czwartek, 19 maja 2016

Trzydzieści sześć (ONA)


Śmierć jest niczym... Miłość jest wszystkim
Budzę się. Silny ból głowy nie pozwala mi unieść się. Nie wiem gdzie jestem, ale pokój jest dość przyjemny. Nie jestem w żadnej norze, więc zemdlałam i nikt mnie nie porwał. Z wielkim trudem siadam i przecieram tył głowy. Zaschnięta krew. Krzywię się. Czy przy upadku zrobiłam sobie krzywdę?
Wstaje, kręci mi się w głowie. Trochę czasu mija za nim obraz przed moimi oczami wraca do normalności.
Podchodzę do drzwi, chcę je otworzyć, ale są zamknięte.
Zamknięte... wraca więc opcja, że jednak jestem porwana. Żołądek podjeżdża mi do gardła. Osuwam się na ziemię. Jestem porwana... na czyjeś łasce! Gdzie jest Lou? Gdzie jest mój Lou?
Dlaczego go nie ma wtedy, gdy jest mi potrzebny. Prawdopodobnie umrę i nigdy mu nie powiem, że go kocham.
Proszę, proszę...
Nagle drzwi się otwierają i widzę wściekły wzrok człowieka, który już raz chciał mnie zabić. Felix, dawny współpracownik i przyjaciel Louis'a. Kiedyś chciał go zabić i pewnie teraz miał ochotę zrobić to ze mną.
Nie bój się... ni pokazuj strachu -powtarzałam to sobie w duchu
Staje przede mną i chwyta za moje włosy. Podnoszę się do góry z wielkim bólem, ale zaciskam zęby, aby nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
-twój koleś zabił mojego przyjaciela, suko! -dostaję w twarz. Jakby nie trzymał mnie za włosy, pewnie bym upadła. Później mnie popycha i uderzam głową o ścianę, kiedy upadam na ziemię... dostaję kilkanaście kopniaków.
-zajmij się nią!
Widzę przed sobą parę czarnych kowbojek. Ich właściciel podstawia czubek buta pod mój policzek i zmusza mnie do spojrzenia ku górze. Antoni, patrzy na mnie z kwaśną miną. Nie robi nic, aby mi pomóc, tylko patrzy.
-doigrałaś się, doigrałaś... -szepcze.
Podnosi mnie do góry i rzuca na łóżko. Chyba mam połamane żebra, bo mnie strasznie bolą. Rzucenie na łóżko mi w tym nie pomaga.
-niech twój, Joker lepiej się już zjawi...
Trzaśnięcie drzwiami sugeruje, że wyszedł. Nie mam na nic siły. Boli mnie wszystko. Moje powieki robią się ciężkie. Mimo tego, że nie chcę... usypiam... zapadam w sen. Mam oczywiście świadomość, że mogę już się nie obudzić.
Ze snu wyrywa mnie mocne szarpnięcie. Ktoś przerzuca mnie przez ramie i wychodzi ze mną z pokoju. Bolą mnie wszystkie wnętrzności. Szczypią mnie oczy, boli mnie głowa, mam ochotę wymiotować.
Czuję, że wychodzimy na dwór. Słońce już nie świeci tak mocno, więc prawdopodobnie mamy już wieczór. Mam nadzieje, że to jeszcze ten sam dzień.
Zostaję nagle rzucona na ziemię. Jęczę głośno. Nie mogę już tego opanować. Ktoś kopie mnie w twarz. Ból jest nie do ogarnięcia. Chyba już wolałabym umrzeć i mieć to za sobą. Ostatnio cierpiałam tak często, że już miałam dość.
-twój kochaś się spóźnia...
-nie wiem o kim mówisz -jęczę i próbuję się podnieść. Unoszę się na kolana i patrzę ku górze. Wściekle oczy wpatrują się we mnie z chęcią mordu, a mnie od samego patrzenia na niego chce mi się rzygać.
Wiem już, że umrę tu i teraz, ale mogłam się poświęcić... poświęcić się dla miłości.
-Louis, jest tak głupi, aby się zakochać...
Zaczyna się śmiać. Jego śmiech jest złowrogi, ale nie boję się go. Wiedziałam, że mnie zabije. Najbardziej bałam się Joker'a i jego nastrojów. Felix, to był pikuś przy nim.
-twój ojciec też tak klęczał... -śmieje się.
-pieprz się!
-miło -prycha -chciałem cie nie zabijać, ale ten dupek zabił mojego przyjaciela...
Wymierza bronią w moją stronę. Zaciskam mocno oczy i czekam... czekam na śmierć.
Słyszę wystrzał, później coś mnie przygniata. Czuję jakby parę ton przygwoździło mnie do ziemi. Czy tak wygląda śmierć?! Czy tak właśnie czuje się człowiek, który właśnie umarł?
Słyszę drugi wystrzał i czyjś ryk. Teraz już wiem, że przeżyłam.
Otwieram powoli oczy i dopiero teraz do mnie dociera to, że to czyjeś ciało leży na mnie. Mężczyzna z głośnym jękiem zesuwa się ze mnie. Wtedy dopiero orientuję się, że to Louis.
Louis... cały we krwi. Jego oczy są przekrwione. Ciemna koszulka nasiąkła ciemną cieczą. Moje ciało też jest w jego krwi.
Jednak mimo tego wszystkiego uśmiecha się szeroko.
Strużka krwi wypływa z jego ust. Wycieram ją dłonią.
-cholera, Lou! -teraz widzę, że obok nas stoi Dylan -Lou, nie zamykaj oczy, ty dupku! -klęka przy nas
-Dylan... Nie drzyj mordy -jego ochrypnięty głos daje mi do zrozumienie, że jest źle. Nachylam się nad nim i go przytulam mocno -dziękuję – słyszę jego szept. Patrzę w bok i widzę jak ściska dłoń Dylana
-Lou... -dotykam delikatnie jego twarzy.
Patrzę ku górze i widzę jak Harry podbiega. Zawisa nad nami. Przykłada jakiś materiał do piersi Louis'a. Z rany postrzałowej leje się krew.
-jesteś piękna -wychrapuje w moją stronę
-Louis, kocham cię... -czuję, że to mogą być ostatnie moje słowa skierowane ku niemu, to mnie boli -kocham cię... nie zostawiaj mnie, proszę....
-też cię kocham... zawsze kochałem... -jego oczy powoli się zamykają.
Nie on nie może umrzeć! Zaczynam nim potrząsać. Łzy napływają do moich oczu. Nagle zapominam o swoim bólu...
On umiera!!
-nie zostawiaj mnie!! -krzyczę.
Później już tylko słyszę krzyk, czyjś... chyba nawet mój, nie jestem tego pewna. Wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Niall odciąga mnie od ciała ukochanego. Harry z Dylanem próbują udzielić mu pomocy.
To nie może tak się skończyć!

Nie teraz, kiedy on wyznał mi miłość!!

8 komentarzy:

  1. Och nie!! Lou przecież musi przeżyć!! Ratunku!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O cholera .. Mam nadzieje ze bedzie okej ... Halo no! To nie moze sie tak skonczyc 0.0
    -Blue

    OdpowiedzUsuń
  3. Woow
    Mam nadzieję, że Joker nie umrze
    Serio gratuluję tak świetnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja czytałam ba wattpadzie 😂😂😂 Szkoda Lou, popłakałam się jeśli mam być szczera 😭.......😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ostatnio mało zaglądam na bloggera ;/ przepraszam, że nie zauważyłam Twojego komentarza...
      ja też się popłakałam ;(
      ogólnie nie lubię tego rozdziału -,-

      Usuń
  5. Na* meh... peszek😂😂😂

    OdpowiedzUsuń