Bo to jest właśnie miłość...
Stałam
na środku jakiegoś gabinetu. Louis rozmawiał z jakimś gościem w
garniturze. Miałam wrażenie, że kiedyś go już widziałam.
Nie
mniej stałam tu i zastanawiałam się co tu robię. Żaden z
chłopaków nie chciał mi nic powiedzieć gdzie się wybieramy i po
co. Jedno było pewne, byliśmy u jakiegoś prawnika... tak
przynajmniej głosiła tabliczka na drzwiach.
Nagle
drzwi gabinetu otwierają się i wchodzi moja matka. Dawno jej nie
widziałam i pierwszym moim odruchem było biegniecie do niej i
przytulenie się. Zatrzymał mnie jednak jej zimny wzrok. Wzdrygnęłam
się gdy spojrzała na mnie obojętnie. Co się działo do jasnej
cholery?! Dlaczego moja matka była taka okropna?!
-jesteśmy
już wszyscy, więc możemy zaczynać.
Spojrzał
na nas i zaczął mówić. Mało ogarniałam o czym mówi. Mój umysł
ciągle był zajęty myśleniem o mojej matce.
-...
niestety testament był znaleziony dość późno. Musieliśmy
sprawdzić, czy jest autentyczny, bo mieliśmy zgłoszenie że jest
taka możliwość. Wszystkie podpisy są autentyczne. -przerwał i
wziął jakąś kopertę do ręki -z nadanego mi prawa przez Victoria
Vessta odczytuję jego testament.
Londyn
2012 rok
Witam
was moi drodzy. Jeśli tego słuchacie, oznacza to że już nie żyję.
Nie ważne co mnie zabiło, zawsze żyłem na krawędzi. Nie
płaczcie, nie jęczcie, nic wam to nie da.
Ale
trzeba przejść do sedna sprawy.
Moją
firmę przepisuję mojej córce Shannie Vess, jednakże sprawowanie
opieki nad finansami firmy powierzam mojemu przyjacielowi Louisowi
Tomlinsonowi, aż Shanna ukończy trzydzieści lat. Przepisuję jej
też całą kwotę z mojego prywatnego konta. Wszystkie papier z tym
związane są dołączone do testamentu. Opiekę nad tym przekazuję
także Louisowi, aż do dnia ukończenia przez moją córkę studiów.
W
mojej głowie zaraz uruchomiły się wszystkie trybiki. Mogłam teraz
spłacić kredyt studencki, który zaciągnąłem bo się uparłam,
że sama opłacę studia. Mogłam sobie kupić mieszkanie... mogłam
zrobić dużo rzeczy. Na pewno mogłam pojechać na jakąś
wycieczkę. Może pojadę do Włoch??
Cholera
o czym tu myślisz?! To pieniądze twojego ojca, który umarł!!
Ogarnij się!!
A
po za tym i tak przez najbliższe dwa miesiące tej kasy nie zobaczę,
więc nie ma co się bardziej ekscytować.
-testament
został odczytany zgodnie z prawem i wolą zmarłego. Jeśli ktoś
chce złożyć sprzeciw, proszę o zgłoszenie się w ciągu 7 dni.
Po tym okresie wola zmarłego zostanie wykonana. -ocknęłam się z
mojego zamyślenia. Cholera... nie słuchałam faceta i teraz nawet
nie wiem dlaczego moja matka gromi mnie wzrokiem. -proszę was
jeszcze o złożenie podpisów.
Ręce
mi drżały kiedy składałam podpis na kancelaryjnym dokumencie.
Moje nazwisko widniało obok nazwiska Louisa. On był wykonawcą
testamentu. Od niego wszystko zależało. Przez najbliższe cztery
lata byłam do niego uwiązana. Miałam niby swoją firmę, ale to i
tak Lou będzie nią kierował!
-dlaczego
testament nie został odczytany w kancelarii ojca? -odzywam się
wreszcie. Ojciec miał wielu pracowników, więc dlaczego tutaj?!
-bo
tam... mogliby dojść do nieodpowiednich zagrań -Lou uśmiecha się
szeroko. Chcę się go zapytać o co chodzi, ale nie jest mi to dane.
Moja matka podchodzi do nas i daje mi po twarzy. Łapie się za
policzek i patrzę zdezorientowana na to co się dzieje. Mam łzy w
oczach. Czuję jak czyjeś ramie oplata się wokoło mnie. Odsuwam
się... Nie chcę litości! Moja matka mnie uderzyła... pierwszy raz
w życiu.
-najpierw
zabrałeś mi męża, później córkę... a teraz jeszcze
pieniądze?! -wbija palec w jego klatkę piersiową.
-możesz
iść do pracy -Lou rzuca i uśmiecha się, choć jego wzrok jest
pusty -oddałem jej to co się jej należało...
Czuję
jak stojący za mną Harry zamyka mnie w żelaznym uścisku. Nie mogę
się wyrwać, a chcę... Chcę przyłożyć Louisowi za to, że mnie
nie obronił przed matką, ani za to że nie zareagował... A matce
za to, że... Moje myśli zostają przeszyte przez słowa mamy.
-tej
idiota nawet nie potrafi dobrze wykonać zadania i cię zabić...
-moje ciało sztywnieje. Już nawet nie czuję piekącego bólu na
policzku. Nie mogę nawet sobie wyobrazić, że moja matka jest
winna... Choć Harry kiedyś... -jeszcze się policzymy!
Wychodzi,
a ja mam ochotę zemdleć. Nie mogę uwierzyć, że...
W
drodze do domu,wszyscy milczą. Siedzę skulona na tylnym siedzeniu.
Harry siedzi z przodu na miejscu pasażera, co chwilę szczerzy się
do telefonu, a Lou prowadzi. Jedzie jak jakiś rajdowiec. Wymija
zręcznie wszystkie samochody. Cieszę się, że nie siedzę z
przodu, przynajmniej nie będę widzieć naszej śmierci.
*
Siedzę
w salonie. Nie widziałam Louisa od momentu, gdy zamknął za sobą
drzwi gabinetu, a później w sypialni a było to już z pięć
godzin temu.
Teraz
był już wieczór, a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, a
szczególnie po tym,co się dowiedziałam. Nie mogłam zrozumieć jak
moja matka mogła przyczynić się do próby zabójstwa człowieka.
Oczywiście chciałam śmierci Jokera, ale nigdy bym tego nie
zrobiła.
Musiałam
go przeprosić.
Delikatnie
zapukałam do drzwi sypialni. Nie odpowiedział, więc weszłam do
środka.
Louis
był w samych dresach w uszach miał słuchawki. Robił coś przy
laptopie.
Odwrócił
szybko wzrok od tego co robił, gdy tylko mnie zobaczył.
Usiadłam
na łóżku, kiedy on wyciąga słuchawki z uszu.
-chcę
cię przeprosić. To wszystko wina mojej ... Prawie przez nią
zginąłeś -zasłaniam dłońmi twarz. Nie wiem co mam powiedzieć.
Jestem tak przytłoczona tym wszystkim. Najlepiej bym się położyła
i przespała wszystko.
Nagle
czuję jak ktoś oplata mnie ramieniem. Czuję jego ciepło... To
było moje miejsce. To było zawsze moje miejsce... przy jego boku.
Nawet
nie wiem kiedy, ale lądujemy na łóżku. Wtulam się w jego zdrowy
bok.
-nie
przepraszaj za coś co nie jest twoją winą -czuję jak całuje moje
włosy.
W
jego ramionach czuję się taka odprężona i nawet nie wiem kiedy
odpływam. Śni mi się jednak coś pięknego.
Z
moich ust wydobywają się słowa.
-kocham
cię Louis... -to był sen, tak to był sen... Nie mogłam mu
przecież wyznać miłości.
Rozdział cudowny^^ Nie mogę się doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńdzięki :*
Usuń