sobota, 14 maja 2016

Trzydzieści dwa (ONA)



W Tobie... we mnie...
W trzeci dzień pobytu u państwa Staton wybrałam się na zakupy. Oczywiście sama nie poszłam. Marta oprowadzała mnie po wszystkich sklepach w ich mieście. Cieszyłam się jak małe dziecko, bo... A) kochałam zakupy...
B) nie było z nami Louis'a.
Po tym jak powiedział mi prawdę o sobie, spojrzałam na niego z całkiem innej strony i to mnie zgubiło. Jeśli można było zacząć kochać kogoś mocniej niż kochało się do tej pory... to właśnie to mnie spotkało. Teraz już wiedziałam, że pożegnanie się z nim będzie dużo trudniejsze niż do tej pory myślałam.
Musiałam od niego odejść za nim nie będzie za późno. Nie wiem czy dam radę patrzeć na niego cały czas wiedząc przez co przeszedł i ile się narażał, aby mnie chronić.
-ta będzie ładna... -spojrzałam na sukienkę, którą pokazała mi Marta. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam czerwony materiał w jej rękach. Miała dobry gust. Sukienka była śliczna. Może jeśli pokaże trochę ciała to... O Matko!! O czym ty myślisz?!
-piękna... -wyrzucam z siebie.
-przymierz.
Zostałam wepchnięta do przebieralni. Z lekką obawą ściągnęłam z siebie ubrania i nałożyłam gładki materiał. Czułam się jakby mnie opatuliła delikatna chmurka. Nigdy nie miałam na sobie aż tak delikatnego materiału.
Spojrzałam na metkę z ceną i musiałam się podeprzeć ścianki, aby nie upaść. Dobra sukienka była doskonała, ale to nie znaczy że ten skrawek materiału powinien tyle kosztować! Ta masa liczb przed przecinkiem o mało nie doprowadziła mnie do zawału.
Powinnam ją ściągnąć jak najszybciej i modlić się o to, żeby jej nie uszkodzić.
Musiałabym pracować z rok jako prostytutka, aby za nią zapłacić.
Drzwi lekko się otwierają i myśląc, że to Marta nie odrywam oczu od ceny.
-jest za droga, nie mogę jej wziąć...
-zapłacę... -unoszę wzrok do góry. Odbicie Louis w lustrze uśmiecha się do mnie. Jestem przerażona... jak? gdzie? kiedy?! -pięknie w niej wyglądasz.
Podchodzi do mnie i przylega klatką piersiową do moich pleców. Wszystko byłoby ok, jakby nie to, że sukienka była bez pleców. Nasze ciała dzielił tylko cienki materiał koszulki Louis'a. Temperatura mojego ciała poskoczyła do najwyższej skali. Odcień mojej skóry w ogóle nie różnił się od koloru sukienki.
Cwaniacki uśmiech widniał na twarzy Louis'a. Wyglądał jak małe dziecko, które właśnie dostało wymarzoną zabawkę.
Nachyla się nad moją szyją i dotykając ją ustami mruczy...
-jesteśmy sami...
Odsuwam się od niego gwałtownie uderzając w lustro. Jestem przerażona tym co robi, a on się nieźle bawił. Widać to było po jego minie. Ze wszystkich sił próbował powstrzymać śmiech.
Wkurzyłam się i z całej siły uderzyłam go z pieści w brzuch. Teraz już nie słyszałam śmiechu, tylko przytłumiony jęk.
Przeraziłam się... chyba miałam przesrane.
*
Dzień balu był dość dziwny. Louis'a nie było od samego początku dnia, co trochę mnie denerwowało, bo nie wiedziałam czy się w ogóle pojawi. A jak będę musiała iść sama?!
Harry siedział w łazience już z godzinę. Miał być opiekunem, ale nie było co się oszukiwać... idzie pewnie specjalnie dla Hany. Nawet nie chcę wiedzieć co oni robili jak nikt nie widział.
Mieliśmy jeszcze pół godziny do wyjścia, więc zaczęłam się ubierać. Byłam zła, bo Louis się jednak nie pojawił. Mogłam się tego spodziewać. Wystawił mnie!
Właśnie wpinałam ostatnią wsuwkę we włosy, kiedy drzwi pokoju się otworzyły. Louis wszedł do środka w samym ręczniku, obciekał jeszcze wodą. Patrzałam na niego z szeroko otwartymi ustami. On nie przejął się nawet moją obecnością. Podszedł do szafy. Wyciągnął z niej bieliznę i tak po prostu zrzucił z siebie ręcznik. O mało nie udławiłam się śliną. Jego pośladki...
-o kur... -syknęłam.
Louis z lekkim śmiechem włożył na siebie bieliznę.
Moje oczy lustrowały jego sylwetkę, kiedy ubierał na siebie poszczególne elementy garnituru.
Ciężko mi było oderwać od niego oczy.
-gotowa??
Podskoczyłam na krześle. Byłam zażenowana tym, że przyłapał mnie na wlepianiu się w niego.
-pięknie wyglądasz... -wystawił dłoń w moim kierunku. Położyłam swoją na jego i wtedy poczułam ten przyjemny prąd. To uczucie... Miłość...
*
W sali był tłum ludzi. Przykleiłam się do prawego ramienia Lou i pozwoliłam się prowadzić w nieznane. Nawet nie wiedziałam gdzie mnie ciągnie. Szczerze to mnie nawet to nie obchodziło. Chciałam być wszędzie, byle być z nim. Przyjemne ciepło i zapach...
Popatrzałam na zebranych ludzi, którzy nam się przyglądali. No było ewidentnie widać, że. Louis jest starszy ode mnie i w ogóle... no właśnie co ja powiem znajomym?!
-jako kogo mam cię przedstawić? -pytam szeptem...
-dlaczego pytasz? -uśmiecha się
-widać, że jesteś dużo starszy...

-za stary? -prycha -stary, ale jary... -zaczyna się Śmiać. Mocniej zaciska dłoń na moim biodrze i przystaje. Obraca mnie tak, że stoję przed nim. Pochyla się i tak po prostu mnie całuje... całuje mnie przy wszystkich. Jego usta są miękkie. Ciepło bijące od nich rozchodzi się po moim całym ciele. Czuję dziwne trzepotanie w okolicy podbrzusza. Gorący płomień rozpycha moje serce. Płonę!! -teraz już nie będą mieli wątpliwości, kim jestem... -szepcze mi prosto w usta.

1 komentarz:

  1. Rozdziały są naprawde fajne. Tyle ze strasznie krótkie. Ale dobrze ze ostatnio dodajesz częściej.

    OdpowiedzUsuń