Uwaga:
Rozdział zawiera drastyczne sceny i przekleństwa!!
Bo aby kochać prawdziwie, trzeba umieć wierzyć i ufać.
Trzy
dni wcześniej
Wchodzę
do ogromnego hangaru. Wszędzie stoi pełno uzbrojonych gości.
Pewnie zrobiliby ze mnie ser szwajcarski jakbym chciał coś zrobić.
Jednakże przechodząc obok niektórych widziałem w ich oczach
strach. Moja osoba jeszcze wzbudzała jakieś uczucia w ludziach.
Miło, miło.
Ale
wracając do pomieszczenia do którego wszedłem... miałem ochotę
się przeżegnać. Stało tu setki drewnianych skrzyń. Zapewne każde
z nich zawierało broń lub amunicję.
Cholera...
dlaczego ja się na to zgodziłem?!
-jestem
zabójcą... nie przemytnikiem -mruczę, ale wiem że Dylan to
usłyszał
-Lou,
jesteś najlepszy we wszystkim -klepie mnie po plecach -jesteś moim
najlepszym człowiekiem.
-nie
jestem cudotwórcą...
-jesteś
Jokerem i to wystarczy...
Obecnie
Podróż
z Nowego Yorku to mordęga razy dwa. Nie mam zielonego pojęcia jak
dotrwam do końca.
Z
westchnieniem spojrzałem ma Harry'ego. Siedział z głupkowatym
uśmieszkiem na twarzy i patrzał się na tyłek stewardessy. Z
otwartej dłoni klepnąłem go w czoło.
-ej,za
co?
-za
chęć... -zapinam pasy i próbuję się zrelaksować. Pierwszy raz w
życiu tak mi się spieszyło do domu. Dziwne? Tak bardzo dziwne!
Jednakże,
chciałem być już przy Shannie i powiedzieć jej, że jest już
wolna. Dać jej wybór. Zostać, lub odejść. Oczywiście nie
chciałem aby odchodziła, ale nie mogłem jej przy sobie zatrzymać
siłą.
'kocham
cię, Lou...'
Tyle
wystarczyło, abym usnął z uśmiechem na twarzy.
Budzi
mnie mocne szturchniecie. Otwieram oczy i sekundę potrzebuję na to,
aby ogarnąć gdzie jestem.
Patrzę
w bok i widzę twarz Harry'ego. Nie mogę określić co teraz siedzi
w jego głowie, bo zmienia co sekundę wyraz twarzy.
-Shanna...
-szepcze -wmontowałeś w jej naszyjnik nadajnik?
-yhm...
-zamykam oczy. Nie mam ochoty na rozmowy. -przecież nie jestem taki
głupi... -prycham -a co?
-zniknęła...
-jest
z Zayn'em na zakupach. -odpinam pas i przeciągam się.
-no
właśnie, ktoś ją porwał...
Dwie
sekundy, dwie... tyle potrzebował mój umysł, aby przetworzyć to
co powiedział Hazz. Wstaję gwałtownie i uderzam głową o schowek
na bagaże podręczne. Ludzie patrzą na mnie zdezorientowani.
-Lou,
siadaj... za nim uznają cię za groźnego dla otoczenia... -Harry
ciągnie mnie s powrotem na fotel -została nam godzina lotu -szepcze
-więc jeśli nie chcesz wysiąść szybciej na jakimś zadupiu,
uspokój się.
Cholera!
Jak ja niby miałem się uspokoić. Godzina!! Przez godzinę mogło
się stać milion dziwnych rzeczy. Mogła już nie żyć!!
Zaciskałem
dłonie w pieści, kiedy podeszła do mas stewardessa, pytając co
się stało. Harry na ściemniał, że miałem koszmar. Koszmar to
dopiero się zacznie.
Wstałem
powili i wyciągnąłem mój bagaż podręczny, który przez odprawę
przeszedł bokiem.
Otworzyłem
go delikatnie i przyjrzałem się sprzętowi. Moja srebrna broń
leżała i czekała. Pod nią leżało kilka pełnych magazynków.
Mnie jednak interesowało urządzenie pod tym wszystkim. Dzięki
niemu wiedziałem, gdzie znajduje się dziewczyna.
Z
drżącymi dłońmi włączyłem urządzenie. Myślałem, że zapadnę
się pod ziemię, albo podetnę żyły.
Nadajnik
musiał zostać zniszczony, bo nie wysyłał żadnych informacji.
Godzina...
Tyle czasu miałem, aby zrozumieć jakim idiotą byłem...,tyle też
zajęło mi zrozumienie jakie dupowate miałem życie.
Nawet
nie myśleliśmy o walizkach, kiedy wychodziliśmy z lotniska.
Przynajmniej ja nie myślałem. Harry dzwonił do kogoś, aby je
odebrali... a ja miałem to w dupie.
-Zayn
sprawdził monitoring, to był X i jakaś kobieta.
-czułbym
się zniesmaczony jakby to nie był Felix. -zaciskam mocno dłonie
-obiecał! Złamał umowę -uderzyłem ręką o ścianę...
-kto?
-Dylan...
-Lou...
-w
ogóle tak, to czemu Zayn jej nie pilnował?! -byłem zły, a wręcz
wkurwiony. Miałem ochotę kogoś zabić!
-Lou,
dobrze wiesz, że to nie była wina Zayn'a. Jak chcesz to przywal mu
w twarz. Pewnie się nawet nie obrazi... ale go nie obwiniaj za coś
co było nieuniknione. Nie,od dziś wiemy, że Dylan nie potrafi
upilnować braciszka.
Skinąłem
głową. Hazz miał rację, wiec zamiast walenia Zayn'a po twarzy,
pora oklepać dupsko Felix'a. Już się o to postaram aby nie wyszedł
z tego cało. To miasto było za małe na nas dwóch.
Przyjechał
po nas Niall. Wyglądał jak własna śmierć. Zayn ponoć zajmował
się z Liam'em Hana. Pilnowali, aby dziewczyna nie pobiegła na
policję. Jeszcze mi policji brakowało.
Sprawdziłem
magazynek w swoim Colcie i modliłem się aby jak najszybciej znaleźć
się pod domem Felix'a. Miałem ochotę go już zabić. Cholerny...
dupek!
Zatrzymujemy
się pod jego domem i od razu wyskakuję.
-Lou,
jej tu nie ma -Hazz idzie za mną. Słyszę jak odbezpiecza broń.
Nie
przejmuję się jego słowami. Idę dalej przed siebie. Nawet nie
patrzę, czy drzwi są otwarte, po prostu w nie kopię.
Kiedy
tylko drzwi stoją otworem, wchodzę do środka. Podnoszę broń do
góry i wymierzam w pierwszego kolesia, który akurat stoi przede
mną. Nie jest mi potrzebny, więc strzelam prosto w jego czoło,
upada. Idę dalej. Facet w kuchni, obok której przechodzę mierzy do
mnie z broni. Wzruszam ramionami i po prostu strzelam pierwszy. Za
zakrętu wylania się mężczyzna, lufa jego broni znajduje się przy
mojej skroni. Jestem wkurwiony, a dodatkowo nie lubię jak ktoś
mierzy do mnie z broni i to jeszcze wycelowane w moją głowę.
Jednym szybkim ruchem wytracam mu broń i łapię za jego nadgarstek.
Lamie mu go. Facet z bólu upada na kolana, a ja walę jego głową o
ścianę. Widok krwi wyciąga ze mnie bestię. Mam wrażenie, że
moje oczy zaczynają świecić...
Łapię
za jego włosy i unoszę jego twarz ku górze. Wkładam lufę broni w
jego usta i pociągam za spust. Bezwładne ciało puszczam i idę
dalej.
Zmierzam
do gabinetu. Otwieram szeroko drzwi i znajduje tego czego tu
szukałem. Zgarbiona postać Luen Morison, siedzi za biurkiem.
Najważniejszy człowiek tuż po nieżywym Henero.
Kiedy
mnie widzi zaczyna czegoś szukać, mogę się założyć , że szuka
broni.
-nie
radziłbym -celuje do niego i posyłam mu szeroki uśmiech. -gdzie
Felix?
-nie
wiem...
Oczywiście
mu nie wierzyłem. On jako jedyny mógł znać plany tego dupka.
Podchodzę do niego i wyciągam go za biurka. Uderzam jego głową o
blat. Jęczy głośno. Musiało na widoczniej boleć.
-gdzie
jest Felix...
-nie
wiem!
-wiesz
i mi powiesz... -patrzę na Harry'ego -przynieś mi jakiś nóż
Patrzałem
jak duże oczy robi Morison. No i miło.
Harry
podaje mi nóż, a ja z westchnieniem go oglądam. Był za ostry,
więc uderzyłem nim kilka razy o biurko.
-no
to gdzie jest Felix? -ponawiam pytanie. Gdy nie uzyskuję odpowiedzi,
podnoszę go z kolan i popycham w stronę Harry'ego. Chłopak łapie
go, a ja biorę jego dłoń i kładę na blacie. Przykładam do niej
nóż i przyciskam mocniej. Nóż nie jest na tyle ostry, aby
przeciąć skórę, co dopiero kości. Przyciskam mocniej i z wielkim
wysiłkiem i przy akompaniamencie krzyki mężczyzny pozbawiam go
palca wskazującego.
Harry
upuszcza faceta, a on osuwa się na ziemię. Krzyczy tak głośno, że
aż głowa pęka.
-zamknij
mordę! -zasłaniam uszy i mam ochotę go zabić -gdzie jest Felix?!
-nie
wiem!
Podchodzę
do niego. Uderzam jego głową o biurko. Na chwilę mamy ciszę.
Wreszcie czuję, że mój umysł właściwie działa. Jednak nie
jestem na tyle spokojny, aby zostawić gościa całego.
Wyciągam
mu z ust język i go odcinam.
-teraz
już mi nic nie powiesz -odwracam się i chcę wyjść, ale
powstrzymuje mnie głośny huk. Odwracam się do tyłu i widzę jak
Hazz zabezpiecza broń.
-nie
miałem serca, aby go tak zostawiać...
Pokręciłem
głową i wyszedłem. Po drodze wytarłem nóż i go zostawiłem.
W
samochodzie zmieniłem koszulkę. Nie lubię nosić zakrwawionych
ubrań.
-jedziemy
do Dylana -mówię do Niall'a. On tylko kiwnął głową. Harry
spojrzał na mnie.
-Lou,
tylko go nie zabij. Nie zabijamy swoich...
Zmieniam
magazynek w broni i wkładam ja w kaburę.
-oczywiście
Droga
do hotelu jest dłuższa niż mogłaby by być. Jestem wykończony,
ale to dopiero początek.
W
hotelu panuje cisza, ale to nie na długo. Już się o to postaram.
Dobrze,
że przynajmniej wiem, w którym pokoju przesiaduje. Przed drzwiami
stoi dwóch mężczyzn. Staję przed nimi i muszę powiedzieć, że
są dwa razy więksi niż ja. No ale ja tylko miałem odciągnąć
ich uwagę. Harry się nimi zająknął.
Otworzyłem
szeroko drzwi i wszedłem. Dylan siedział rozłożony na kanapie.
-Lou?
-złamałeś
obietnicę!
-co?!
-wstaje gwałtownie -o czym ty mówisz?!
-twój
brat porwał Shanne.
-co
ty... Kurwa!
Wstaje
i podchodzi do stolika. Patrzę jak bierze telefon do ręki.
Wow, akcja widzę ze sie rozkręca!! Fajnie, fajnie ❤
OdpowiedzUsuńRozkręciła 😉
UsuńWoow wooow woooow *.* to jest idealne, naprawde, kocham kocham kocham :***
OdpowiedzUsuń-Blue
cieszę się, że się podoba :D
Usuń42 year old Research Nurse Alic Simon, hailing from Burlington enjoys watching movies like "Whisperers, The" and Inline skating. Took a trip to Harar Jugol and drives a Ferrari 412S. kliknij tutaj
OdpowiedzUsuń38 year-old Executive Secretary Esta Capes, hailing from Longueuil enjoys watching movies like "Trouble with Girls, The" and Surfing. Took a trip to Phoenix Islands Protected Area and drives a Ferrari 340 MM Competition Spyder. Strona WWW
OdpowiedzUsuń