Chciałem trzymać ją na dystans, ale i tak stała się moi utrapieniem
"Rozdział nie jest ocenzurowany"
Miałem ochotę się napić. Szedłem z
taką myślą w stronę baru, ale kiedy usiadłem na stołku, to
zamiast wlania w siebie litrów alkoholu... wlałem w siebie litry
wody gazowanej.
Była duża możliwość, że gdybym
wrócił do pokoju pod wpływem alkoholu... mógłbym zrobić tej
głupiej dziewusze krzywdę!
Do naszego wspólnego pokoju wróciłem
chyba o piątej nad ranem. Powinienem się położyć choć na kilka
minut. Czekał nas ciężki dzień, a mnie na tyle, że będę musiał
przebywać w towarzystwie tej dziewczyny.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi pokoju,
zauważyłem, że moja walizka jest otwarta. Podszedłem do niej
powoli, nie odwracając wzroku od leżącej na łóżku Shanny.
Przecież zostawiłem broń w walizce i dziewczyna mogła w każdej
chwili we mnie z niej wycelować. A szczerze nie miał ochoty teraz
umierać.
Ostrożnie otworzyłem walizkę i
zajrzałem do środka. Na wierzchu dalej leżał mój nóż, reszta
też wydawała się nie tknięta. Wsunąłem dłoń po ubrania i z
ulgą stwierdziłem, że broń dalej tam jest. Nie wiem czego ta
dziewczyna szukała w mojej torbie, ale cieszyłem się, że nie
znalazła broni.
Spojrzałem na nią, a później na
swoje ubranie. Należało się umyć i przygotować do kolejnego
dnia.
Wyciągnąłem czyste bokserki jakieś
spodnie od dresu i ze zdziwieniem stwierdziłem, że brakuje mojego
ulubionego T-shirtu, który na pewno pakowałem. Podszedłem po cichu
do łózka i lekko odkryłem dziewczynę i o mało nie jęknąłem.
Chyba naprawdę powinienem iść się napić i spać pod drzwiami.
Dziewczyna spała w mojej ulubionej koszulce, która teraz zasłaniała
tylko jej górną partię ciała, reszta wraz z różowymi majtkami,
były odkryte. Nie wiem dlaczego, ale zagotowałem się od środka i
to nie ze złości, tylko całkiem innego uczucia.
Wyglądała strasznie podniecająco w
moim T-shircie.
Okryłem ją szczelnie, aby dalej nie
wlepiać w nią i żeby nie zrobić nic głupiego.
Zimny prysznic nic mi nie pomógł.
Kładąc się obok niej na łóżku wyklinałem Victora.
*
Obudziły mnie łaskoczące mnie włosy
po twarzy. Odgarnąłem je i stwierdziłem, że pod ręką mam ich
więcej. Otworzyłem oczy i co pierwsze zauważyłem, to kupa
brązowych włosów. Odgarnąłem wszystkie włosy, tylko po to aby
zobaczyć twarz Shanny. Jak spała wyglądała tak spokojnie i
niewinnie. Owinąłem swoją rękę wokół jej tali, co spowodowało,
że jeszcze mocniej się do mnie przytuliła. Może to dziwne, ale
poczułem się z tym bardzo dobrze. Pierwszy raz w życiu cieszyłem
się, że obudziłem się obok jakiejś kobiety.
Nie wiem co mnie podkusiło, ale
złożyłem delikatny pocałunek na czubku jej głowy. Dziewczyna
zaczęła coś mruczeć pod nosem, ale na szczęście się nie
obudziła.
Najgorsze jednak w tym wszystkim było,
że przyjaciel w moich spodniach, też zaczął dawać o sobie znać.
Nie chciałem jej budzić, ale musiałem coś zrobić... bo w każdej
chwili mogłem dojść od samego patrzenia na nią. Chyba nie
zrobiłbym najlepszego wrażenia z mokrymi spodniami w kroczu.
Za nim cokolwiek zrobiłem pozwoliłem
sobie na jedną małą przyjemność. Przejechałem delikatnie po jej
nagim udzie, które mnie oplatało. Jej skóra była jak cudowny
jedwab.
Mam nadzieję, że smażysz się w
piekle, Victorze!
Odgarnąłem wszystkie włosy z jej
twarzy z zamiarem obudzenia jej, gdy nagle drzwi się otworzyły i
stanął w nich Liam. Chyba był bardzo zdziwiony tym co zobaczył.
Uśmiechnąłem się szeroko.
-co się stało? -Shanna podniosła
głowę i spojrzała prosto w moje oczy. Wyglądała teraz jak mała
kotka, która miałem ochotę pomiziać. Patrzała na mnie zamglonymi
oczami i nagle jakby zrozumiała o co chodzi, zaczęła piszczeć.
Zerwała się ze mnie, przez co wylądowała na ziemi, a mnie dostało
się po kroczu. Jęknąłem głośno, kładąc dłoń na tym co
chciała mi uszkodzić. Usiadłem jednak, aby sprawdzić czy nic
sobie nie zrobiła.
-później będziecie mieć czas na
amory -wymruczał Liam, tak jakby całkowicie śmieszyła go ta cała
sytuacja. -Hazz jest już w drodze. Będzie wieczorem, a my musimy
jeszcze dojechać do...
-załatwił wszystko? -wstałem z łóżka
uważając aby nie stanąć na dziewczynę, która siedziała bez
ruchu na podłodze. Prawdopodobnie wstydziła się wstać.
-tak... -skinąłem głową i z
uśmiechem czekałem, aż mój przyjaciel zniknie za drzwiami. Wtedy
podałem dziewczynie dłoń. Oczywiście nie chciała jej przyjąć i
dalej siedziała na podłodze.
-Shanno... -zacząłem spokojnie
-widziałem już twoje różowe majteczki, więc możesz wstać
Schyliłem się i podniosłem ją za barki. Dziewczyna ważyła tyle
co nic. Boże, ona coś w ogóle je?!
Shanna zarumieniła się cała. Może
to było dziwne, ale mi się to podobało. Chciałem być powodem jej
rumienia na policzkach.
-jeśli chcesz pójść do łazienki,
to ja wyjdę... -puszczam ją, nakładam wczorajszą bluzę i
wychodzę. Musiałem trochę ochłonąć... nie, nie... trochę
nie... musiałem całkowicie ochłonąć!
*
Podróż do domku, który wykupiliśmy
lata temu z Victorem, trwała trochę za długo. Oczywiście dla mnie
trwała za długo.
Godzina jazdy, przecież nie była tak
długa...
Kiedy z oddali pośród drzew
zobaczyłem zarysy ceglanego budynku, przeszły mnie dreszcze.
Ostatni raz byłem tu chyba z cztery lata temu. Spędziliśmy tu z
Victorem cały weekend, pijąc i paląc zioło. Ciężko mi było
ogarnąć to, że już go nie ma... że nie ma go już dwa lata.
Nigdy więcej już nie dostanę po głowie za kolejną ofiarę na
moim koncie.
-Lou... jesteśmy -poczułem na barku
ciepłą dłoń Liama.
Spoglądam na duży ceglany domek i
czuję, że zaczyna mnie piec pod powiekami. Odchylam głowę do tyłu
i mrugam szybko powiekami. Jeszcze mi brakowało, żebym teraz się
rozpłakał...
Wysiadam ostatecznie i napotykam wzrok
Martina. Siwy staruszek jak zawsze stał uśmiechnięty od ucha do
ucha.
-panie Tomlinson -staruszek rozłożył
ramiona i mnie w nich zamknął. Zesztywniałem automatycznie.
-Martinie -odsunąłem się od
mężczyzny i spojrzałem na Shanne, która stała z roztwartymi
ustami. Nie dziwiłem się jej, też byłbym zdziwiony... -to jest
Shanna -mężczyzna zmarszczył brwi. Podszedł bliżej do dziewczyny
-córka Victora -dodałem szeptem.
*
Wyciągnąłem duży mosiężny klucz z
kieszeni i wsadziłem go w zamek. Przekręciłem go i zawahałem się
przed ich otworzeniem.
-Lou... otwieraj -ponaglał mnie Liam.
Może to dziwne, ale bałem się otworzyć te drzwi. To było
królestwo Victora, nie chciałem zaburzać jego przestrzeni.
Otworzyłem drzwi i zostałem wepchany
do środka. Stanąłem tam jak kołek. Nic się nie zmieniło od
ostatniej mojej wizyty. Na biurku dalej były porozwalane papiery, a
na ścianie tuż za nim wisiał ten sam kiczowaty obraz.
Przedstawiający roześmianego Jokera.
-gdzie on może to trzymać? -pyta Liam
otwierając wszystkie szuflady.
Podchodzę do obrazu i go ściągam,
moim oczom ukazuje się sejf. Uśmiecham się pod nosem. Wyciągam z
kieszeni małe pudełko z którego wyciągam mały kluczyk.
Przyglądam się mu chwilę i wpisuję na klawiaturę cztery liczby,
które na nim widniały.
Przekręcam rączkę i drzwiczki
ustępują. Cały sejf zarzucony jest papierami. Wyrzucam je na
podłogę, a mój wzrok pada na dużą brązową kopertę leżącą
między papierami. Podnoszę ją i wysypuję zawartość na biurko.
Liam podchodzi do mnie i bierze jedną z białych kartek.
-testament... -mruczy
Nie patrzę na niego, mój wzrok
spoczywa na kopercie z podpisem „Louis”. Nie jestem pewien tego,
czy na pewno chcę czytać to, co tam się znajduje...
Otwieram jednak kopertę.
„Lou
Jeśli to czytasz, to znaczy że
mnie już nie ma. Mogę się założyć, ze nie umarłem śmiercią
naturalną, bo wtedy to Ty byś nie żył.
Nie mniej, czytasz to.
Pamiętasz jak kiedyś poprosiłem
Cię o to, żebyś pilnował Shanny? Mam nadzieję, że tak, bo dalej
masz to robić.
To delikatny kwiatuszek, ale to
pewnie już też wiesz.
Ale przejdźmy jednak do sedna
sprawy. Wraz z listem zostawiam testament, który musisz dostarczyć
do Reya Mendoza, tego prawnika którego Ci przedstawiałem.
Nie zapomnij też go przeczytać!!
wiem, że olewasz takie sprawy i zapewne po przeczytaniu tego listu,
zwiniesz testament w rulonik i schowasz do kieszeni. Znam Cię tak
długo, że wiem, że teraz się uśmiechasz.
Dobra, przeczytaj ten przeklęty
testament!! masz w nim duży udział!! PRZECZYTAJ!!
Nie będę się tu dużo rozpisywał.
Hahahahahahaha
Po mojej śmierci, bałwanie
zostałeś prawnym opiekunem Shanny i jesteś zarządcą jej majątku
do ukończenia studiów. Jeśli je już ukończyła, no to oops
Jakby co to
masz moje błogosławieństwo.
Wiem, że Amy
grała nie dla tej drużyny co trzeba, więc pilnuj mojej małej
dziewczynki i mojej kasy.
Żegnaj
Louisie...
Widzimy się w
piekle!!
p.s Przypomnij
Hazz'owi, że wisi mi dziesięć patoli.
Snajper”
Kartka wypada mi z
rąk. Patrzę na zdziwionego Liama, który odrywa wzrok testamentu.
-o kurwa...
-szepcze, patrząc mi prosto w oczy -jesteś jej opiekunem...
-wiem, wiem to
kurwa!!
Zajebiaszcze
OdpowiedzUsuńPozdro z podłogi:P
Hahahaha :)
Usuńrównież pozdrawiam :))
Szybko kolejny *.* ideolo!
OdpowiedzUsuńBlue
Kolejny już za tydzień:)
Usuńpozdrawiam:*
Świetne, padłam i nie wstaje .... znowu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
cieszę się, że Ci się podoba
UsuńSuper!! Super!! Super!!
Usuńbardzo fajny, strasznie mnie wciagnelo i nie moge doczekac sie nastepnego. Polecam rowniez pewnego bloga, ktory wciagnal mnie tak jak ten. Oto adres: anonimowaartystka.pinger.pl
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że się podoba :)
Usuńpozdrawiam :*