środa, 7 września 2016

Dziesięć


...bo kiedyś wszystko powraca...
Wstawałam o piątej.
To był ten dzień. To dziś miałam opuścić Anglię i przez całe dwanaście miesięcy nie przejmować się niczym co jest związane z moim ojczystym krajem. Czy to nie było cudowne?
Będę wolna, choć przez te trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Tylko pytanie, wolna od czego?!
Od wspomnień nie ucieknę prawda?
Zrobiłam śniadanie. Nastawiłam ekspres do kawy, akurat w momencie, gdy Dom'i wszedł do kuchni. Wyglądał dziś dość dziwnie. Coś mi nie pasowało w jego zachowaniu, tylko nie wiedziałam co.
-witaj, Shanno -objął mnie ramionami i przycisnął do siebie. Złożył pocałunek na czubku mojej głowy. Cholera, co się dzieje?! On nigdy tak się nie zachowywał.
-coś się stało? -odsuwam się od niego i patrzę ze zdziwieniem. On powinien być najweselszym człowiekiem na ziemi. Za kilka godzin będziemy zaczynać nowy rozdział w życiu, a on zachowywał się jakby dalej trwał w starym i miał zamiar w nim zostać.
-po prostu cieszę się, że jesteś. -uśmiechnął na jego twarzy pokazał, że wszystko jest ok. -zrobiłaś śniadanko? -spojrzał na stół, a później na mnie.
-dla mojego księcia wszystko -jego dłonie zacisnęły się na moich biodrach. Nasze usta prawie się stykały, ale zamiast mnie pocałować chwycił mnie za dłonie i okręcił kilka razy wokół mojej osi.
-mógłbym tak wieczność -wyszeptał, kiedy ponownie wpadłam w jego ramiona.
-przecież cała wieczność przed nami, kochanie -na chwilę na jego twarzy zobaczyłam smutek. To był ułamek sekundy.
-wieczność, to bardzo długo... wytrzymasz ze mną? -Dominick roześmiał się, a ja mu zawtórowałam. Może wieczność z nim to za długo, bo to nie z nim chciałam ją spędzić... ale lepszy on niż nikt.
*
Podróż na lotnisko trwała dłużej niż myślałam. Te wszystkie samochody wleczące się w jednym kierunku doprowadzamy mnie do białej gorączki. Wszystko utrudniało mi rozpoczęcie nowego życia. Dlaczego to wszystko szło w takim a nie innym kierunku?
Oparłam głowę na ramieniu Dominick'a. Patrzałam jak taksówkarz zręcznie wymija auta. Szło ku dobremu. Mam nadzieję, że zdążymy na lot. Nie miałam zamiaru czekać na kolejny.
Nasze nogi punktualnie godzinę przed wylotem stanęły w budynku lotniska. Zmierzaliśmy do hali odlotów. Ludzie biegali w tą i z powrotem. Musiałam trzymać się Dominick'a aby czasem się nie zgubić.
Czułam się dziwnie i coś ciągle mówiło mi, że nie powinnam wylatywać. Coś cały czas mnie tu trzymało, a moja intuicja ciągle mi podpowiadała, że nie wsiądę na pokład samolotu.
Wzięłam parę głębokich oddechów, nie poddawałam się. Może nie powinnam zostawiać tego wszystkiego, ale nie mogłam też tu zostać. Rozejrzałam się po budynku, kiedy ustawiliśmy się w kolejce do zdania bagażu. Dwa razy patrzałam, czy na naszych walizkach widnieją nazwiska.
-dzień dobry -podskoczyłam kiedy usłyszałam dobrze mi znany zachrypnięty głos. Nie, nie... proszę.
-co tu robisz? -byłam zdziwiona i trochę rozbawiona, gdy zobaczyłam Harry'ego Styles'a w krótkich włosach. Czy to naprawdę był Harry?! Proszę państwa... nie śmieję się.
-przyszedłem po ciebie -oparł się dłonią o rączkę mojej walizki. Jego oczy jak zawsze wyrażały 'nic'. Zero ciepła, zero lodu... po prostu nic.
-to się spóźniłeś, zaraz wylatuję.
-chyba w snach -jak na zawołanie złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Miałam szczęścia, a tak przy najmniej myślałam, kiedy Dominick zareagował.
-zostaw ją koleś! -Harry zamiast puścić moją rękę, wzmocnił uścisk.
Zaraz za Dominick'iem pojawił się Niall. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
Zostaliśmy oboje wyprowadzeni przed lotnisko. Staliśmy w jakimś dziwnym miejscu. W około nie było ani żywej duszy. Zaczęłam się trochę bać. Żałowałam, że oddalam moją broń do przechowania w bankowej skrytce. Mogłabym teraz wymierzyć z broni w tą ostrzyżoną łepetynę Styles'a.
-musimy pogadać, Vess... ale najpierw spław swojego kolesia -Harry wskazał głową na Dominick'a. Zmierzyłam go wzrokiem i pokręciłam głową przecząco. Nie miałam zamiaru nikogo spławiać, a na pewno nie mojego chłopaka. -to Zayn się nim za mnie -zobaczyłam jak Mulat opiera się o ramie mojego ukochanego. Coś szeptał mu na ucho i po minie Dominick'a można było odgadnąć, że nie było to nic miłego. Wiedziałam do czego oni wszyscy są zdolni i nie mogłam narażać kogoś kogo w jakimś stopniu kochałam. Cholera nie mogłam pozwolić, aby Dominick'owi stało się krzywda.
-dlaczego miałabym niby z tobą rozmawiać? -zacisnęłam dłoń na rączce walizki.
-bo mam informację, która cię zainteresuje -uśmiechnął się podejrzanie.
-jakie? -podeszłam do zielonookiego i zmrużyłam oczy. Po minie Styles'a odgadłam, że nie blefował. Miał coś dla mnie. Chciałam wiedzieć co. Było tak wiele, rzeczy o których pomyślałam, ale to co usłyszałam przerosło moje oczekiwania. O mało nie zadławiłam się śliną.

-ktoś, kto jest uznawany za zmarłego, nie jest tak do końca martwy...

1 komentarz:

  1. Jeja!Ciekawe kim jest ten "martwy"
    Już nie mogę się doczekać następnej części😙

    OdpowiedzUsuń