O niektórych sprawach nie powinno mówić się głośno...
Mój
oddech był płytki, pot spływał po mojej twarzy mieszając się z
łzami. Serce miało zamiar wyskoczyć z piersi. Dłonie trzęsły
się jakby wpadła do lodowatej wody. Straszliwy ból rozrywał mi
pierś. Wszystko we mnie krzyczało: za jakie grzechy.
Zamknęłam
oczy, ale znowu zobaczyłam ten sam obrazek. Louis leżący w
wielkiej kałuży krwi. Otwartą trumnę i patrzące na mnie błękitne
oczy, martwe oczy.
Dlaczego
to wszystko działo się mnie?! Dlaczego to wszystko nie mogło
odejść w niepamięć. Chciałam zapomnieć... chciałam nie
pamiętać.
-Shanno?
-cichy głos odpędził ode mnie wspomnienie snu. Zgarbiona sylwetka
Zayn'a stała w progu i przypatrywała się mi. Dobrze wiedziałam,
że nie wyglądam najlepiej. Jestem najgorszą wersją sobie i nie
wiem co dalej ze mną będzie. -co się stało?
-nic
-pociągam nosem i kładę się z powrotem na łóżko. Odwracam się
do Zayn'a plecami i próbuję udawać, że go tu nie ma. Nie chcę
się tłumaczyć z tego wszystkiego. Każdy może mieć przecież od
czasu do czasu zły sen.
-chcesz
pogadać?
-połóż
się koło mnie -nie wiem dlaczego to powiedziałam, ale chyba
potrzebowałam kogoś obok, kogoś kto odgoni moje koszmary -nie
lubię spać sama.
Słyszę
jak Zayn wzdycha, jednak nic nie mówi. Po chwili czuję jak łóżko
ugina się za moimi plecami.
Nie
dotykał mnie, ale sama świadomość, że ktoś jest tuż obok,
pozwoliła mi zasnąć.
Rano
obudziły mnie promienie słoneczne padające prosto w moje oczy. Kto
do jasnej Anielki osłonił okno.
Podniosłam
się powoli i otworzyłam oczy. Zayn'a już nie było, ale tuż obok
na szafce stała taca z kanapkami i sokiem. Przewróciłam oczami i
pokręciłam głową. Ci ludzie są dziwni.
Zjadłam
śniadanie, wzięłam prysznic i zeszłam na dół. Na ostatnim
schodku siedział Liam, tak jakby chciał być niezauważony przez
kogoś, kto był w salonie.
Usiadłam
obok niego i zmarszczyłam czoło. W salonie siedział Harry i
przytulona do niego Hana. O czymś wesoło dyskutowali. W rogu
siedział Zayn, pochłonięty jakimiś dokumentami.
-cześć
-szepnęłam -jak tam?
-dobrze...
Oparłam
głowę o ramię Liam'a i spojrzałam na parę siedzącą na kanapie.
Chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie, ale nic nie powiedział.
Nie wiem czemu, ale czułam się przy niech wszystkich bezpiecznie.
-ach
ta miłość... -westchnęłam -a ty jak tam, dalej wolny duch?
-dotknęłam lekko jego ręki. Do tej pory pamiętam, że to on był
dla mnie najmilszy z nich wszystkich. -masz kogoś na oku?
-mam...
-jego wzrok dziwnie był skierowany w kierunku jednej osoby -grubą
rybę... -w pierwszym momencie przeżyłam szok, ale po chwili się
uśmiechnęłam. Każdy miał przecież możliwość być
szczęśliwym. Nie mogłam nikogo oceniać, ani skreślać.
-idę
do kuchni, bo zaraz rzygnę cukrem, od tej ich miłości -wskazałam
na Harry'ego i Hanę -wstałam i poklepałam Liam'a po ramieniu.
Chciałam dodać mu otuchy.
*
Zegar
wybił południe, gdy wszyscy zebraliśmy się wokoło stołu. Każdy
został poinstruowany co ma robić i jak się zachowywać. To miała
być szybka akcja, zakończona sukcesem.
Harry
czule pożegnał się z Hanną. Byłam zdziwiona, kiedy i mnie Hana
zagarnęła w uścisk. Nie zamieniłyśmy ze sobą dziś ani słowa,
ale i tak czułam 'ciepło' z jej strony, a nie powinnam. Zabiłam
naszą przyjaźń.
Podeszłam
do Liam'a, który stał sztywno i przypatrywał się temu jak Hana
żegna się ze wszystkimi.
-nie
martw się... z czasem i twoja rybka zakuma, że twój robaczek jest
smaczniejszy od reszty -powiedziałam to na tyle głośno, że
wszyscy spojrzeli na nas z wymalowanym pytaniem na twarzy. Olałam to
i poklepałam Liam'a po plecach, a później jakby nigdy nic poszłam
się przebrać.
*
Cisza
panującą w aucie była nie do zniesienia. Niall prowadził powoli,
tak jakby zwiedzał. Harry siedział tuż obok niego i intensywnie z
kimś pisał. Na jego twarzy ani razu nie zagościł uśmiech, więc
to na pewno nie była Hana.
Liam
siedział po mojej prawej stronie wpatrując się w okno. Zayn
wystukiwał jakiś rytm palcami na swoim kolanie. Proszę, niech to
się już skończy.
Z
nudów, usnęłam.
Obudziło
mnie lekkie szturchniecie. Otworzyłam oczy i spojrzałam prosto w
oczy Zayn'a. Uśmiechnęłam się szeroko.
-jesteśmy
na miejscu -wyszeptał. Pokiwałam głową i rozciągałam się.
Dopiero wtedy załapałam, że w aucie zostałam ja i Zu. -możesz mi
powiedzieć o co chodziło z Liam'em?
Roześmiałem
się i bez żadnych wyjaśnień wysiadłam z auta. Nie chciałam się
tłumaczyć z życia prywatnego brązowookiego. Niech się Zu trochę
pomęczy i pogłówkuje.
-idziemy?
-zapytałam jak znalazłam się tuż przy Liam'ie i Harry'm.
Odwróciłam
wzrok od mężczyzn i spojrzałam na budynek stojący przede mną.
Ogarnął mnie lęk. Jakieś dziwne uczucie zaczęło wić się we
mnie. Coś chwyciło za moje serce. To był mój dom. Tu wszystko się
zaczęło. Nie byłam pewna już tak bardzo co do mojego udziału w
tym wszystkim. Przełknęłam ślinę z nadzieją, że to coś
pomoże... nie pomogło.
-idziemy...
Nie
wiem jakim cudem ruszyłam się z miejsca. Harry trzymał swoją dłoń
na moich plecach i ciągle popychał mnie do przodu. Cholera, nie
wiedziałam, czy dam radę.
Dopiero
dzwonek mnie obudził. Dopiero teraz wiedziałam co mnie czeka. Może
czas wiać?
Drzwi
otwierają się, a żołądek podchodzi mi do gardła. Miło, prawda?
-dzień
dobry -pierwszy odzywa się Harry i uśmiecha się do wysokiej
szczuplej blondynki. Kobieta spogląda na niego z lekkimi rumieńcami.
No i mamy zauroczoną Harry'm kobiecinę.
-dzień
dobry, w czym mogę służyć? -szczerzy się jak głupia.
Oczywiście, że ten uśmiech był skierowany do Harry'ego.
-dzień
dobry, jestem Shanna Vess... -chciałam jak najszybciej to wszystko
ogarnąć, aby stąd uciec -mieszkałam tu kiedyś i chciałabym...
-mieszkała
pani tu? Jest pani córka poprzednich właścicieli? -kobieta
rozpromienił się jeszcze bardziej.
-tak...
i wie pani... Mój ojciec zostawił coś w tym domu i chcielibyśmy...
-wejdźcie
-kobieta zaprosiła nas do środka. Ciągle trajkotała jak szalona.
Szczególnie nawijała o tym, że słyszała, że mojego ojca zabił
Joker. Na każde jego słowo przewracałam oczami, a głupi Harry
uśmiechał się przy tym szeroko.
-czy
moglibyśmy rozejrzeć się? -zapytałam cicho -to znaczy, czy
moglibyśmy... -nie wiem co miałam powiedzieć
-oczywiście.
Remontowaliśmy cały dom, ale nic nie znaleźliśmy...
-a
jest coś co nie ruszaliście? -poprawiłam włosy i patrzałam
wyczekująco na kobietę, która nie odrywała wzroku od
zielonookiego.
-piwnica.
Pani matka zostawiła tam wina...
-możemy
zobaczyć?
Kobieta
bez żadnego ale sprowadziła nas do piwnicy. Nic się nie zmieniło.
Dalej wyglądała na 'mroczną'.
Harry
zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Chłopcy w
akompaniamencie gadania blondynki oglądali wina. Kobieta mówiła i
mówiła. Opowiadała jak przyprowadza tu znajomych, aby mogli
obejrzeć wina. No tak, mój ojciec zbierał bardzo unikalne
egzemplarze.
Głowa
zaczęła mnie już boleć od pieprzenia tej kobiety.
-tu
jest woda... -Harry wskazał jedną z butelek. Podeszłam do niego i
spojrzałam na to co trzymał w dłoniach. Okazało się, że
praktycznie cały regał zawiera butelki z wodą. -Zayn, Li...
-mężczyzna wskazał obu na regał.
Żadne
z nich nawet przez moment się nie zająknął. Przesuwanie nie
zajęło im dużo czasu i chyba nawet nie zmęczyli się przy tym za
dużo.
-kurwa!
-ze zdziwieniem spojrzałam na Liam'a, który miał całą mokrą
koszulkę. Wyglądał jakby zawartość którejś z butelek wylała
się na jego koszulkę.
-przyniosę
może panu nową... -blondyna jakby na skrzydłach pobiegła do góry.
W tym czasie Liam zdjął koszulkę. Zayn odwrócił wzrok jakby
próbował nie patrzeć, ale tak naprawdę dobrze wiedziałam jak
jest.
-bo
się zakochasz -wyszperałam wprost do jego ucha, a później
podeszłam do Harry'ego, który już majstrował przy sejfie, który
osłonili chłopcy przesuwając regał.
Ostatecznie
wkurzony Zayn go otworzył. Nie mógł patrzeć jak Harry się męczy
i marnuje czas. Nie mam zielonego pojęcia jak ten chłopak to
zrobił, ale może pięć minut po tym jak przed nim uklęknął sejf
był otwarty. To jednak było nic, jak tylko skończył wlepił swój
wzrok w ubierającego się Liam'a.
-trzeba
na to kartony -mruknął Liam wskazując na zawartość sejfu.
Gwizdałam.
Cały sejf był zarzucony teczkami wypchanymi jakimiś papierami.
Zayn
i Liam poszli do auta. Harry zaczął przebierać w dokumentach.
Każda z teczek była podpisana. Kiedy znaleźliśmy te z imionami i
nazwiskami chłopaków, zrobiło mi się słabo.
Otworzyliśmy
kilka teczek, w tym tą Felix'a.
-mój
ojciec pracował...
-twój
ojciec chciał nas rozbić od środka -Harry zacisnął dłoń na
teczce ze swoimi danymi.
Cała
żółć podeszła mi do gardła. Naprawę teraz wolałbym umrzeć.
Mój ojciec był zdrajcą. Oszukiwał wszystkich. Nie wiem dlaczego
on tak postępował. Matko... dlaczego?!
Zdradził
Lou... zdradził chłopaków.
Z
mocno bijącym sercem patrzałam jak Hazz otwiera swoją teczkę.
-brak
zarzutów... anulowane -szeroki uśmiech zagościł na jego ustach.
Wszystkie
teczki chłopaków tak wyglądały. Tylko teczka Jokera' była tak
pełna, że praktycznie się nie zamykała. W rubryce gdzie powinno
być imię i nazwisko, widniało 'nn'.
Spojrzałam
na tą podpisaną 'Louis Tomlinson'. Chciałam ją wziąć i
otworzyć, ale nie mogłam. To wszystko mogło otworzyć drzwi, które
od bardzo dawna próbuję otworzyć.
-to
tych dokumentów szukał Felix.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz