Gdzieś pomiędzy miłością a nienawiścią...
Siedziałem
oparty o mur w ogrodzie Marty. Tu tak naprawdę mogłem odpocząć.
To był mój prawdziwy dom... tu zaznałem ciepła i miłości,
której nigdy nie doceniałem. Teraz z perspektywy lat, widzę to...
widzę jak o mnie dbali. Evan nigdy nie zdradził tego czym się
zajmuję. Nie popierał tego oczywiście, ale nigdy nie zrobił nic
co by mnie od tego odwiodło. Rozumiał to co skrywałem w sobie. On
jako jeden z nielicznych znał prawdę... Znał prawdę o mnie i
wiedział kim jest prawdziwy Louis Tomlinson. Sam nieraz gubiłem się
w swoich maskach... Nie wiedziałem która z nich jest prawdziwa. Tak
często chowałem się za obliczem bezwzględnego mordercy, że
zacząłem powoli w to wierzyć... zacząłem wierzyć, że taki
jestem i już pozostanę. Wtedy jednak pojawiła się ona... żywa
osoba, nie kolejne zdjęcie.
Żywe ucieleśnienie wszystkich moich pragnień. Była wszystkim tym czego potrzebowałem, abym ukoić swoje zranione serce.
Żywe ucieleśnienie wszystkich moich pragnień. Była wszystkim tym czego potrzebowałem, abym ukoić swoje zranione serce.
Ta
kobieta wyciągnęła ze mnie wszystkie moje najgorsze cechy... a
może najlepsze? Może to co czułem będąc przy niej, nie było
niczym złym... ale mogło nas zabić, a ja nie mogłem pozwolić na
to aby zginęła. Nie dlatego, że przyrzekłem to Victorowi, ale dla
tego że mi zależało i to cholernie... zależało.
-co
się tak schowałeś? -uniosłem wzrok do góry i zetknąłem się z
intensywnie niebieskimi oczami.
-nieraz
trzeba... -mój głos zabrzmiał trochę za twardo niż zamierzałem.
-to
ja nie będę przeszkadzała...
-daj
spokój. Usiądź...
Poklepałem
miejsce obok i patrzyłem jak ostrożnie siada na ławeczce w dość
dużej odległości ode mnie. Chce mi się z niej śmiać, ale cóż...
Już nie będę taki i nie wybuchnę śmiechem.
Nie
wiem nawet co się ze mną stało, że ostatnio jestem nad wyraz
wesoły.
-co
my tu w ogóle robimy? -pyta cicho. Nabieram powietrza w płuca...
Lato zbliżało się nieubłaganie.
-odpoczywamy
-wyszeptałem i spojrzałem na nią z ukosa. Siedziała wyprostowana
jak struna. Wyglądała jakby coś ją męczyło, jakby chciała o
coś zapytać. Chyba lepiej już mieć to za sobą i żyć dalej.
Chyba nic nie może być straszniejszego niż śmierć, prawda?
-wyrzuć to z siebie -odwracam się w jej stronę i wpatruję się w
nią.
-nie
wiem o czym mówisz -wzrusza ramionami, a ja zaczynam się śmiać.
Naprawdę... rozśmieszyła mnie.
-gadaj...
-przysuwam się do niej. Siedzimy dotykając się ramionami. Cudowne
uczucie... śmieszne, ale cudowne.
-dlaczego
tacy jesteście? -tego to ja się nie spodziewałem -dlaczego...
Westchnąłem
głęboko. Nie powinienem jej nic mówić, ale siedziała w tym już
tak głęboko, że chyba należało się jej trochę opowiedzieć.
Przeczesałem
włosy dłonią i zastanowiłem się o czym mam mówić, od kogo mam
zacząć... i ile mogę zdradzić... Chyba nie zginę jeśli powiem
jej tak troszeczkę...
-Harry'ego
znam od... -w myślach szybko przeliczyłem -prawie jedenaście lat.
Spotkałem go jak z chęcią zabicia, szukał jednego z moich
chłopaków. O mało sam idiota nie stracił życia -patrzałem przed
siebie, ale czułem że mi się przygląda -okazało się, że jeden
z mojej bandy, był byłym jego laski. Luke strasznie pobił
dziewczynę w wyniku czego poroniła... -wstrzymałem oddech na
chwilę -poroniła dziecko Harry'ego.
-o
Boże... -teraz na nią spojrzałem. Zasłaniała usta dłonią.
-przygarnąłem
Harry'ego pod swoje skrzydła, a Luke dostał odpowiednią karę, bo
złamał zasadę. Nigdy nie bijemy kobiet... -uśmiechnąłem się
lekko -Liam'a spotkałem rok później. Kiedyś już się
styknęliśmy, ale żadni z nas nie miało zamiaru wchodzić drugiemu
w paradę. -westchnąłem -znalazłem go wykrwawiającego się.
Chciał ukraść samochód mojego przyjaciela... to była kulka z
mojej broni. Prawie go zabiłem, opatrzyliśmy go i jakoś zipał
-parsknąłem śmiechem. -teraz to on ratuje moje życie. Jego matka
zmarła na raka, a ojciec wyrzucił go z domu... miał więcej
szczęścia...
Kręcę
głową i przecieram dłońmi twarz. To było trudniejsze niż
myślałem. Miałem nadzieję, że wyrzucę to z siebie i będzie ok.
Nie było.
-Zayn'a
znałem od samego początku. Jest kuzynem Dylana i Felixa. Zawsze był
tym mądrzejszym od Felixa i to jemu Dylan chciał oddać wszystko...
X za to go nie lubił. Zayn trafił do rodziny Grane, tuż po śmierci
swoich rodziców. Zginęli w pożarze domu wraz z najmłodszą
siostrą Zayn'a. Ostatnie lata spędził we Francji. Nie chciał mieć
nic wspólnego ze swoim kuzynem... Był moim ochroniarzem.
Przestaję
na chwilę. Za dużo myśli przebiega mi przez głowę. Każda chwila
z moimi przyjaciółmi tuż przed tym jak zostałem zabity. Śmiesznie
to brzmi, ale taka była prawda... Zabili mnie.
-Niall...
-uśmiecham się szeroko -Niall, to wolny duch. Jest wszędzie tam
gdzie nie powinno go być. Poznałem go jak jego młodszy braciszek
stłukł mi szybę w moim nowym aucie. Ben miał chyba wtedy z sześć
lat. Niall uparł się, że zapłaci za szkody. Spierałem się, że
nie trzeba... dowiedziałem się, że prowadzi z babcią mały
sklepik po rodzicach. Każdy domyśli się, że co taki chłopak
może wyciągnąć z takiego sklepiku. -przetarłem czoło, bo
zacząłem się pocić -no ze sklepu to on może nie wyciągał, ale
z tego co robił na boku... to tak. Spotkaliśmy się kilka miesięcy
po tym incydencie. Z nakazu Dana miał nam pomóc kupić broń. Nikt
tak nie zna się na broni jak Ni... ale nigdy jej nie używa. Jego
rodzice zginęli podczas napadu na ich sklep...
Zapadła
cisza. Skończyłem opowiadać, wiec już nic nie musiałem mówić.
Przedstawiłem cały świat moich przyjaciół. Myślę, że rozmową
powinna się na tym skończyć. Powinna, ale nie skończyła się. Z
ust Shanny padło pytanie, którego się bałem.
-a
Ty? Dlaczego jesteś Jokerem?
Z
wyglądu łatwe pytanie... Tak naprawdę było trudne. Nie byłem
pewny, czy potrafię tak po prostu przed kimś obnażyć swoje
prawdziwe ja i ściągnąć wszystkie maski. Bez nich byłem nagi...
-moja
matka umarła, ojciec się mnie wyparł... trafiłem do domu dziecka.
Lata mijały, a mnie nikt nie chciał... -wziąłem kilka głębokich
oddechów na samo wspomnienie tych lat. -byłem strasznie złym
dzieckiem. W wieku piętnastu lat zostałem adoptowany przez Evan'a i
Matrę. Byłem dla nich straszny. Raz dostałem szlaban za oceny,
bylem tak wkurzony, że uciekłem z domu i włamałem się do
pierwszego lepszego samochodu. Ukradłem go -wzruszyłem ramionami
-okazali się że to samochód Dylana. Miałem tyle szczęścia, że
mu się spodobałem i mnie nie zabił. W wieku szesnastu lat zabiłem
człowieka ratując życie Dylan'owi. Pierwszy raz miałem broń w
ręku. -poruszałem palcami u prawej dłoni -zostałem prawą ręką
Dylan'a. Miałem dzięki temu możliwości... mogłem dowiedzieć się
czegoś o mojej rodzinie -zacisnąłem dłonie w pieści. Serce
zaczęło walić mi niemiłosiernie. To był najgorszy moment w moim
życiu. Nigdy o tym nie opowiadałem. To był temat tabu -moim ojcem
był nijaki Greg Jahson. Moja matka miała z nim romans.
Odziedziczyłem nazwisko po mężu matki... Andrew Tomlinson
-parsknąłem i zacisnąłem mocno szczękę. Nie byłem pewny, czy
chcę dokończyć... -wcisnęli mi kit, że moja matka umarła przy
porodzie. Prawda była taka, że mój biologiczny ojciec ją tak
pobił, że nie miała szans na przeżycie. Mnie uratowali.
-westchnąłem -Andrew wyrzucił ją z domu, kiedy dowiedział się o
zdradzie, a Greg chciał się pozbyć dowodów swojej zdrady przed
żoną. Ta wiadomość mnie zmieniła. Zamieniłem życie swojego
ojca w koszmar. Pozbawił mnie matki... -łzy napłynęły mi do oczu
-od tamtej pory miałem tylko ochotę mordować...
-Louis...
-jej głos wywierca mi dziurę w brzuchu. Obnażyłem się przed nią
i teraz tylko od niej zależy co z tym zrobi. Właśnie oddałem całe
swoje życie i chłopaków w jej ręce.
Mam
nadzieję, że nie bd tego żałować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz