poniedziałek, 5 września 2016

dziewięć


pamiętaj... gdy idziesz pod prąd, zawsze dostajesz po twarzy.
-dopóki was nie sypnę, Horan...
Chłopak przechylił głowę w lewą stronę i się zaśmiał. Wyglądał jakby miał się zaraz popłakać się ze śmiechu. Niall zgiął się w pół i uderzył kilka razy dłonią w udo.
-dajesz, Vess... -spojrzał na mnie -chętnie się spotkam z tobą... w sądzie.
Nie poznawałam chłopaka, który stał przede mną. To nie był ten Niall Horan, którego poznałam. Ten człowiek nie przypominał w ogóle roześmianego Irlandczyka z którym miałam przyjemność mieszkać przez jakiś czas.
-co się z tobą stała, Niall? -mężczyzna przestał się śmiać i zaszczycił mnie poważnym spojrzeniem. Jego oczy zrobiły się ciemne. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.
-dorosłem... -jego głos był zimny, a wręcz lodowaty. Zmroziło mnie. Wystarczyło jedno słowo z jego ust, a poczułam, że przymarzam do ziemi. Niall... To nie ten Niall.
Dwa dni później
Przeciągnęłam się. Bluzka, którą miałam na sobie podjechała do góry, odsłaniając mój brzuch. Kilka maleńkich blizn w okolicy pępka kazały mi wrócić wspomnieniami tam gdzie nie chciałam.
Tamtego dnia powinnam była zginąć. Przynajmniej miałabym spokój.
-ty dziwko! -podskoczyłam słysząc głos Glorii. Kobieta stała oparta o futrynę drzwi w mojej sypialni. Byłam w szoku... nie rozumiałam co się dzieje. -mówiłaś, że Don nie ma przystojnych przyjaciół! -pokręciłam głową w dalszym ciągu nie orientując się w tym wszystkim. -ten, który go przywiózł to normalnie chodzący seks!
-o czym ty pieprzysz? -poprawiłam koszulkę i przygładziłam niewidoczne marszczenia na moich czarnuch jeansach.
-jakiś koleś stoi z twoim facetem pod domem i powiem, że się podnieciłam od samego patrzenia...
Usiadłam na łóżku i pokręciłam głową. Go często przesadzała i gadała głupoty.
-jak wyglądał?
-wysoki, umięśniony, krótkie włosy i piękne oczy... -machnęłam ręką, bo takie tłumaczenie najwięcej mi pomogło. Wstałam z łóżka i wyszłam na balkon, aby zobaczyć z kim takim rozmawia mój ukochany.
Niestety nie było mi to dane. Akurat gdy wyszłam na balkon, czarne sportowe auto ruszyło z piskiem opon z naszego podjazdu. Nawet nie zdążyłam zapamiętać numerów rejestracyjnych.
Wychyliłam się za barierki, aby spojrzeć na Dominick'a. Stał i patrzał przed siebie. Wyglądał na złego.
Kiedy na mnie spojrzał jego mina nie wróżyła nic dobrego. Miałam wrażenie, że chce mnie zabić.
*
Bar zapełniony był po brzegi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ostatnia impreza, ostatnie spotkanie z przyjaciółmi przed wyjazdem. Rok odpoczynku od nich... od wszystkiego.
Mój wzrok przeskanował cały klub. Z ulgą szybko namierzyłam Kelly. Siedziała ze swoim facetem. Morgan stała przy barze i świrowała do młodziutkiego barmana. Jak to zauważyłam?! Nie wiem.
Gloria pociągała mnie w stronę stolika, gdzie siedziała Ke. Oczywiście musiała opowiedzieć jaki to przystojniak dziś odwiedził Dom'a. Też bym chciała wiedzieć kto dziś odwiedził mojego faceta. Dom'i jednak zbył mnie tekstem, że to znajomy z pracy... nikt ciekawy. No ok, jak tak mówi.
Myślałam, że mój ostatni dzień w Londynie będzie czymś ekscytującym, a było wręcz odwrotnie. Dziewczyny piły, aż kieliszki i szklanki nie mieściły się na stoliku. Kelnerka nie zażądała z przenoszeniem i odnoszeniem.
Śpiewy, które sobie urządzały, aby przekrzyczeć muzykę, jakoś mnie dziś nie bawiły. Myślałam, że będę czuć ulgę. Opuszczenie Londynu było czymś o czym marzyłam każdej nocy, od kiedy Lou padł martwy... teraz czułam się trochę tym wszystkim przytłoczona. Coś ciągle trzymało mnie w tym miejscu. Moje serce jakby przywiązało mnie tutaj.
Opuszczając Anglię, to tak jakbym opuściła GO... jakbym go zdradziła.
Czy miłość do kogoś, kogo się już nie zobaczy... jest realna? Nie mówię tu o miłości, którą rozłączyło życie, a o tej którą rozliczyła śmierć.
Bo miłość niby 'łaskawa jest...'
-Shan... pij, jutro już cię tu nie będzie... -Kelly uwiesiła się na moim ramieniu. Nieprzyjemny zapach alkoholu dostał się do moich nozdrza.
-nie mogę, kochanie -odpowiadam jej i posyłam delikatny uśmiech -jutro o ósmej rano muszę być już na lotnisku -głaszczę ją po policzku. Kiedyś zastanawiałam się jak ludzie mogą okłamywać swoich najlepszych przyjaciół. Potępiałam ich za to, a dziś... sama inna nie byłam.
Najpierw okłamywałam Hanę, teraz te trzy najukochańsze mi kobiety. One nigdy nie dowiedzą się prawdy. Nigdy nie będą wiedzieć, że to właśnie ja... byłam ostatnią osobą, która usłyszała z ust legendarnego Joker'a 'kocham cię'.
Okłamywałam Dominick'a. Ukochanej osoby nie powinno się okłamywać. To jest zbrodnia.
-idziemy potańczyć -rzucam, aby odgonić od siebie złe myśli.
-tańczymy!! -Kelly spadła z krzesełka. Musiałam ją ponieść, nie wspomnę jaki miałam przy tym ubaw.
W ten sposób zapomniałam na kilka godzin kim byłam... bo przez te kilkanaście chwil, byłam Shanną Vess... szanowaną panią prawnik.
Nie byłam 'dziewczyną' Joker'a.
Po wygibasach, które sobie urządziłyśmy, podeszłyśmy do baru. Próbowałam złapać oddech, ale ciężko było. Wszystko pachniało alkoholem, aż się rzucać chciało. Dziś mój organizm nie tolerował ani zapachu, ani smaku alkoholu. Można by było powiedzieć... Shanna, starzejesz się.
-to dla pań... -barman postawił przed nami cztery kolorowe drinki. Spojrzałam na faceta. Dopiero co podeszłyśmy i nic jeszcze nie zamówiliśmy.
-to nie nasze zamówienie -rzucam obojętnie i odwracam głowę w stronę dziewczyn, aby zapytać co im zamówić.
-to od tego pana -barman wskazał na faceta stojącego do nas tyłem. Jego sylwetka wyglądała znajomo i gdy się odwrócił o mało nie zalała mnie krew.
Brązowe oczy wpatrywały się we mnie, tak... bardzo dobrze pamiętałam jego oczy.
Zayn Malik, we własnej osobie.
Miałam ochotę chlusnąć mu wszystkimi drinkami w twarz. Dziewczyny nie pozwoliły mi na to i zagarnęły alkohol. Zayn z uśmiecham na twarzy podszedł do nas, a moją pierwszą myślą było wyciągnięcie broni i strzelenia mu w głowę.
-witam drogie panie... miło mi poznać przyjaciółki, Shanny -jego głos nie uległ jakiejkolwiek zmianie. Wyglądał tak samo jak cztery lata temu.
-Shanna, nie mówiłaś, że znasz takiego przystojniaka -Go uwiesiła się na ramieniu Zayn'a.
-bo nie znam...
Weszłam w tłum tańczących ludzi. Musiałam jakoś zniknąć.
Co tu się dzieje?! Najpierw Niall, teraz Zayn... śledzą mnie?! Nie, nie, nie... To niemożliwe.
*
Przebywanie z moimi przyjaciółkami przy jednym stoliku, po tym jak potraktowałam Zayn'a, równało się z wrogością stopień najwyższy
Czy to ciężko zrozumieć, że nie mam ochoty mieć cokolwiek wspólnego z tym człowiekiem ?! Może kiedyś go uwielbiałam... kiedyś... Nie równa się dziś.
Miałam już dość brzęczenia dziewczyn. Powiadomiłam wszystkich, że idę się przewietrzyć. Nikt nie miał nic przeciwko. Zabrałam torebkę i poszłam przed siebie.
Zimne nocne powietrze uderzyło w moją twarz. Uwielbiałam. Odeszłam kawałek od klubu. Oparłam się o ścianę i spojrzałam w gwiazdy.
Teraz tu na zimnym powietrzu z dala od tych wszystkich ludzi, byłam wolna.
Nagle usłyszałam jakieś przytłumione głosy w uliczce przy której stałam. Nie wiem co mnie podkusiło, ale ruszyłam w tamtą stronę.
-oddaj kasę... -czyjś szorstki głos rozszedł się po ciemnym zakamarku.
-proponuję ci mnie pościć, za nim zginiesz -znajomy głos... bardzo znajomy.
-puść go -rzuciłam w stronę zakapturzonego kolesia. Miałam tyle szczęścia, że stali tuż przy nikłym świetle z jakiejś lampy, która wisiała nad drzwiami.
-a co mi zrobisz? -parskał i przystawił mocniej nóż do szyi Malika. Ten tylko przewrócił oczami -poklepiesz mnie po tyłku, mała dziwko?
Nikt... a to nikt nie będzie mnie nazywał dziwkom!!
Zayn, chciał powalić faceta na ziemię, ale nie zdążył. Zamarł kiedy usłyszał strzał. Ja stałam z wyciągniętą przed siebie bronią.
Zabiłam człowieka...
Powinnam poczuć się źle. Zabicie człowieka powinno mnie przytłoczyć, ale było wręcz przeciwnie. Poczułam się lepiej i to pewnie dlatego, że w jakimś stopniu spłaciłam swój dług u Zayn'a.
-jesteś głupia? -oczekiwałam jakiś podziękować, a nie wyrzutów. Zayn nachylił się nad facetem -masz szczęście, że żyje -mężczyzna potarł czoło i pokręcił głową -masz zarejestrowaną broń. Jakby znaleźli ciało, miała być przerąbane! -teraz byłam przerażona. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa. On miał rację... cholera! -zajmę się nim, a ty się zmywaj.
Jak w transie schowałam broń do torebki i odwróciłam się plecami do Zayn'a. Teraz dopiero dotarło do mnie to co zrobiłam... nie było mi źle z powodu tego, że mogłam zabić człowieka, a z powodu tego wszystkiego co mogłam stracić przez takie coś...

-Shanno, jeszcze jedno... -odwróciłam się zdezorientowana. -dziękuję.

****
witajcie :)
trochę sprostowań co do tego opowiadania jak i poprzedniej części.
pierwszą część napisałam z potrzeby ducha i na bloggera. druga część powstała z powodu tego, że nie chciałam nikogo zostawiać z wieloma niewiadomymi, a także na potrzeby portalu 'wattpad'.
pierwsza część to typowe fanfiction, druga część niekoniecznie...
Shanna, jest taka jaką ją chciałam pokazać... ludzie się zmieniają.
Ostatnio ktoś napisał, że bezsensu jest ciągnąć to opowiadanie skoro Lou nie żyje. ok... nie każe, nie zmuszam nikogo do czytania tego. skoro uważasz, że ta druga część jest nie potrzebna.... po prostu jej nie czytaj :)
no i tyle :*
dziękuję, że to czytacie...
pozdrawiam :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz