba -jego dobry humor i mi się udziela. -doba wołają mnie. Do następnego, Harry -teraz w jego głosie można było odczuć smutek.
-do następnego... -chciałem się już rozliczyć, gdy usłyszałem.
-jeszcze jedno, Hazz...
-tak?
-dbaj o nią
-standardowo, Tommo... standardowo -usłyszałem dźwięk przerwanego połączenia. Tak strasznie mi go brakowało.

1 komentarz: