Kiedyś utonę w Twych oczach, kiedyś zniknę w Twoich ramionach.
Dochodzi dziesiąta rano. Od
wczorajszego wieczora nie widziałam Louisa. Pamiętam jak opierając
się plecami o łóżko opowiadał mi o moim tacie. O rzeczach, o
których nie miałam zielonego pojęcia. To było miłe, naprawdę.
Louis był naprawdę miłym facetem,
nie mogłam sobie go wyobrazić w postaci Jokera. Mój mózg nawet
tego nie przyjmował. Louis był tym Lou, który tulił mnie podczas
burzy i opowiadał śmieszne historie. On nie mógł być tym
Jokerem, facetem bez serca. Potworem, który zabijał ludzi. Nawet
wtedy gdy do mnie strzelał, nie widziałam w nim mordercy, nawet
wtedy gdy wykrzykiwałam mu w twarz, że zabił mojego ojca... nie
widziałam w nim mordercy.
Ten człowiek na pewno miał dwie
twarze. Dwie przeklęte maski. Mam szczęście, że poznałam tylko
tą dobrą.
-o czym tak myślisz? -podskakuję na
stołku, rozlewam przy tym gorącą herbatę i powinnam być zła,
kiedy Liam zaczyna się śmiać, ale ja zamiast tego... sama się
śmieję.
-o wszystkim... tak po prostu -wzruszam
ramionami. Nie mam zamiaru mówić, że rozmyślam nad Louisem. To by
mogło źle wyglądać i tak sytuacja zdaje się napięta. Wydaje mi
się, że Liam i Harry ciągle nas obserwują. Tak jakby czegoś
między nami szukali.
Zakrywam dłonią usta i patrzę
ukradkiem na Liama. Oni myślą, że my...
-zdejmę ci dziś szwy -podchodzi do
mnie, odwraca moją twarz w jego stronę i przygląda się jej.
-wszytko jakoś wygląda, więc pozbędziemy się ich. Usiądź na
środku kuchni, zaraz wracam.
Moje ciało zesztywniało na samo
wspomnienie tego, że ktoś może podejrzewać, że jestem zauroczona
Louisem. Jeśli oni to zobaczyli, to znaczy, że... on też musi
wiedzieć. Jeśli on wie, to... wszystko wiadomo. Teraz już wiem,
dlaczego mnie unika.
*
Siedzę na stołki z zamkniętymi
oczami. Światło razie mnie prosto w nie. Liam mówił, że nie będę
nic czuć, jednak nie miał racji. Czuję każdą usuwaną z mojej
twarzy żyłkę. Krzywię się jednak nie chcę wydobywać z siebie
żadnego dźwięku.
-ej, spokojnie -czuję ciepła dłoń
na swoim ramieniu. Automatycznie jeszcze bardziej napinam mięśnie.
Nie musiałam otwierać oczu, aby wiedzieć kto teraz za mną stoi.
Wystarczył mi głos i zapach.
Czym pachniał Louis Joker Tomlinson?
Na pewno nie pachniał śmiercią,
oczywiście to pierwsze przychodzi na myśl... ale on na pewno nie
pachniał śmiercią!!
Pachniał wiosną, nową nadzieją.
Sadem, który zawsze odwiedzałam u dziadków. Ogólnie pachniał
Louisem i jakby niebo miało zapach, zapewne pachniałoby jak on.
Jego błękitne oczy były jak moje
własne, osobiste niebo.
-spokojnie, to tylko ja. Nie spinaj się
tak, bo będzie mocniej bolało -szepcze mi do ucha, a ja? Muszę się
zebrać w sobie, aby czasem nie zjechać ze stołka.
Jego słowa „to tylko ja”!!
To aż TY!!
Moje ciało dopiero się rozluźnia,
kiedy Lou odsuwa się ode mnie i nie czuję jego dotyku. Został
jeszcze zapach, ale to jeszcze mogę jakoś przetrawić.
Spoglądam na Liama, który robi dziwne
ruchy głową. Po chwili rozumiem co to miało znaczyć. Kazał po
prostu mu wyjść z kuchni. Chyba zakumał się, że to on jest
powodem mojego lekkiego „zesztywnienia”.
Matko jaka wtopa. Mogłam się teraz
tylko przygotować na jakiś wykład na cały ten temat.
-nie ruszaj się -mówi i powraca do
czynności, którą wykonywał za nim wkroczył tu Lou. -lubi cię..
-co? -jestem lekko zszokowana. Byłam
przygotowana na różne scenariusze, ale nie na taki.
-no Louis. On praktycznie nikogo nie
lubi, nie mówię o nas -śmieje się, a ja otwieram oczy i mu się
przyglądam -nas musi lubić.
-och.. -wymyka się z moich ust
-a cię lubi, jakby tak nie było....
siedziałabyś w jakiejś piwnicy i czekała na rozwój całej
sytuacji.
-ale mój ojciec... -nie mogłam dać
sobie ani grama nadziei, bo to mogłoby zabić moje serce i mnie.
-Lou, wziął sobie do serca prośbę
twojego ojca, a raczej nakaz. To jednak co innego -uśmiecha się do
mnie -widzę to w nim, nie znam go od wczoraj... -chcę go zapytać
co takiego widzi w nim, ale przerywają mi głosy z salonu. Liam
przykleja mi plaster do brwi -zostań tu -wychodzi.
*
Jest godzina dwudziesta, a ja siedzę w
pokoju. Mam zakaz wychodzenia. Jeśli można tak nazwać trzaśnięcie
drzwiami i krzyk Harrego: jeśli wyjdziesz z pokoju, to odstrzelę
ci głowę.
Nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Wykręcam dłonie, zaciskam nogi... tak naprawdę muszę iść do
łazienki.
Pół godziny później nie wytrzymuję.
Wychodzę po cichu z pokoju i na paluszkach idę do łazienki. Modle
się, aby po drodze czasem nie natknąć się na Harrego. Zauważyłam,
że mimo jego poczucia humoru, zawsze dotrzymuje słowa. Nie chciałam
skończyć z kulką w czole, tylko dlatego że nie mogłam wytrzymać
i pobiegłam do łazienki.
Wracając z łazienki usłyszałam
podniesione głosy z dołu. Jestem oczywiście na tyle głupia, że
zamiast iść do swojego pokoju i tam siedzieć, to schodzę po
schodach.
Przy ostatnim schodku rozpoznaję głos.
To Louis, na kogoś krzyczy, a druga osoba też coś mu okrzykuje.
Nie rozumiem żadnego słowa, mówią w jakimś dziwnym języku.
Na paluszkach przechodzę przez salon i
podchodzę do uchylonych drzwi gabinetu.
Na środku pomieszczenia klęczy jakiś
mężczyzna. Jego twarz jest zakrwawiona, tak jak ubranie. Louis stoi
prę kroków przed nim i wymierza w niego bronią. Przez szczelinę
między drzwiami a zawiasami widzę złote buty. Mogę się założyć,
że należą do Harrego.
Mężczyzna znowu coś mówi do Louis i
wtedy słyszę śmiech Liama. On też tam jest, ale nie wiem
dokładnie gdzie.
Mój wzrok wędruje z powrotem do
Louis, który wydaje się rozluźniony, a nawet znudzony, mimo tego,
że trzyma broń i wymierza ją w stronę człowieka.
Człowieka, który prawdopodobnie ma
rodzinę!
Moje serce zamiera, kiedy drzwi
uchylają się szerzej jakby ktoś je otworzył.
Wtedy Louis naciska na spust, rozlega się głośny huk, a ja zaczynam krzyczeć kiedy widzę, że z mężczyzna do którego strzelił Louis upada. Krzyczę jeszcze głośniej, kiedy dochodzi do mnie to, że on go zabił.
Wtedy Louis naciska na spust, rozlega się głośny huk, a ja zaczynam krzyczeć kiedy widzę, że z mężczyzna do którego strzelił Louis upada. Krzyczę jeszcze głośniej, kiedy dochodzi do mnie to, że on go zabił.
Louis patrzy na mnie w jego wzroku już
nie widzę błękitnego nieba, na które chciałabym patrzeć
wieczność. Jego oczy wydają się tak czarne jak otchłań na
środku oceanu, do której wpadasz i już z niej nie wychodzisz
żywym.
Wyraz jego twarzy jest bardziej surowy,
bardziej nie obecny.
Zamieram.
Nagle Louis lekko potrząsa głową i
patrzy na mnie zdziwiony, zdezorientowany. Robi krok w moją stronę.
Harry wstaje na równe nogi i idzie w
moją stronę. Liam chyba nie wie co ma ze sobą zrobić.
-mówiłem, że masz nie wychodzić
-Harry syczy przez zęby.
Zaczynam znowu krzyczeć i uciekam.
Słyszę za sobą kroki. Podbiegam do drzwi, niestety są zamknięte.
Widzę za sobą Louisa. Mam dwa wyjścia, albo dam się złapać i
pokroić na kawałki, albo biec na schody i zaryglować się w
pokoju. Zawsze mogłam uciec przez okno.
-Shanno -głos Louis lekko się złamie,
kiedy wypowiada moje imię. Patrzę na jego dłonie, nie ma broni...
ale to nie znaczy, że nie chce mnie zabić. Właśnie widziałam jak
zabił człowieka! Tak obojętnie pociągnął za spust, jakby
odbierał ulotkę na ulicy.
Czułam się jak w teatrze maskowym.
Właśnie zobaczyłam jak z łatwością może spaść maska miłego
Louisa. Łatwo ją zastąpił tą obojętną. Z łatwością wstąpił
w rolę Jokera.
On naprawdę był zabójcą!
Kiedy idzie w moją stronę, ja wbiegam
na schody. Ktoś łapie mnie za nogę, za wszelką cenę chcę się
uwolnić więc kopię tą osobę. Słyszę jak coś spada ze schodów.
Nie odwracam się biegnę do pokoju. Chcę zamknąć drzwi, ale nie
udaje mi się, bo czyjaś noga ląduje między drzwiami a futryną.
Zostaję z dużą siłą odepchnięta razem z drzwiami.
Cofam się w stronę okna. W drzwiach
stoi Louis. Dyszy głośno. Z jego twarzy nie można nic odczytać.
Nie wiem czy jest zły, jednak jego oczy wydają się być zimne.
Podchodzi do mnie powoli, jak lew
polujący na zdobycz. Jego kroków w ogóle nie słychać... przez co
jeszcze bardziej czuję się jak ofiara, która zaraz „pożre”.
Czuję jak parę łez spływa mi po
policzku. Jestem sparaliżowana ze strach. Nawet nie mogę przełknąć
śliny, nie mogę płakać.
Moje nogi uginają się pode mną i
upadam na ziemię. Kulę się i czekam na swój własny koniec.
Zaciskam mocno oczy i zaczynam się
modlić, aby to nie trwało długo. Bałam się śmierci jak cholera,
ale chciałam umrzeć szybko.
Czuję jak Louis klęka przy mnie i
głaszcze po głowie, przez co zanoszę się płaczem. Mam ochotę
krzyczeć, ale nie mogę. Boję się.
Jestem taka zdezorientowana, gdy chwyta
mnie w ramiona i wciąga na swoje kolana. Mocno przyciąga mnie do
swojej klatki piersiowej i zaczyna kołysać.
Szepcze w moje włosy jakieś słowa,
których nie mogę zrozumieć. Prawdopodobnie mają mnie uspokoić,
ale po co i tak zaraz umrę...
-przepraszam.... -tyle udaje mi się
zrozumieć z tego co mówi do mnie.
Nagle ogarnia mnie senność. Czuję
lekki ból po prawej stronie, ale jest taki słaby, że nie ma szans
wygrać ze snem. Nie wiem dlaczego tak się dzieję. Moje ciało
zaczyna wiotczeć, mam problemy z otwarciem oczu. Moje powieki są
tak ciężkie, jakby ktoś przyczepił mi do nich ołów.
Mój uścisk na koszulce Louis traci na
mocy. Nawet nie wiedziałam, że się go kurczowo trzymam.
Ostanie co słyszę, to głos Louisa:
nie musiałeś tego robić.
A później po prostu odpływam. W
ciemność, która mnie mniej przeraża niż to co przed chwilą
widziałam. Jeśli to była moja śmierć, to chętnie ją przyjmę.
Wolałabym się już nie obudzić.
***
Dwie sprawy!!
1. Blog Love therapy bierze udział w konkursie na Blog roku 2015... prosimy was o głosy :D
głosować można od wtorku (23.02.16) od godziny 15.oo
Wszystko potrzebne znajdzie się po prawej stronie bloga, lub pod linkiem - kliknij mnie
2. wraz z Margaret przyłączyłyśmy się do pewnej akcji. także znajdziecie wszystko z prawej strony i pod linikiem - kliknij mnie
***
Dwie sprawy!!
1. Blog Love therapy bierze udział w konkursie na Blog roku 2015... prosimy was o głosy :D
głosować można od wtorku (23.02.16) od godziny 15.oo
Wszystko potrzebne znajdzie się po prawej stronie bloga, lub pod linkiem - kliknij mnie
2. wraz z Margaret przyłączyłyśmy się do pewnej akcji. także znajdziecie wszystko z prawej strony i pod linikiem - kliknij mnie
Wow, dziś bardziej dramatycznie, ale mi się to podoba!! Oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńSkończyła się sielanka :))
Usuńdziękuję:*
Tak dałam rade!!!A co do rozdziału to jest świetny.Czekam na dalszą część.
UsuńCieszę się, że dałaś radę... Od przyszłego tygodnia nie bd musiała się tak długo czekać;) ale o tym w następnym rozdziale.
Usuńpozdrawiam:*