wtorek, 2 lutego 2016

Piętnaście (ON)


Chciałem trzymać ją na dystans, ale i tak stała się moi utrapieniem

"Rozdział nie jest ocenzurowany"


Miałem ochotę się napić. Szedłem z taką myślą w stronę baru, ale kiedy usiadłem na stołku, to zamiast wlania w siebie litrów alkoholu... wlałem w siebie litry wody gazowanej.
Była duża możliwość, że gdybym wrócił do pokoju pod wpływem alkoholu... mógłbym zrobić tej głupiej dziewusze krzywdę!
Do naszego wspólnego pokoju wróciłem chyba o piątej nad ranem. Powinienem się położyć choć na kilka minut. Czekał nas ciężki dzień, a mnie na tyle, że będę musiał przebywać w towarzystwie tej dziewczyny.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi pokoju, zauważyłem, że moja walizka jest otwarta. Podszedłem do niej powoli, nie odwracając wzroku od leżącej na łóżku Shanny. Przecież zostawiłem broń w walizce i dziewczyna mogła w każdej chwili we mnie z niej wycelować. A szczerze nie miał ochoty teraz umierać.
Ostrożnie otworzyłem walizkę i zajrzałem do środka. Na wierzchu dalej leżał mój nóż, reszta też wydawała się nie tknięta. Wsunąłem dłoń po ubrania i z ulgą stwierdziłem, że broń dalej tam jest. Nie wiem czego ta dziewczyna szukała w mojej torbie, ale cieszyłem się, że nie znalazła broni.
Spojrzałem na nią, a później na swoje ubranie. Należało się umyć i przygotować do kolejnego dnia.
Wyciągnąłem czyste bokserki jakieś spodnie od dresu i ze zdziwieniem stwierdziłem, że brakuje mojego ulubionego T-shirtu, który na pewno pakowałem. Podszedłem po cichu do łózka i lekko odkryłem dziewczynę i o mało nie jęknąłem. Chyba naprawdę powinienem iść się napić i spać pod drzwiami. Dziewczyna spała w mojej ulubionej koszulce, która teraz zasłaniała tylko jej górną partię ciała, reszta wraz z różowymi majtkami, były odkryte. Nie wiem dlaczego, ale zagotowałem się od środka i to nie ze złości, tylko całkiem innego uczucia.
Wyglądała strasznie podniecająco w moim T-shircie.
Okryłem ją szczelnie, aby dalej nie wlepiać w nią i żeby nie zrobić nic głupiego.
Zimny prysznic nic mi nie pomógł. Kładąc się obok niej na łóżku wyklinałem Victora.
*
Obudziły mnie łaskoczące mnie włosy po twarzy. Odgarnąłem je i stwierdziłem, że pod ręką mam ich więcej. Otworzyłem oczy i co pierwsze zauważyłem, to kupa brązowych włosów. Odgarnąłem wszystkie włosy, tylko po to aby zobaczyć twarz Shanny. Jak spała wyglądała tak spokojnie i niewinnie. Owinąłem swoją rękę wokół jej tali, co spowodowało, że jeszcze mocniej się do mnie przytuliła. Może to dziwne, ale poczułem się z tym bardzo dobrze. Pierwszy raz w życiu cieszyłem się, że obudziłem się obok jakiejś kobiety.
Nie wiem co mnie podkusiło, ale złożyłem delikatny pocałunek na czubku jej głowy. Dziewczyna zaczęła coś mruczeć pod nosem, ale na szczęście się nie obudziła.
Najgorsze jednak w tym wszystkim było, że przyjaciel w moich spodniach, też zaczął dawać o sobie znać. Nie chciałem jej budzić, ale musiałem coś zrobić... bo w każdej chwili mogłem dojść od samego patrzenia na nią. Chyba nie zrobiłbym najlepszego wrażenia z mokrymi spodniami w kroczu.
Za nim cokolwiek zrobiłem pozwoliłem sobie na jedną małą przyjemność. Przejechałem delikatnie po jej nagim udzie, które mnie oplatało. Jej skóra była jak cudowny jedwab.
Mam nadzieję, że smażysz się w piekle, Victorze!
Odgarnąłem wszystkie włosy z jej twarzy z zamiarem obudzenia jej, gdy nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Liam. Chyba był bardzo zdziwiony tym co zobaczył. Uśmiechnąłem się szeroko.
-co się stało? -Shanna podniosła głowę i spojrzała prosto w moje oczy. Wyglądała teraz jak mała kotka, która miałem ochotę pomiziać. Patrzała na mnie zamglonymi oczami i nagle jakby zrozumiała o co chodzi, zaczęła piszczeć. Zerwała się ze mnie, przez co wylądowała na ziemi, a mnie dostało się po kroczu. Jęknąłem głośno, kładąc dłoń na tym co chciała mi uszkodzić. Usiadłem jednak, aby sprawdzić czy nic sobie nie zrobiła.
-później będziecie mieć czas na amory -wymruczał Liam, tak jakby całkowicie śmieszyła go ta cała sytuacja. -Hazz jest już w drodze. Będzie wieczorem, a my musimy jeszcze dojechać do...
-załatwił wszystko? -wstałem z łóżka uważając aby nie stanąć na dziewczynę, która siedziała bez ruchu na podłodze. Prawdopodobnie wstydziła się wstać.
-tak... -skinąłem głową i z uśmiechem czekałem, aż mój przyjaciel zniknie za drzwiami. Wtedy podałem dziewczynie dłoń. Oczywiście nie chciała jej przyjąć i dalej siedziała na podłodze.
-Shanno... -zacząłem spokojnie -widziałem już twoje różowe majteczki, więc możesz wstać Schyliłem się i podniosłem ją za barki. Dziewczyna ważyła tyle co nic. Boże, ona coś w ogóle je?!
Shanna zarumieniła się cała. Może to było dziwne, ale mi się to podobało. Chciałem być powodem jej rumienia na policzkach.
-jeśli chcesz pójść do łazienki, to ja wyjdę... -puszczam ją, nakładam wczorajszą bluzę i wychodzę. Musiałem trochę ochłonąć... nie, nie... trochę nie... musiałem całkowicie ochłonąć!
*
Podróż do domku, który wykupiliśmy lata temu z Victorem, trwała trochę za długo. Oczywiście dla mnie trwała za długo.
Godzina jazdy, przecież nie była tak długa...
Kiedy z oddali pośród drzew zobaczyłem zarysy ceglanego budynku, przeszły mnie dreszcze. Ostatni raz byłem tu chyba z cztery lata temu. Spędziliśmy tu z Victorem cały weekend, pijąc i paląc zioło. Ciężko mi było ogarnąć to, że już go nie ma... że nie ma go już dwa lata. Nigdy więcej już nie dostanę po głowie za kolejną ofiarę na moim koncie.
-Lou... jesteśmy -poczułem na barku ciepłą dłoń Liama.
Spoglądam na duży ceglany domek i czuję, że zaczyna mnie piec pod powiekami. Odchylam głowę do tyłu i mrugam szybko powiekami. Jeszcze mi brakowało, żebym teraz się rozpłakał...
Wysiadam ostatecznie i napotykam wzrok Martina. Siwy staruszek jak zawsze stał uśmiechnięty od ucha do ucha.
-panie Tomlinson -staruszek rozłożył ramiona i mnie w nich zamknął. Zesztywniałem automatycznie.
-Martinie -odsunąłem się od mężczyzny i spojrzałem na Shanne, która stała z roztwartymi ustami. Nie dziwiłem się jej, też byłbym zdziwiony... -to jest Shanna -mężczyzna zmarszczył brwi. Podszedł bliżej do dziewczyny -córka Victora -dodałem szeptem.
*
Wyciągnąłem duży mosiężny klucz z kieszeni i wsadziłem go w zamek. Przekręciłem go i zawahałem się przed ich otworzeniem.
-Lou... otwieraj -ponaglał mnie Liam. Może to dziwne, ale bałem się otworzyć te drzwi. To było królestwo Victora, nie chciałem zaburzać jego przestrzeni.
Otworzyłem drzwi i zostałem wepchany do środka. Stanąłem tam jak kołek. Nic się nie zmieniło od ostatniej mojej wizyty. Na biurku dalej były porozwalane papiery, a na ścianie tuż za nim wisiał ten sam kiczowaty obraz. Przedstawiający roześmianego Jokera.
-gdzie on może to trzymać? -pyta Liam otwierając wszystkie szuflady.
Podchodzę do obrazu i go ściągam, moim oczom ukazuje się sejf. Uśmiecham się pod nosem. Wyciągam z kieszeni małe pudełko z którego wyciągam mały kluczyk. Przyglądam się mu chwilę i wpisuję na klawiaturę cztery liczby, które na nim widniały.
Przekręcam rączkę i drzwiczki ustępują. Cały sejf zarzucony jest papierami. Wyrzucam je na podłogę, a mój wzrok pada na dużą brązową kopertę leżącą między papierami. Podnoszę ją i wysypuję zawartość na biurko. Liam podchodzi do mnie i bierze jedną z białych kartek.
-testament... -mruczy
Nie patrzę na niego, mój wzrok spoczywa na kopercie z podpisem „Louis”. Nie jestem pewien tego, czy na pewno chcę czytać to, co tam się znajduje...
Otwieram jednak kopertę.
Lou
Jeśli to czytasz, to znaczy że mnie już nie ma. Mogę się założyć, ze nie umarłem śmiercią naturalną, bo wtedy to Ty byś nie żył.
Nie mniej, czytasz to.
Pamiętasz jak kiedyś poprosiłem Cię o to, żebyś pilnował Shanny? Mam nadzieję, że tak, bo dalej masz to robić.
To delikatny kwiatuszek, ale to pewnie już też wiesz.
Ale przejdźmy jednak do sedna sprawy. Wraz z listem zostawiam testament, który musisz dostarczyć do Reya Mendoza, tego prawnika którego Ci przedstawiałem.
Nie zapomnij też go przeczytać!! wiem, że olewasz takie sprawy i zapewne po przeczytaniu tego listu, zwiniesz testament w rulonik i schowasz do kieszeni. Znam Cię tak długo, że wiem, że teraz się uśmiechasz.
Dobra, przeczytaj ten przeklęty testament!! masz w nim duży udział!! PRZECZYTAJ!!
Nie będę się tu dużo rozpisywał.
Hahahahahahaha
Po mojej śmierci, bałwanie zostałeś prawnym opiekunem Shanny i jesteś zarządcą jej majątku do ukończenia studiów. Jeśli je już ukończyła, no to oops
Jakby co to masz moje błogosławieństwo.
Wiem, że Amy grała nie dla tej drużyny co trzeba, więc pilnuj mojej małej dziewczynki i mojej kasy.
Żegnaj Louisie...
Widzimy się w piekle!!
p.s Przypomnij Hazz'owi, że wisi mi dziesięć patoli.
Snajper

Kartka wypada mi z rąk. Patrzę na zdziwionego Liama, który odrywa wzrok testamentu.
-o kurwa... -szepcze, patrząc mi prosto w oczy -jesteś jej opiekunem...

-wiem, wiem to kurwa!!

9 komentarzy:

  1. Szybko kolejny *.* ideolo!
    Blue

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, padłam i nie wstaje .... znowu :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo fajny, strasznie mnie wciagnelo i nie moge doczekac sie nastepnego. Polecam rowniez pewnego bloga, ktory wciagnal mnie tak jak ten. Oto adres: anonimowaartystka.pinger.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się podoba :)
      pozdrawiam :*

      Usuń