Siedziałem
na kanapie i wpatruje się w drzwi wejściowe. Wcale nie jestem
zły... wcale. Jestem wkurwiony!
Po
tym jak Shanna wyszła z chłopakami, zaznaczając że wychodzi
najszczególniej z Zayn'em. Nie wiem dlaczego, ale byłem cholernie
zazdrosny. No ale to było nic do tego co teraz czułem. Byłem
wkurwiony... nie wiem jakim cudem moim współpracownicy mogli
doprowadzić do tego, aby Shanna miała znowu jakąkolwiek styczność
z Henero, a co dopiero z jego zwłokami.
Wstałem
ze złością i zacząłem krążyć po salonie. Nie wiedziałem,
gdzie mam wylądować swoją złość. Ramie dalej mnie bolało.
Miałbym problemy z bronią.
Kiedy
drzwi się otwierają staję naprzeciwko nich i wpatruję się w
osoby przez nie wchodzące. Niall idzie ze spuszczoną miną. Liam
klepie go po ramieniu, Hazz wygląda na nieźle wkurzonego. Brakuje
tylko Shanny i Zayn'a. Zaciskam zdrową dłoń w pięść. Czyżby
poszli gdzieś razem?
Odpowiedz
przychodzi razem z krzykiem Shanny. Zayn ma ja przerzuconą przez
ramię, a dziewczyna wrzeszczy i go bije.
-zabiliście
człowieka! -krzyczy. -zabiliście!
Zayn
z grymasem ba twarzy omija mnie i wchodzi do mojej sypialni. Po
chwili wybiega z niej i zamyka szybko drzwi na klucz. Przyglądam się
temu całemu cyrkowi ze zdziwieniem.
-co
się stało? -pytam Harrego, który stoi przede mną. Niall usiadł
skulony na kanapie. Wiem, że to co się wydarzyło go przytłoczyło,
ale ja najpierw musiałem dowiedzieć się co się dokładnie
wydarzyło.
-Shanna
wyszła do toalety i wtedy pojawił się Henero -Harry drapie się po
karku.
-wyszedłem
za nim jak najszybciej -wtrąca się Zayn -nic się jej nie stało...
to raczej nasz mały Irlandczyk ucierpiał -wskazuje na Nialla, który
siedzi z opuszczoną głową i zachowuje się jakby nas w ogóle nie
słuchał.
Nie
no zajebiście. Miałem pod dachem załamanego faceta, bo pierwszy
raz w życiu zabił człowieka. Mimo tego, że Niall był znawcą
broni i rozpoznałby „markę” po jednym wystrzale... sam jej nie
używał. Nigdy nikogo nie zabił, do dzisiejszego dnia.
Jeszcze
rozwrzeszczana Shanna, która teraz uporczywie waliła w drzwi i
żądała, abyśmy ją wypuścili.
Kurwa!
Wystarczy ich gdzieś wypuścić i od razu milion problemów więcej.
Niall
zabił Henero i to jest teraz jeden z największych naszych
problemów. Zabicie prawej ręki X nie wróżyło nic dobrego.
-co
zrobiliście z Lucasem?
-Niall
wrzucił go do kontenera na śmieci -kiwam głową, kiedy to słyszę.
Punkt dla naszej blondynki.
-dobrze...
-podchodzę do Nialla -będzie dobrze, Ni... -klepie go po ramieniu i
ruszam w stronę drzwi, które powoli zaczynają się uginać pod
wpływem walenia w nie przez Shan. Wiem, że powinienem pocieszyć
inaczej Niall'a, ale taki był nasz świat. Żył w tym bagnie tyle
czasu, że już powinien wiedzieć co się dzieje i nie powinien się
tak łamać... to może go zabić.
Otwieram
drzwi sypialni i dostaję pięściami po kalotce piersiowej. Trochę
się krzywię, kiedy Shanna trafia blisko mojej rany. Cholera, jak
miałem uspokoić tą rozwrzeszczaną babę, jeśli miałem tylko
jedną rękę sprawną?!
Zdrową
ręką łapię za jej głowę i przyciągam do siebie. Nie interesuje
mnie to, że dalej obija moje ciało, a chłopcy na nas patrzą...
tak po prostu wpijam się w jej usta. Dziewczyna jeszcze chwilę się
szarpie, aby później poddać się temu co się dzieje. Popycham ją
ku wnętrzu pokoju i zamykam nogą drzwi.
-kochanie...
-mruczę i przyciągam ją do siebie -przepraszam... -szepczę i
głaszczę po głowie.
-oni
go zabili -płacze...
-jakby
tego nie zrobili, to ty byś nie żyła... -mocniej się we mnie
wtula, a ja jej nie odtrącam. Czuję się trochę dziwnie, bo nigdy
nie byłem taki w stosunku do żadnej kobiety. Była dla mnie ważna
i nie mogłem pozwolić, aby cokolwiek się jej stało. Od tej pory
nie pozwolę jej wychodzić z nikim, a tylko ze mną. Wiem, że to
nieźle egoistyczne... bo trochę przemawiała przeze mnie zazdrość,
ale przynajmniej nic jej się przy mnie nie stanie.
Zmusiłem
ją, aby usiadła na łóżku... usiadłem obok niej, a ona się we
mnie wtuliła. Czułem się jak jakiś tatuś przygarniający swoja
córkę... nie, nie, nie... nie czułem się jak ojciec. Czułem się
jak facet pocieszający swoją kobietę i to było właśnie
niebezpieczne. Spisywałem ją w ten sposób na niebezpieczeństwo i
na śmierć. Powinienem to opanować za nim nie było za późno...
ale pytanie czy już nie było. Matko... Lou... idioto... co ty
zrobiłeś najlepszego?! Pozwoliłeś uzależnić się od jakiejś
kobiety!
Cholera...
muszę wyjechać na kilka dni i ochłonąć, ale jak ja mam to zrobić
skoro musiałem pilnować jej.
Diabeł
w ciele kobiety... śmierć w ciele kobiety...
Jestem
potępiony!
Rozdział całkiem przyjemny, tylko szkoda ze tak krótki. Byłoby jeszcze ok gdybyś częściej dodawała rozdziały, a ostatnio coś wgl ich nie ma, i co najgorsze nie ma żadnej informacji na ten temat. Szkoda, bo tematyka bloga jest suuuuuper!!
OdpowiedzUsuńprzepraszam, ale mam ostatnio za dużo na głowie.
Usuńniestety życie ssie i tego nic nie zmieni :)