poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Dwadzieścia siedem (ON)


Siedziałem na kanapie i wpatruje się w drzwi wejściowe. Wcale nie jestem zły... wcale. Jestem wkurwiony!
Po tym jak Shanna wyszła z chłopakami, zaznaczając że wychodzi najszczególniej z Zayn'em. Nie wiem dlaczego, ale byłem cholernie zazdrosny. No ale to było nic do tego co teraz czułem. Byłem wkurwiony... nie wiem jakim cudem moim współpracownicy mogli doprowadzić do tego, aby Shanna miała znowu jakąkolwiek styczność z Henero, a co dopiero z jego zwłokami.
Wstałem ze złością i zacząłem krążyć po salonie. Nie wiedziałem, gdzie mam wylądować swoją złość. Ramie dalej mnie bolało. Miałbym problemy z bronią.
Kiedy drzwi się otwierają staję naprzeciwko nich i wpatruję się w osoby przez nie wchodzące. Niall idzie ze spuszczoną miną. Liam klepie go po ramieniu, Hazz wygląda na nieźle wkurzonego. Brakuje tylko Shanny i Zayn'a. Zaciskam zdrową dłoń w pięść. Czyżby poszli gdzieś razem?
Odpowiedz przychodzi razem z krzykiem Shanny. Zayn ma ja przerzuconą przez ramię, a dziewczyna wrzeszczy i go bije.
-zabiliście człowieka! -krzyczy. -zabiliście!
Zayn z grymasem ba twarzy omija mnie i wchodzi do mojej sypialni. Po chwili wybiega z niej i zamyka szybko drzwi na klucz. Przyglądam się temu całemu cyrkowi ze zdziwieniem.
-co się stało? -pytam Harrego, który stoi przede mną. Niall usiadł skulony na kanapie. Wiem, że to co się wydarzyło go przytłoczyło, ale ja najpierw musiałem dowiedzieć się co się dokładnie wydarzyło.
-Shanna wyszła do toalety i wtedy pojawił się Henero -Harry drapie się po karku.
-wyszedłem za nim jak najszybciej -wtrąca się Zayn -nic się jej nie stało... to raczej nasz mały Irlandczyk ucierpiał -wskazuje na Nialla, który siedzi z opuszczoną głową i zachowuje się jakby nas w ogóle nie słuchał.
Nie no zajebiście. Miałem pod dachem załamanego faceta, bo pierwszy raz w życiu zabił człowieka. Mimo tego, że Niall był znawcą broni i rozpoznałby „markę” po jednym wystrzale... sam jej nie używał. Nigdy nikogo nie zabił, do dzisiejszego dnia.
Jeszcze rozwrzeszczana Shanna, która teraz uporczywie waliła w drzwi i żądała, abyśmy ją wypuścili.
Kurwa! Wystarczy ich gdzieś wypuścić i od razu milion problemów więcej.
Niall zabił Henero i to jest teraz jeden z największych naszych problemów. Zabicie prawej ręki X nie wróżyło nic dobrego.
-co zrobiliście z Lucasem?
-Niall wrzucił go do kontenera na śmieci -kiwam głową, kiedy to słyszę. Punkt dla naszej blondynki.
-dobrze... -podchodzę do Nialla -będzie dobrze, Ni... -klepie go po ramieniu i ruszam w stronę drzwi, które powoli zaczynają się uginać pod wpływem walenia w nie przez Shan. Wiem, że powinienem pocieszyć inaczej Niall'a, ale taki był nasz świat. Żył w tym bagnie tyle czasu, że już powinien wiedzieć co się dzieje i nie powinien się tak łamać... to może go zabić.
Otwieram drzwi sypialni i dostaję pięściami po kalotce piersiowej. Trochę się krzywię, kiedy Shanna trafia blisko mojej rany. Cholera, jak miałem uspokoić tą rozwrzeszczaną babę, jeśli miałem tylko jedną rękę sprawną?!
Zdrową ręką łapię za jej głowę i przyciągam do siebie. Nie interesuje mnie to, że dalej obija moje ciało, a chłopcy na nas patrzą... tak po prostu wpijam się w jej usta. Dziewczyna jeszcze chwilę się szarpie, aby później poddać się temu co się dzieje. Popycham ją ku wnętrzu pokoju i zamykam nogą drzwi.
-kochanie... -mruczę i przyciągam ją do siebie -przepraszam... -szepczę i głaszczę po głowie.
-oni go zabili -płacze...
-jakby tego nie zrobili, to ty byś nie żyła... -mocniej się we mnie wtula, a ja jej nie odtrącam. Czuję się trochę dziwnie, bo nigdy nie byłem taki w stosunku do żadnej kobiety. Była dla mnie ważna i nie mogłem pozwolić, aby cokolwiek się jej stało. Od tej pory nie pozwolę jej wychodzić z nikim, a tylko ze mną. Wiem, że to nieźle egoistyczne... bo trochę przemawiała przeze mnie zazdrość, ale przynajmniej nic jej się przy mnie nie stanie.
Zmusiłem ją, aby usiadła na łóżku... usiadłem obok niej, a ona się we mnie wtuliła. Czułem się jak jakiś tatuś przygarniający swoja córkę... nie, nie, nie... nie czułem się jak ojciec. Czułem się jak facet pocieszający swoją kobietę i to było właśnie niebezpieczne. Spisywałem ją w ten sposób na niebezpieczeństwo i na śmierć. Powinienem to opanować za nim nie było za późno... ale pytanie czy już nie było. Matko... Lou... idioto... co ty zrobiłeś najlepszego?! Pozwoliłeś uzależnić się od jakiejś kobiety!
Cholera... muszę wyjechać na kilka dni i ochłonąć, ale jak ja mam to zrobić skoro musiałem pilnować jej.
Diabeł w ciele kobiety... śmierć w ciele kobiety...


Jestem potępiony!

2 komentarze:

  1. Rozdział całkiem przyjemny, tylko szkoda ze tak krótki. Byłoby jeszcze ok gdybyś częściej dodawała rozdziały, a ostatnio coś wgl ich nie ma, i co najgorsze nie ma żadnej informacji na ten temat. Szkoda, bo tematyka bloga jest suuuuuper!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam, ale mam ostatnio za dużo na głowie.
      niestety życie ssie i tego nic nie zmieni :)

      Usuń