poniedziałek, 14 marca 2016

Dwadzieścia dwa (ONA)


I nigdy się nie dowiesz
Jak piękna jesteś dla mnie
Ale może ja tylko jestem zakochany
Kiedy mnie obudzisz...
"Wake me up" Ed Sheeran


Po tej wczorajszej dość krępującej scenie nie widziałam Louisa cały dzień. Nawet nie miałam odwagi pytać kogokolwiek o to.
Dzień na uczelni minął dość szybko. Hana ciągle trajkotała o Harrym. Ponoć zaprosił ją dziś wieczorem do jakiegoś klubu. Ja tylko kiwałam głową... czułam się trochę zazdrosna.
Ja musiałam siedzieć cały czas w domu, a dosłownie w zamkniętym pokoju.
Tuż po skończonych zajęciach i tuż po tym jak Harry wywalił mnie ze swojego samochodu, zamknęłam za sobą drzwi pokoju. Miałam ochotę płakać nad swoim nieszczęściem. Czułam się jak ostatni śmieć... ale tylko dlatego, że w pewnym momencie uświadomiłam sobie jedną rzecz. Byłam taką idiotką, że zaczęłam darzyć Lou, jakimkolwiek uczuciem. Nie umiałam oczywiście nazwać tego co do niego czułam, ale to było bardzo rozrywające uczucie.
Bolało mnie to wszystko, a szczególnie przez to jego zachowanie. Najpierw był czuły i kochany, aby w drugiej sekundzie stać się bardzo drętwym.
Tak jak wczoraj.... najpierw mnie przytulał, a później nagle jakby nigdy nic, odsunął mnie od siebie i wypalił o przeklętej ładowarce do laptopa.
No ale kim ja jestem dla niego, aby miał się mną przejmować?!
Najlepiej spakować dupę i mnie unikać jak ognia.
Dupek!!
Wzdrygam się, gdy słyszę stanowcze pukanie do drzwi. Odwracam się w ich stronę i rzucam ciche proszę.
Niall wchodzi do pokoju z przyklejonym uśmieszkiem. Zdaje mi się, że coś kombinował i tego się bałam.
-może nie będzie ci to na rękę -drapie się po karku -ale wychodzimy do klubu i musisz iść z nami.
Patrzę się na niego z szeroko otwartymi oczami.
-wychodzimy wszyscy, więc nie będzie kto miał z tobą zostać -podchodzi do mnie bliżej -moglibyśmy cię zostawić u mojej babci, ale Hazz się nie zgodził... -jestem trochę wytrącona z całokształtu. Nawet nie pomyślałam, że któryś z nich mógł mieć rodzinę!! -ale nie martw się. Będzie tam ta twoja przyjaciółka... tak mówił Harry.
-kto jeszcze będzie?
-moja dziewczyna, siostra Liama, jej chłopak i jakaś koleżanka -uśmiecha się -no i ta twoja przyjaciółka...
-czyli tylko ja będę bez pary... cudownie -mruknęłam -o której wychodzimy?
-za godzinę... -skinęłam głowa i podeszłam do szafki, aby wybrać sobie coś co mogłabym założyć. Postanowiłam nie szaleć, co pewnie zostanie skomentowane przez Hanę... ale kurde, miałam tam być jako jedyna bez pary, więc kto bd miał mnie na oku.
Niall dał mi dobrze do zrozumienia, że Liam będzie zajęty przyjaciółką siostry i mam nie odchodzić od nich na krok. Nikt nie będzie miał czasu mnie niańczyć.
Czy ja potrzebowałam niańki do jasnej anielki?
*
Umyta i ubrana zeszłam na dół. W salonie czekał na mnie Liam, reszta siedziała już w aucie. Za nim wyszliśmy z domu zdążyłam usłyszeć tą samą śpiewkę, którą recytował mi Niall. No tylko z ust Liama brzmiało to dość strasznie.
Z nich wszystkich najmniej bałam się Niall'a. Wyglądał na nieszkodliwego człowieka. Najgorzej był z Harry'm, który wiecznie patrzał na mnie jak na potencjalną ofiarę. Z Liam'em to nie byłam tak do końca pewna. Z jednej strony uśmiechał się, a z drugiej jakby zaraz miał wyciągnąć broń i ulokować kulę w moim czole.
Louis?? człowiek pełen sprzeczności. Na pewno nie chciał być miłym facetem i był na tym samym poziomie co Harry, a nawet wyżej.
Był jeszcze ten piąty, którego nie widziałam nigdy. Słyszałam tylko jego głos. To było wtedy, gdy chciał mnie zabić. Nikt nic o nim nie mówił... to tak jakby facet rozpłynął się w powietrzu. No ale też się go bałam. Tamtego wieczoru prawie mnie zabił.
*
W barze nie czuję się komfortowo. Wszędzie czuć zapach papierosów i alkoholu. Wzdrygam się kiedy ktoś na mnie wskakuje i szczelnie obejmuje ramionami. Po zapachu perfum trochę się rozluźniam.
-myślałam, że już nie przyjdziesz!! -Hana wrzeszczy mi do ucha i mam wrażenie, że właśnie ogłuchłam -ci znajomi Harrego są dość dziwni -krzywi się i ciągnie mnie do stolika w samym rogu sali. Siedzi tam trójka nieznajomych mi osób. Kiedy podchodzimy bliżej, jedna z dziewczyn bez ogródek wlepia we mnie wzrok. Jej skrzywiona mina mówi: spodziewałam się czegoś lepszego.
-Nora... -podskakuję, gdy słyszę za sobą głos Liama. Chłopak nie przejmuje się tym, że stoję między nim a tą dziewczyną. Po prostu mnie mocno przesuwa i chwyta ją w ramiona. Harry bezceremonialnie obejmuje ramieniem Hanę, która zaczyna świecić się jak żarówka.
Siadam z westchnieniem na kapnę i wbijam się w jej najdalszy róg.
-cześć jestem Kris... -spinam się, gdy słyszę nieznany mi głos -jestem chłopakiem Nory -wystawia w moim kierunku dłoń. Chwytam ją i mruczę.
-Shanna...
-a ja jestem Bella... -dziewczyna po drugiej stronie stolika uśmiecha się do mnie szeroko. Jednak jej uśmiech wydaje się być sztuczny. Muszę powiedzieć, że mimo tego, że prawdopodobnie chciała być miła... ja jej nie polubiłam.
*
Pół godziny później zjawił się Niall, który tylko wysadził nas pod klubem i gdzieś pojechał. Teraz już wiedziałam gdzie się podziewał. Na jego prawym ramieniu uwieszona była dość niska i szczuplutka dziewczyna z burzą rudych loków.
-witam wszystkich -krzyknęła dziewczyna, próbując przekrzyczeć muzykę. Jej głos był dość dziwny. -ty jesteś Shanna -przepycha się przez Harrego i Hannę. Siada obok mnie i owija swoje drobne ramię w około mojej szyi. Jestem trochę przerażona tym co robi. Przez ostatnie pół godziny nikt nawet nie uraczył mnie malutkim spojrzeniem, a tu nagle pojawia się burza loków i mnie dusi. -jestem Jess, dziewczyna tego blondasa -śmieje się, kiedy jej wzrok pada na Nialla, który zajada się orzeszkami -mam nadzieje, że traktuje cię dobrze
Nie mogę wydobyć z siebie głosy, więc tylko kiwam głową.
Kolejne pół godziny mija na tym, że Jess nawija jak opętana, a całe towarzystwo się z tego śmieje. Czuję się trochę źle w ich towarzystwie i cieszę się, że nikt nie zmusza mnie na jakiejkolwiek konwersacji.
Od czasu do czasu czuję lekkie dotknięcie w ramię. Nie reaguję na to. Chcę być już w domu i zagrzebać się w kołdrę. Mam ochotę użalać się nad sobą i na tym co czuję do Louisa. Teraz przynajmniej mogłam to robić, przecież wyjechał!!!
-zaraz wracamy... -słyszę głos Harrego i za nim zdążę coś powiedzieć Harry i Hana znikają w tłumie. Zaraz za nim na Jess wyciąga Nialla na parkiet. Liam jakimś dziwnym sposobem znika. Zostaję sama z Norą, Bellą i Krisem, który totalnie olewa to co dzieje się wokoło.
-czego chcesz od chłopaków? -tuż obok ucha słyszę groźny głos Nory. Spinam wszystkie mięśnie
-nic... -nie wiem o co jej chodzi. Ona raczej powinna zapytać, co oni chcą ode mnie.
-nie zgrywaj się gówniaro! -zaciska swoje kościste palce na moim ramieniu. Mogę się założyć, że pozostawi po sobie siniaka. -słyszałam, że jesteś dziennikarką -jej dłoń zaciska się mocniej -myślisz, że możesz się z nimi "przyjaźnić" -pokazała znak cudzysłów" -a później tak po prostu napisać o nich artykuł? -w jej głosie można wyczuć kpinę -odwal się od nich,bo zrobię ci krzywdę -wtedy popycha mnie i ląduję twarzą na ziemi.
Podnoszę się. Czuję się upokorzona... czy oni wyciągnęli mnie z domu, tylko po to, aby ktoś mnie tak potraktował?!
-zwijaj się... bo ci pomogę -odwracam się do nich i widzę, że nikt nie przejął się tym co robi Nora. Powstrzymuję łzy i szybkim krokiem przedzieram się przez tłum... muszę wyjść i jak najszybciej znaleźć się w domu. W swoim domu!!
Popycham drzwi i momentalnie znajduję się na świeżym powietrzu. Odchodzę kawałek od wejścia i opieram się o ścianę.
Chyba powinnam napisać im, ze wychodzę... ale mam to w dupie!
Odbijam się od ściany i idę przed siebie. Nie uchodzę za daleko, bo czyjeś ramiona wciągają mnie w ciemną uliczkę i przygważdżają do ściany. Jestem przerażona... wpatruję się w twarz mojego oprawcy i w ogóle nie mogę z nikim tego człowieka porównać. Była jedna możliwość, chce mnie zgwałcić i zabić. Może to była dobra decyzja.
-witam.. -jego głos był dość niski -nie spodziewałbym się tu ciebie samej -ostanie słowo wyszeptuje mi do ucha -ładna jesteś. Nie dziwię się, że Hazz ciągłe cię pilnuje -przyparł mnie mocniej do ściany -ale teraz się zabawimy. -zaczęłam się wyrywać, ale wtedy dostałam w twarz...
-Felix... -usłyszałam znajomy głos, nie mogłam go jednak rozpoznać, bo w moim uszach dudniła krew -puść ją -czuję jak mięśnie faceta sztywnieją. -zasada nietykalności nadal obowiązuje.
-Lewis -mój oprawca odsuwa się ode mnie jednak mnie nie puszcza. Jego lewa ręka spoczywa na moim gardle i w dalszym ciągu przyciska mnie do ściany. Po jego minie można poznać, że jest przerażony.
-coś ty taki przerażony? -wzdrygam się, gdy mój wybawiciel zaczyna się śmiać. To był Louis... cholera, to był Louis... -nie dostałeś wiadomości?
-dostałem -syczy
-więc nie trzęś tak dupą... przecież wiedziałeś, że żyję... -przez długą chwilę panuje głucha cisza. -ty jesteś naprawdę taki głupi, żeby uwierzyć że mnie zabijesz? X daj spokój...
-jesteś martwy, Tommo... -jego dłoń zaciska się mocniej na moim gardle. Zaczyna brakować mi powietrza, a oni tak po prostu sobie rozmawiają.
-jestem żywy w każdym znaczeniu tego słowa. A teraz ją puść... należy do mnie -facet zaczyna się śmiać i odcina mi całkowicie dopływ tlenu. Lekko uderza moją głową on ścianę, a później mnie puszcza. Ostatnie co pamięta, to to, że upadam jak szmaciana lalka i słowa wypowiedziane przez człowieka, który mnie napadł.
Jeszcze nie skończyliśmy.
*
Budzę się i jest mi zdecydowanie za gorąco. Ktoś lub coś owinęło się w około mnie jak wąż boa. Wzdrygam się. Prawdopodobnie jestem martwa, albo porwana. Z przerażeniem otwieram szeroko oczy. Jednak zamiast mojego oprawcy widzę lekkie zarysy tatuażu Louisa. Chłopak przyciska mnie mocno do swojej klatki piersiowej. Czuję się bezpiecznie w jego ramionach.
Powoli powyswabadzam się z jego ramion. Najchętniej to bym tak leżała do końca życia... wtedy prawda uderza we mnie.... odsuwam się od niego i z przerażeniem uciekam z pokoju.
Czy to możliwe, że się w nim zakochałam?
Nie, nie... Shanno, nie... to twoja wyobraźnia, płata ci figle.
Udaję się w stronę kuchni i widzę w salonie siedzących chłopaków. Pierwszy zauważa mnie Liam, patrzy na mnie gniewnie. Niall krzywi się i odwraca wzrok, natomiast Harry obdarza mnie szerokim uśmiechem. Teraz oprócz wielkiego siniaka na jego twarzy, ma rozciętą i napuchniętą dolną wargę. Wygląda jakby ktoś go uderzył. Czy to możliwe, że Hana go uderzyła?
Czuję się jeszcze gorzej w ich towarzystwie, więc z powrotem zamykam się w pokoju. Byłam w pułapce
-gdzie byłaś? -słyszę głos Lou. Nie odzywam się. Myślę, że mówi przez sen -Shanno, pytam gdzie byłaś...
-w kuchni... -podchodzę delikatnie do łóżka i siadam na rogu, plecami do Louisa.
On ma jednak inny plan. Czuje jego ramiona, które oplatają mnie w tali. Po chwili znowu leżę wtulona w niego.
-nie lubię kiedy uciekasz -mruczy w moją szyję. Przechodzą mnie silne dreszcze.
Co on do cholery ze mną robił?!
-dlaczego się nie słuchasz? -przewraca mnie na plecy i wbiła we mnie swój morderczy wzrok. -dlaczego nie posłuchałaś chłopaków?
Nie wiem co mam mu powiedzieć.
-odpowiedz mi -nagle znajduje się na mnie i przygważdża do łóżka. Moje ręce unieruchamia tuż nad moją głową. Jego uścisk sprawa mi ból -dlaczego się nie słuchasz?!
-nie wiem o czym mówisz -odpowiedziałam spokojnie. Oczywiście skłamałabym, jakbym powiedziała, że się nie boję.
-z tego co wiem miałaś słuchać się Harrego i trzymać chłopaków, a nie robić sobie samowolkę i wpadać w ramiona Felix'a. On mógł Cię zabić, idiotko! -ostatnie zdanie praktycznie wysyczał mi w usta.
-zostawili mnie -szepczę -i to nie była moja wina... nie wyszłam dobrowolnie -tłumaczę się, choć już wiem, że to nic nie da. Takie osoby jak Louis nie przyjmują wyjaśnień. To mnie najbardziej bolało.
-słucham??
-siostra Liama wywaliła mnie stamtąd -czuję łzy w oczach -nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. Zabili by mnie tam, a nikt...
-przyłożyłem jednej osobie za mało -Louis przerywa mi i patrzy na mnie gniewnie
-uderzyłeś... Harrego?
-oczywiście. Miał Cię pilnować...
Leżę w lekkim osłupieniu i nie wiem co mam powiedzieć. Twa między nami niezręczna cisza... otwieram usta, aby powiedzieć cokolwiek, bo trochę się krępuję tą całą sytuacją.
Jestem w totalnym szoku, gdy Louis delikatnie dotyka swoimi ustami moich. To jest naprawdę cudowne uczucie. To tak jakby jego delikatne usta potrafiły obudzić do życia wszystkie komórki w moim ciele.
Odrywa się ode mnie.
-masz się słuchać... -to ostatnie słowa, które od niego tego dnia słyszę. Później tylko wsłuchuję się w jego miarowy oddech kiedy śpi.
Mogłam teraz coś mu zrobić i uciec... uciec od tego wszystkiego, ale czuję że dostałam od niego kredyt zaufania, bo przecież usnął przy mnie i jakaś cząstka mnie... nie pozwalała go zawieźć.
Przysuwam się bliżej niego, a on przyciska się od mojego ciała. Robi to tak jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Usypiam z uśmiechem na twarzy.


*************************************************

6 komentarzy:

  1. Bardzo lubię twoje opowiadania, ale ostatnio cos niezrozumiale piszesz. Czasami trudno sie połapać co się właściwie dzieje. Kurczę szkoda, bo kiedys opisywałaś wszystko ze szczegółami a teraz tak troche olewasz niektóre fragmenty i przeskakujesz z momentu na moment, troche niezrozumiale.
    Mimo wszystko i tak bardzo mi się podoba to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niektórych momentów nie da się opisać...
      po za tym... jestem już zmęczona. dlatego robię sobie przerwę.
      mimo wszystko -dziękuję za komentarz :)
      pozdrawiam :*

      Usuń
  2. super rozdział <3 z resztą jak wszystkie inne:* pozdrawiam i oczekuje następnych części

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 😍 do czwartku 😁

      Usuń
    2. Szczerze mówiąc to przepis na tego bloga był chyba taki:
      Garść akcji.Trzy wiadra humoru.Szczypta romansu.Oraz super pomysł autorki.
      Ale ten przepis się zmienił.Anonim ma rację (znowu) lepiej twoje posty wyglądały kiedy miały bardziej rozwinięty opis.Mimo to rozdział był nawet ok.Liczę że powrócisz ze starym stylem pisania.
      Czekam na cd.Pozdro ;-)

      Usuń
    3. dzięki.
      pozdrawiam :)

      Usuń