czwartek, 16 czerwca 2016

Dwa

Gdy w życiu masz pod górkę, pamiętaj... że może dzięki temu dojdziesz na sam szczyt.


Byłam spóźniona, ale to nic nowego... Zawsze jestem spóźniona. Moi pracownicy już chyba zdążyli się do tego przyzwyczaić... a jak nie, to trudno. Ich pech.
Weszłam do sali konferencyjnej gdzie miało odbyć się zebranie... jak zawsze w poniedziałki. Każdy miał dostać jakieś zajęcie i jakąś sprawę. Nawet żółtodzioby miały się czymś zająć.
Wprowadziłam taki obieg rzeczy jak przejęłam firmę (przejęłam w połowie. Druga należała do nieżyjącego Louis'a... Ale jego częścią zarządzał Harry). Nie każdy był zadowolony z tego, że o siódmej rano musiał zjawić się w kancelarii, ale miałam to w dupie. Jeśli chcieli tu pracować , musieli się przyzwyczaić do nowych reguł.
Kiedy weszłam do środka wszystkie dziesięć par oczu zwróciły się w moją stronę. Spojrzałam na zegarek. Było pięć minut po siódmej. Powinnam sobie teraz pogratulować. Zmieściłam się prawie w czasie.
-dzień dobry -rzucam i siadam na swoje miejsce. Odpowiedział mi znudzony chór głosów.
Rozsiedlam się wygodnie i rozpoczęto się posiedzenie... jeśli można to tak nazwać.
Nie słuchałam w ogóle co się działo, ani co kto mówił. Przeglądałam folder hotelu w którym zatrzymam się z Danym. Na początku mieliśmy przebywać w hotelu, a później coś wynająć. Rok przebywania poza Anglią dobrze mi zrobią. Cieszyłam się jak gwizdek, gdy okazało się, że Dominic dostał roczny pobyt w Nowym Jorku, aby rozbudować tam filię ich firmy.
Musiałam się stąd wyrwać. Zapomnieć o pewnych rzeczach... a o niektórych sobie na nowo przypomnieć. Powinnam nauczyć się na nowo kochać i ufać. To były dwie najważniejsze rzeczy. Resztę mogłam olać i nie wracać do tego.
Z biurowca wyszłam punktualnie o szesnastej. Na siedemnastą byłam umówiona w klubie z dziewczynami. Miałyśmy opić awans Georgii i pożegnać się z moją osobą. Od wyjazdu do USA dzieliły mnie zaledwie dwa tygodnie.
Dwa tygodnie tkwienia w czymś co już mnie nie cieszyło.
-Shan... -przystanęłam i odwróciłam się powoli. Stała za mną Hana. Nie widziałam ją chyba z... no właśnie ile to my się nie widziałyśmy?
-czego chcesz?
Dziewczyna mierzy mnie wzrokiem. Wygląda jakby zastanawiała się, czy na pewno mówię do niej. Mam ochotę krzyknąć -tak do ciebie mówię.
-pogadać...
-nie mam czasu, spieszę się...
-dawno nie rozmawialiśmy. Brakuje mi ciebie...
-a mnie ciebie nie, tak jak twojego męża.
Hana zaciska usta i nic nie mówi. Ma rację... niech się nie odzywa.
-cholera, Shanna... nie jesteś w tym sama. Lou, był też naszym przyjacielem. My też cierpimy. Nie możesz się od nas odgradzać, tylko dlatego...
Roześmiałam się, przerywając w ten sposób jej pieprzenie od rzeczy.
-no w tym problem... wy pamiętacie, a ja mam to w dupie. A teraz cię przepraszam... ja w porównaniu do ciebie nie żeruję na czyjeś pracy i zarabiam na siebie. Czas to pieniądz... więc pozwól mi wrócić do pracy.
Odwracam się i idę przed siebie. Zostawiam ją z szeroko otwartymi ustami na środku chodnika.
Byłam wkurzona, więc jak najszybciej chciałam znaleźć się w klubie i się napić. Ta kobieta wyprowadziła mnie z równowagi... jak w ogóle śmiała do mnie podejść?!
Myślała, że tak po prostu wpadnę jej w ramiona?! Po moim trupie!
-Shan! -wpadłam w ramiona wysokiej brunetki. na moje szczęście to była Morgan... Nawet nie wiem jakim cudem tak znalazłam się tak szybko pod klubem.
-co tak długo, Zdziro? -Go pyta podnosząc się z ławeczki.
-małe komplikacje -wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie.
-jesteś suką... -przystanęłam i wpatruję się w Kelly, która zanosiła się śmiechem. Z tą kobietą to człowiek nigdy nie wiedział co go spotka. Milion pomysłów na sekundę i wszystkie spełnione.
Oto moje życie... Shanna Vess i trzy przygłupawe przyjaciółki, które trzeba ze świecą szukać... najlepiej zgaszoną.
Moje nowe życie, które bardziej mi się podobało niż to stare.
-idziemy schlać mordy... moje drogie panie -Morgan stanęła przed drzwiami klubu... Była dopiero siedemnasta, ale to odpowiednia godzina, aby umrzeć.
Louis Tomlinson dobrze o tym wiedział...

Weszłam do klubu, zostawiając to wszystko za sobą.

1 komentarz: