piątek, 13 maja 2016

Trzydzieści jeden (ON)


Gdzieś pomiędzy miłością a nienawiścią...

Siedziałem oparty o mur w ogrodzie Marty. Tu tak naprawdę mogłem odpocząć. To był mój prawdziwy dom... tu zaznałem ciepła i miłości, której nigdy nie doceniałem. Teraz z perspektywy lat, widzę to... widzę jak o mnie dbali. Evan nigdy nie zdradził tego czym się zajmuję. Nie popierał tego oczywiście, ale nigdy nie zrobił nic co by mnie od tego odwiodło. Rozumiał to co skrywałem w sobie. On jako jeden z nielicznych znał prawdę... Znał prawdę o mnie i wiedział kim jest prawdziwy Louis Tomlinson. Sam nieraz gubiłem się w swoich maskach... Nie wiedziałem która z nich jest prawdziwa. Tak często chowałem się za obliczem bezwzględnego mordercy, że zacząłem powoli w to wierzyć... zacząłem wierzyć, że taki jestem i już pozostanę. Wtedy jednak pojawiła się ona... żywa osoba, nie kolejne zdjęcie.
Żywe ucieleśnienie wszystkich moich pragnień. Była wszystkim tym czego potrzebowałem, abym ukoić swoje zranione serce.
Ta kobieta wyciągnęła ze mnie wszystkie moje najgorsze cechy... a może najlepsze? Może to co czułem będąc przy niej, nie było niczym złym... ale mogło nas zabić, a ja nie mogłem pozwolić na to aby zginęła. Nie dlatego, że przyrzekłem to Victorowi, ale dla tego że mi zależało i to cholernie... zależało.
-co się tak schowałeś? -uniosłem wzrok do góry i zetknąłem się z intensywnie niebieskimi oczami.
-nieraz trzeba... -mój głos zabrzmiał trochę za twardo niż zamierzałem.
-to ja nie będę przeszkadzała...
-daj spokój. Usiądź...
Poklepałem miejsce obok i patrzyłem jak ostrożnie siada na ławeczce w dość dużej odległości ode mnie. Chce mi się z niej śmiać, ale cóż... Już nie będę taki i nie wybuchnę śmiechem.
Nie wiem nawet co się ze mną stało, że ostatnio jestem nad wyraz wesoły.
-co my tu w ogóle robimy? -pyta cicho. Nabieram powietrza w płuca... Lato zbliżało się nieubłaganie.
-odpoczywamy -wyszeptałem i spojrzałem na nią z ukosa. Siedziała wyprostowana jak struna. Wyglądała jakby coś ją męczyło, jakby chciała o coś zapytać. Chyba lepiej już mieć to za sobą i żyć dalej. Chyba nic nie może być straszniejszego niż śmierć, prawda? -wyrzuć to z siebie -odwracam się w jej stronę i wpatruję się w nią.
-nie wiem o czym mówisz -wzrusza ramionami, a ja zaczynam się śmiać. Naprawdę... rozśmieszyła mnie.
-gadaj... -przysuwam się do niej. Siedzimy dotykając się ramionami. Cudowne uczucie... śmieszne, ale cudowne.
-dlaczego tacy jesteście? -tego to ja się nie spodziewałem -dlaczego...
Westchnąłem głęboko. Nie powinienem jej nic mówić, ale siedziała w tym już tak głęboko, że chyba należało się jej trochę opowiedzieć.
Przeczesałem włosy dłonią i zastanowiłem się o czym mam mówić, od kogo mam zacząć... i ile mogę zdradzić... Chyba nie zginę jeśli powiem jej tak troszeczkę...
-Harry'ego znam od... -w myślach szybko przeliczyłem -prawie jedenaście lat. Spotkałem go jak z chęcią zabicia, szukał jednego z moich chłopaków. O mało sam idiota nie stracił życia -patrzałem przed siebie, ale czułem że mi się przygląda -okazało się, że jeden z mojej bandy, był byłym jego laski. Luke strasznie pobił dziewczynę w wyniku czego poroniła... -wstrzymałem oddech na chwilę -poroniła dziecko Harry'ego.
-o Boże... -teraz na nią spojrzałem. Zasłaniała usta dłonią.
-przygarnąłem Harry'ego pod swoje skrzydła, a Luke dostał odpowiednią karę, bo złamał zasadę. Nigdy nie bijemy kobiet... -uśmiechnąłem się lekko -Liam'a spotkałem rok później. Kiedyś już się styknęliśmy, ale żadni z nas nie miało zamiaru wchodzić drugiemu w paradę. -westchnąłem -znalazłem go wykrwawiającego się. Chciał ukraść samochód mojego przyjaciela... to była kulka z mojej broni. Prawie go zabiłem, opatrzyliśmy go i jakoś zipał -parsknąłem śmiechem. -teraz to on ratuje moje życie. Jego matka zmarła na raka, a ojciec wyrzucił go z domu... miał więcej szczęścia...
Kręcę głową i przecieram dłońmi twarz. To było trudniejsze niż myślałem. Miałem nadzieję, że wyrzucę to z siebie i będzie ok. Nie było.
-Zayn'a znałem od samego początku. Jest kuzynem Dylana i Felixa. Zawsze był tym mądrzejszym od Felixa i to jemu Dylan chciał oddać wszystko... X za to go nie lubił. Zayn trafił do rodziny Grane, tuż po śmierci swoich rodziców. Zginęli w pożarze domu wraz z najmłodszą siostrą Zayn'a. Ostatnie lata spędził we Francji. Nie chciał mieć nic wspólnego ze swoim kuzynem... Był moim ochroniarzem.
Przestaję na chwilę. Za dużo myśli przebiega mi przez głowę. Każda chwila z moimi przyjaciółmi tuż przed tym jak zostałem zabity. Śmiesznie to brzmi, ale taka była prawda... Zabili mnie.
-Niall... -uśmiecham się szeroko -Niall, to wolny duch. Jest wszędzie tam gdzie nie powinno go być. Poznałem go jak jego młodszy braciszek stłukł mi szybę w moim nowym aucie. Ben miał chyba wtedy z sześć lat. Niall uparł się, że zapłaci za szkody. Spierałem się, że nie trzeba... dowiedziałem się, że prowadzi z babcią mały sklepik po rodzicach. Każdy domyśli się, że co taki chłopak może wyciągnąć z takiego sklepiku. -przetarłem czoło, bo zacząłem się pocić -no ze sklepu to on może nie wyciągał, ale z tego co robił na boku... to tak. Spotkaliśmy się kilka miesięcy po tym incydencie. Z nakazu Dana miał nam pomóc kupić broń. Nikt tak nie zna się na broni jak Ni... ale nigdy jej nie używa. Jego rodzice zginęli podczas napadu na ich sklep...
Zapadła cisza. Skończyłem opowiadać, wiec już nic nie musiałem mówić. Przedstawiłem cały świat moich przyjaciół. Myślę, że rozmową powinna się na tym skończyć. Powinna, ale nie skończyła się. Z ust Shanny padło pytanie, którego się bałem.
-a Ty? Dlaczego jesteś Jokerem?
Z wyglądu łatwe pytanie... Tak naprawdę było trudne. Nie byłem pewny, czy potrafię tak po prostu przed kimś obnażyć swoje prawdziwe ja i ściągnąć wszystkie maski. Bez nich byłem nagi...
-moja matka umarła, ojciec się mnie wyparł... trafiłem do domu dziecka. Lata mijały, a mnie nikt nie chciał... -wziąłem kilka głębokich oddechów na samo wspomnienie tych lat. -byłem strasznie złym dzieckiem. W wieku piętnastu lat zostałem adoptowany przez Evan'a i Matrę. Byłem dla nich straszny. Raz dostałem szlaban za oceny, bylem tak wkurzony, że uciekłem z domu i włamałem się do pierwszego lepszego samochodu. Ukradłem go -wzruszyłem ramionami -okazali się że to samochód Dylana. Miałem tyle szczęścia, że mu się spodobałem i mnie nie zabił. W wieku szesnastu lat zabiłem człowieka ratując życie Dylan'owi. Pierwszy raz miałem broń w ręku. -poruszałem palcami u prawej dłoni -zostałem prawą ręką Dylan'a. Miałem dzięki temu możliwości... mogłem dowiedzieć się czegoś o mojej rodzinie -zacisnąłem dłonie w pieści. Serce zaczęło walić mi niemiłosiernie. To był najgorszy moment w moim życiu. Nigdy o tym nie opowiadałem. To był temat tabu -moim ojcem był nijaki Greg Jahson. Moja matka miała z nim romans. Odziedziczyłem nazwisko po mężu matki... Andrew Tomlinson -parsknąłem i zacisnąłem mocno szczękę. Nie byłem pewny, czy chcę dokończyć... -wcisnęli mi kit, że moja matka umarła przy porodzie. Prawda była taka, że mój biologiczny ojciec ją tak pobił, że nie miała szans na przeżycie. Mnie uratowali. -westchnąłem -Andrew wyrzucił ją z domu, kiedy dowiedział się o zdradzie, a Greg chciał się pozbyć dowodów swojej zdrady przed żoną. Ta wiadomość mnie zmieniła. Zamieniłem życie swojego ojca w koszmar. Pozbawił mnie matki... -łzy napłynęły mi do oczu -od tamtej pory miałem tylko ochotę mordować...
-Louis... -jej głos wywierca mi dziurę w brzuchu. Obnażyłem się przed nią i teraz tylko od niej zależy co z tym zrobi. Właśnie oddałem całe swoje życie i chłopaków w jej ręce.

Mam nadzieję, że nie bd tego żałować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz