środa, 11 maja 2016

Dwadzieścia dziewięć (ON)


Każdego kiedyś ogarnie nicość... pochłonie i nie pozwoli odejść... pomóż
-kocham cię Louis...
Moje ciało zdrewniało. Mój mózg zaczął pracować na pełnych obrotach... milion myśli przeleciało mi przez głowę. Byłem przerażony. Ona nie mogła mnie kochać do jasnej cholery! Nikt nie miał prawa kochać takiego potwora jak ja!
Jak można zakochać się w takim czymś jak ja?! No jak?!
Wciągnąłem jej ojca w jakieś bagno, przez co zginął... ona też otarła się o śmierć i co? I ona tak po prostu mnie kocha?!
Z przerażeniem zesunąłem się z łóżka, upadając na podłogę. Miałem ochotę uciec i znaleźć się wszędzie tam gdzie nie ma jej i tej przeklętej miłości na która w ogóle nie zasługiwałem. Byłem niczym... nie byłem godny takiego uczucia. Mogły to potwierdzić wszystkie moje ofiary, jakby mogły mówić. Byłem potworem... zabijałem ludzi. Ich krew była pokarmem dla mojej czarnej duszy. Pochłaniałem wszystko co stanęło mi na drodze.
Ona nie mogła mnie kochać...
Ona nie mogła być aż taka głupia, aby to zrobić!
Praktycznie wybiegłem z sypialni i zamknąłem się w gabinecie. Cieszyłem się, że nikt mnie nie widział i nie musiałem się tłumaczyć z mojego zachowania. Nie musiałem mówić nic.
Podszedłem do półki z książkami i zwaliłem wszystkie z środkowej półki. Książki z hukiem upadły na podłogę, odsłaniając kilkanaście butelek różnego rodzaju alkoholu.
Wyciągnąłem whisky i napiłem się bezpośrednio z butelki. Nie pijałem alkoholu, bo po takich używkach urywa mi się film i nie kontaktuję ze światem. Zachowuję się tak jakbym miał jakąś amnezję i zdarza się, że nie rozpoznaję ludzi... a o gadaniu głupot już nie wspomnę, jednak teraz miałem ochotę się zapić... nawet na śmierć.
Chciałem wyrzucić z głowy jej słowa, które teraz ciągle obijały mi się w głowie.
-kocha mnie... -prychnąłem i znowu wziąłem łyk palącego napoju. -kocha mnie... -roześmiałem się, bo to naprawdę było śmieszne... -oszalała!
No przecież nikt normalny nie zakochuje się w mordercy, który mógłby napełnić basen krwią swoich ofiar. Miłość do mnie to nie było najlepsze posunięcie z jej strony. Chyba powinienem to jej uświadomić.
Powinienem uświadomić sobie, że to było nieuniknione... bo jak ja się zachowywałem w jej kierunku?!
Po pierwsze: nie powinienem jej całować!
Po drugie: nie powinienem z nią spać!
Po trzecie: nie powinienem być o nią zazdrosny!
Po czwarte: nie powinienem jej traktować jak kobietę, tylko jak dziecko którym mam się zająć!
Po piąte: Harry musi się nią zająć!
Po szóste: muszę wyjechać!
Po siódme: muszę przestać pić!
Po ósme: muszę zając się pracą!
Po dziewiąte: muszę znaleźć mordercę Snajpera
po dziesiąte: nie powinienem kochać!
-kochać! -siadam na podłodze i opróżniam butelkę do końca. Mam ochotę napić się jeszcze, ale nie mam siły wstać po następną. Opieram się plecami o biurko i zaczynam się śmiać z mojej nieporadności... z głupoty...
Dałem się podejść takiej małej dziewczynce...
Byłem beznadziejny...
Jakbym teraz umarł, czy coś...
*
Budzi mnie walenie do drzwi. Bolą mnie wszystkie mięśnie. Po chwili dopiero dociera do mnie gdzie się znajduję. Próbuję podnieść się z podłogi, ale słabo mi to wychodzi. Alkohol jeszcze krążył w moich żyłach.
Za nim nad ranem padłem, opróżniłem jeszcze butelkę jakiegoś wina, które było droższe niż moje wszystkie samochody do kuby wzięte.
Czułem się teraz okropnie, miałem ochotę ryć nosem po ziemi. No i prawie to zrobiłem, na czworaka podszedłem do drzwi i je otworzyłem.
Położyłem się twarzą na ziemi, aby złagodzić ból głowy i wszystkich moich mięśni.
-Tommo, wszędzie cię szukamy! -krzyk Harry'ego robi wir w mojej skacowanej głowie.
-co się drzesz?! -odpowiadam mu i próbuję podnieść się z podłogi, ale grawitacja jest silniejsza ode mnie i ponownie ląduję na ziemi.
Z lekką pomocą Harry'ego wstaję na nogi, co powoduje małą karuzelę przed moimi oczami, szczęście, że mój przyjaciel mnie trzyma.
-piłeś?! -pyta, a ja kiwam głową -gdzie masz temblak, idioto? -patrzę na moje ramię i rzeczywiście, gdzieś zniknął temblak. Spoglądam po koszulkę, aby się upewnić czy opatrunek jest na swoim miejscu... jest! Dobre i to...
Machnąłem ręką... nie bolała, ale to pewnie przez alkohol.
-spiłem się jak świnia -zaczynam się śmiać -która godzina?
-czwarta po południu...
moje oczy o mało nie wyskakują z orbity. Tyle czasu spałem? Nie... nie... nie... nie możliwe!
Omijam Harrego i podtrzymując się ściany idę w stronę salonu, gdzie na ścianie wisi duży zegar. Kiedy wskazówki naprawdę pokazują czwartą po południu, mam ochotę krzyczeć. Piłem prawie całą noc i przespałem pół dnia, a nie mam na to przecież czasu!
Cudownie, Tommo...
-o tu jesteś... -moje ciało całe sztywnieje. Odwracam się powoli w stronę osoby, która stoi za mną i próbuję się uśmiechnąć -szukaliśmy cię... martwiłam się.
Shanna zachowuje się tak, jakby to co powiedziała w nocy nie miało miejsca... a może nie miało, a ja po prostu miałem urojenia. Za dużo sobie wyobrażałem.
Cholera!
Podchodzi do mnie i przygląda mi się.
-gdzie masz temblak? -zagląda za moją koszulkę i widzę jak oddycha z ulgą, gdy widzi opatrunek.
A ja... a ja mam ochotę paść na kolana, jej dotyk sprawia, że moje całe ciało pulsuje. Iskry sypały się z jej dotyku.
Przepadłem...
-uczelnia organizuje na koniec bal i pomyślałam... -spuszcza głowę i zaczyna jeździć stopą po ziemi -może chwiałbyś pójść ze mną... -patrzę na nią z przerażeniem. Czy ona mnie właśnie zaprosiła na... -rozumiem, mówi... poproszę Zayn'a...

-nie! -widzę jak podskakuje na dźwięk mojego krzyku. Sam też się sobie dziwię. To ja odpieprzam?! Powinienem jej pozwolić pójść z Zu... ale cholera jasna... moja zazdrość... moja lista! -pójdę... pójdę z tobą... -widzę uśmiech na jej twarzy -ktoś musi cię pilnować.

2 komentarze:

  1. Jeju, jak ja uwielbiam to oppowiadanie *.* pozdrawiam gorąco
    -Blue

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się bardzo :*
      dziekuję... pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń