Gdy w życiu masz pod górkę, pamiętaj... że może dzięki temu dojdziesz na sam szczyt.
Byłam
spóźniona, ale to nic nowego... Zawsze jestem spóźniona. Moi
pracownicy już chyba zdążyli się do tego przyzwyczaić... a jak
nie, to trudno. Ich pech.
Weszłam
do sali konferencyjnej gdzie miało odbyć się zebranie... jak
zawsze w poniedziałki. Każdy miał dostać jakieś zajęcie i jakąś
sprawę. Nawet żółtodzioby miały się czymś zająć.
Wprowadziłam
taki obieg rzeczy jak przejęłam firmę (przejęłam w połowie.
Druga należała do nieżyjącego Louis'a... Ale jego częścią
zarządzał Harry). Nie każdy był zadowolony z tego, że o siódmej
rano musiał zjawić się w kancelarii, ale miałam to w dupie. Jeśli
chcieli tu pracować , musieli się przyzwyczaić do nowych reguł.
Kiedy
weszłam do środka wszystkie dziesięć par oczu zwróciły się w
moją stronę. Spojrzałam na zegarek. Było pięć minut po siódmej.
Powinnam sobie teraz pogratulować. Zmieściłam się prawie w
czasie.
-dzień
dobry -rzucam i siadam na swoje miejsce. Odpowiedział mi znudzony
chór głosów.
Rozsiedlam
się wygodnie i rozpoczęto się posiedzenie... jeśli można to tak
nazwać.
Nie
słuchałam w ogóle co się działo, ani co kto mówił.
Przeglądałam folder hotelu w którym zatrzymam się z Danym. Na
początku mieliśmy przebywać w hotelu, a później coś wynająć.
Rok przebywania poza Anglią dobrze mi zrobią. Cieszyłam się jak
gwizdek, gdy okazało się, że Dominic dostał roczny pobyt w Nowym
Jorku, aby rozbudować tam filię ich firmy.
Musiałam
się stąd wyrwać. Zapomnieć o pewnych rzeczach... a o niektórych
sobie na nowo przypomnieć. Powinnam nauczyć się na nowo kochać i
ufać. To były dwie najważniejsze rzeczy. Resztę mogłam olać i
nie wracać do tego.
Z
biurowca wyszłam punktualnie o szesnastej. Na siedemnastą byłam
umówiona w klubie z dziewczynami. Miałyśmy opić awans Georgii i
pożegnać się z moją osobą. Od wyjazdu do USA dzieliły mnie
zaledwie dwa tygodnie.
Dwa
tygodnie tkwienia w czymś co już mnie nie cieszyło.
-Shan...
-przystanęłam i odwróciłam się powoli. Stała za mną Hana. Nie
widziałam ją chyba z... no właśnie ile to my się nie
widziałyśmy?
-czego
chcesz?
Dziewczyna
mierzy mnie wzrokiem. Wygląda jakby zastanawiała się, czy na pewno
mówię do niej. Mam ochotę krzyknąć -tak do ciebie mówię.
-pogadać...
-nie
mam czasu, spieszę się...
-dawno
nie rozmawialiśmy. Brakuje mi ciebie...
-a
mnie ciebie nie, tak jak twojego męża.
Hana
zaciska usta i nic nie mówi. Ma rację... niech się nie odzywa.
-cholera,
Shanna... nie jesteś w tym sama. Lou, był też naszym przyjacielem.
My też cierpimy. Nie możesz się od nas odgradzać, tylko
dlatego...
Roześmiałam
się, przerywając w ten sposób jej pieprzenie od rzeczy.
-no
w tym problem... wy pamiętacie, a ja mam to w dupie. A teraz cię
przepraszam... ja w porównaniu do ciebie nie żeruję na czyjeś
pracy i zarabiam na siebie. Czas to pieniądz... więc pozwól mi
wrócić do pracy.
Odwracam
się i idę przed siebie. Zostawiam ją z szeroko otwartymi ustami na
środku chodnika.
Byłam
wkurzona, więc jak najszybciej chciałam znaleźć się w klubie i
się napić. Ta kobieta wyprowadziła mnie z równowagi... jak w
ogóle śmiała do mnie podejść?!
Myślała,
że tak po prostu wpadnę jej w ramiona?! Po moim trupie!
-Shan! -wpadłam w ramiona wysokiej brunetki. na moje szczęście to była Morgan... Nawet nie wiem jakim cudem tak znalazłam się tak szybko pod klubem.
-Shan! -wpadłam w ramiona wysokiej brunetki. na moje szczęście to była Morgan... Nawet nie wiem jakim cudem tak znalazłam się tak szybko pod klubem.
-co
tak długo, Zdziro? -Go pyta podnosząc się z ławeczki.
-małe
komplikacje -wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie.
-jesteś
suką... -przystanęłam i wpatruję się w Kelly, która zanosiła
się śmiechem. Z tą kobietą to człowiek nigdy nie wiedział co go
spotka. Milion pomysłów na sekundę i wszystkie spełnione.
Oto
moje życie... Shanna Vess i trzy przygłupawe przyjaciółki, które
trzeba ze świecą szukać... najlepiej zgaszoną.
Moje
nowe życie, które bardziej mi się podobało niż to stare.
-idziemy
schlać mordy... moje drogie panie -Morgan stanęła przed drzwiami
klubu... Była dopiero siedemnasta, ale to odpowiednia godzina, aby
umrzeć.
Louis
Tomlinson dobrze o tym wiedział...
Weszłam
do klubu, zostawiając to wszystko za sobą.
ciekawie sie zapowida :)
OdpowiedzUsuń