...bo kiedyś wszystko powraca...
Wstawałam
o piątej.
To
był ten dzień. To dziś miałam opuścić Anglię i przez całe
dwanaście miesięcy nie przejmować się niczym co jest związane z
moim ojczystym krajem. Czy to nie było cudowne?
Będę
wolna, choć przez te trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Tylko
pytanie, wolna od czego?!
Od
wspomnień nie ucieknę prawda?
Zrobiłam
śniadanie. Nastawiłam ekspres do kawy, akurat w momencie, gdy Dom'i
wszedł do kuchni. Wyglądał dziś dość dziwnie. Coś mi nie
pasowało w jego zachowaniu, tylko nie wiedziałam co.
-witaj,
Shanno -objął mnie ramionami i przycisnął do siebie. Złożył
pocałunek na czubku mojej głowy. Cholera, co się dzieje?! On nigdy
tak się nie zachowywał.
-coś
się stało? -odsuwam się od niego i patrzę ze zdziwieniem. On
powinien być najweselszym człowiekiem na ziemi. Za kilka godzin
będziemy zaczynać nowy rozdział w życiu, a on zachowywał się
jakby dalej trwał w starym i miał zamiar w nim zostać.
-po
prostu cieszę się, że jesteś. -uśmiechnął na jego twarzy
pokazał, że wszystko jest ok. -zrobiłaś śniadanko? -spojrzał na
stół, a później na mnie.
-dla
mojego księcia wszystko -jego dłonie zacisnęły się na moich
biodrach. Nasze usta prawie się stykały, ale zamiast mnie pocałować
chwycił mnie za dłonie i okręcił kilka razy wokół mojej osi.
-mógłbym
tak wieczność -wyszeptał, kiedy ponownie wpadłam w jego ramiona.
-przecież
cała wieczność przed nami, kochanie -na chwilę na jego twarzy
zobaczyłam smutek. To był ułamek sekundy.
-wieczność,
to bardzo długo... wytrzymasz ze mną? -Dominick roześmiał się, a
ja mu zawtórowałam. Może wieczność z nim to za długo, bo to nie
z nim chciałam ją spędzić... ale lepszy on niż nikt.
*
Podróż
na lotnisko trwała dłużej niż myślałam. Te wszystkie samochody
wleczące się w jednym kierunku doprowadzamy mnie do białej
gorączki. Wszystko utrudniało mi rozpoczęcie nowego życia.
Dlaczego to wszystko szło w takim a nie innym kierunku?
Oparłam
głowę na ramieniu Dominick'a. Patrzałam jak taksówkarz zręcznie
wymija auta. Szło ku dobremu. Mam nadzieję, że zdążymy na lot.
Nie miałam zamiaru czekać na kolejny.
Nasze
nogi punktualnie godzinę przed wylotem stanęły w budynku lotniska.
Zmierzaliśmy do hali odlotów. Ludzie biegali w tą i z powrotem.
Musiałam trzymać się Dominick'a aby czasem się nie zgubić.
Czułam
się dziwnie i coś ciągle mówiło mi, że nie powinnam wylatywać.
Coś cały czas mnie tu trzymało, a moja intuicja ciągle mi
podpowiadała, że nie wsiądę na pokład samolotu.
Wzięłam
parę głębokich oddechów, nie poddawałam się. Może nie powinnam
zostawiać tego wszystkiego, ale nie mogłam też tu zostać.
Rozejrzałam się po budynku, kiedy ustawiliśmy się w kolejce do
zdania bagażu. Dwa razy patrzałam, czy na naszych walizkach
widnieją nazwiska.
-dzień
dobry -podskoczyłam kiedy usłyszałam dobrze mi znany zachrypnięty
głos. Nie, nie... proszę.
-co
tu robisz? -byłam zdziwiona i trochę rozbawiona, gdy zobaczyłam
Harry'ego Styles'a w krótkich włosach. Czy to naprawdę był
Harry?! Proszę państwa... nie śmieję się.
-przyszedłem
po ciebie -oparł się dłonią o rączkę mojej walizki. Jego oczy
jak zawsze wyrażały 'nic'. Zero ciepła, zero lodu... po prostu
nic.
-to
się spóźniłeś, zaraz wylatuję.
-chyba
w snach -jak na zawołanie złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć
w stronę wyjścia. Miałam szczęścia, a tak przy najmniej
myślałam, kiedy Dominick zareagował.
-zostaw
ją koleś! -Harry zamiast puścić moją rękę, wzmocnił uścisk.
Zaraz
za Dominick'iem pojawił się Niall. Jego mina nie wróżyła nic
dobrego.
Zostaliśmy
oboje wyprowadzeni przed lotnisko. Staliśmy w jakimś dziwnym
miejscu. W około nie było ani żywej duszy. Zaczęłam się trochę
bać. Żałowałam, że oddalam moją broń do przechowania w
bankowej skrytce. Mogłabym teraz wymierzyć z broni w tą ostrzyżoną
łepetynę Styles'a.
-musimy
pogadać, Vess... ale najpierw spław swojego kolesia -Harry wskazał
głową na Dominick'a. Zmierzyłam go wzrokiem i pokręciłam głową
przecząco. Nie miałam zamiaru nikogo spławiać, a na pewno nie
mojego chłopaka. -to Zayn się nim za mnie -zobaczyłam jak Mulat
opiera się o ramie mojego ukochanego. Coś szeptał mu na ucho i po
minie Dominick'a można było odgadnąć, że nie było to nic
miłego. Wiedziałam do czego oni wszyscy są zdolni i nie mogłam
narażać kogoś kogo w jakimś stopniu kochałam. Cholera nie mogłam
pozwolić, aby Dominick'owi stało się krzywda.
-dlaczego
miałabym niby z tobą rozmawiać? -zacisnęłam dłoń na rączce
walizki.
-bo
mam informację, która cię zainteresuje -uśmiechnął się
podejrzanie.
-jakie?
-podeszłam do zielonookiego i zmrużyłam oczy. Po minie Styles'a
odgadłam, że nie blefował. Miał coś dla mnie. Chciałam wiedzieć
co. Było tak wiele, rzeczy o których pomyślałam, ale to co
usłyszałam przerosło moje oczekiwania. O mało nie zadławiłam
się śliną.
-ktoś,
kto jest uznawany za zmarłego, nie jest tak do końca martwy...
Jeja!Ciekawe kim jest ten "martwy"
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnej części😙