W Tobie... we mnie...
W
trzeci dzień pobytu u państwa Staton wybrałam się na zakupy.
Oczywiście sama nie poszłam. Marta oprowadzała mnie po wszystkich
sklepach w ich mieście. Cieszyłam się jak małe dziecko, bo... A)
kochałam zakupy...
B) nie było z nami Louis'a.
Po
tym jak powiedział mi prawdę o sobie, spojrzałam na niego z
całkiem innej strony i to mnie zgubiło. Jeśli można było zacząć
kochać kogoś mocniej niż kochało się do tej pory... to właśnie
to mnie spotkało. Teraz już wiedziałam, że pożegnanie się z nim
będzie dużo trudniejsze niż do tej pory myślałam.
Musiałam
od niego odejść za nim nie będzie za późno. Nie wiem czy dam
radę patrzeć na niego cały czas wiedząc przez co przeszedł i ile
się narażał, aby mnie chronić.
-ta
będzie ładna... -spojrzałam na sukienkę, którą pokazała mi
Marta. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam czerwony materiał w jej
rękach. Miała dobry gust. Sukienka była śliczna. Może jeśli
pokaże trochę ciała to... O Matko!! O czym ty myślisz?!
-piękna...
-wyrzucam z siebie.
-przymierz.
Zostałam
wepchnięta do przebieralni. Z lekką obawą ściągnęłam z siebie
ubrania i nałożyłam gładki materiał. Czułam się jakby mnie
opatuliła delikatna chmurka. Nigdy nie miałam na sobie aż tak
delikatnego materiału.
Spojrzałam
na metkę z ceną i musiałam się podeprzeć ścianki, aby nie
upaść. Dobra sukienka była doskonała, ale to nie znaczy że ten
skrawek materiału powinien tyle kosztować! Ta masa liczb przed
przecinkiem o mało nie doprowadziła mnie do zawału.
Powinnam
ją ściągnąć jak najszybciej i modlić się o to, żeby jej nie
uszkodzić.
Musiałabym
pracować z rok jako prostytutka, aby za nią zapłacić.
Drzwi
lekko się otwierają i myśląc, że to Marta nie odrywam oczu od
ceny.
-jest
za droga, nie mogę jej wziąć...
-zapłacę...
-unoszę wzrok do góry. Odbicie Louis w lustrze uśmiecha się do
mnie. Jestem przerażona... jak? gdzie? kiedy?! -pięknie w niej
wyglądasz.
Podchodzi
do mnie i przylega klatką piersiową do moich pleców. Wszystko
byłoby ok, jakby nie to, że sukienka była bez pleców. Nasze ciała
dzielił tylko cienki materiał koszulki Louis'a. Temperatura mojego
ciała poskoczyła do najwyższej skali. Odcień mojej skóry w ogóle
nie różnił się od koloru sukienki.
Cwaniacki
uśmiech widniał na twarzy Louis'a. Wyglądał jak małe dziecko,
które właśnie dostało wymarzoną zabawkę.
Nachyla
się nad moją szyją i dotykając ją ustami mruczy...
-jesteśmy
sami...
Odsuwam
się od niego gwałtownie uderzając w lustro. Jestem przerażona tym
co robi, a on się nieźle bawił. Widać to było po jego minie. Ze
wszystkich sił próbował powstrzymać śmiech.
Wkurzyłam
się i z całej siły uderzyłam go z pieści w brzuch. Teraz już
nie słyszałam śmiechu, tylko przytłumiony jęk.
Przeraziłam
się... chyba miałam przesrane.
*
Dzień
balu był dość dziwny. Louis'a nie było od samego początku dnia,
co trochę mnie denerwowało, bo nie wiedziałam czy się w ogóle
pojawi. A jak będę musiała iść sama?!
Harry
siedział w łazience już z godzinę. Miał być opiekunem, ale nie
było co się oszukiwać... idzie pewnie specjalnie dla Hany. Nawet
nie chcę wiedzieć co oni robili jak nikt nie widział.
Mieliśmy
jeszcze pół godziny do wyjścia, więc zaczęłam się ubierać.
Byłam zła, bo Louis się jednak nie pojawił. Mogłam się tego
spodziewać. Wystawił mnie!
Właśnie
wpinałam ostatnią wsuwkę we włosy, kiedy drzwi pokoju się
otworzyły. Louis wszedł do środka w samym ręczniku, obciekał
jeszcze wodą. Patrzałam na niego z szeroko otwartymi ustami. On nie
przejął się nawet moją obecnością. Podszedł do szafy.
Wyciągnął z niej bieliznę i tak po prostu zrzucił z siebie
ręcznik. O mało nie udławiłam się śliną. Jego pośladki...
-o
kur... -syknęłam.
Louis
z lekkim śmiechem włożył na siebie bieliznę.
Moje
oczy lustrowały jego sylwetkę, kiedy ubierał na siebie
poszczególne elementy garnituru.
Ciężko
mi było oderwać od niego oczy.
-gotowa??
Podskoczyłam
na krześle. Byłam zażenowana tym, że przyłapał mnie na
wlepianiu się w niego.
-pięknie
wyglądasz... -wystawił dłoń w moim kierunku. Położyłam swoją
na jego i wtedy poczułam ten przyjemny prąd. To uczucie...
Miłość...
*
W
sali był tłum ludzi. Przykleiłam się do prawego ramienia Lou i
pozwoliłam się prowadzić w nieznane. Nawet nie wiedziałam gdzie
mnie ciągnie. Szczerze to mnie nawet to nie obchodziło. Chciałam
być wszędzie, byle być z nim. Przyjemne ciepło i zapach...
Popatrzałam
na zebranych ludzi, którzy nam się przyglądali. No było
ewidentnie widać, że. Louis jest starszy ode mnie i w ogóle... no
właśnie co ja powiem znajomym?!
-jako
kogo mam cię przedstawić? -pytam szeptem...
-dlaczego
pytasz? -uśmiecha się
-widać,
że jesteś dużo starszy...
-za
stary? -prycha -stary, ale jary... -zaczyna się Śmiać. Mocniej
zaciska dłoń na moim biodrze i przystaje. Obraca mnie tak, że
stoję przed nim. Pochyla się i tak po prostu mnie całuje... całuje
mnie przy wszystkich. Jego usta są miękkie. Ciepło bijące od nich
rozchodzi się po moim całym ciele. Czuję dziwne trzepotanie w
okolicy podbrzusza. Gorący płomień rozpycha moje serce. Płonę!!
-teraz już nie będą mieli wątpliwości, kim jestem... -szepcze mi
prosto w usta.
Rozdziały są naprawde fajne. Tyle ze strasznie krótkie. Ale dobrze ze ostatnio dodajesz częściej.
OdpowiedzUsuń