poniedziałek, 29 lutego 2016

Dziewiętnaście (ON)

Jeśli mnie opuścisz... zabierzesz ze sobą cały mój świat.


Nigdy nie pomyślałbym, że będę kiedyś taki słaby. Przez myśl mi nie przeszło, że nie będę mógł podjąć żadnej racjonalnej decyzji.
Nie potrafię nawet ułożyć listy „za i przeciw”. Jestem słaby. Tak ja Louis Joker Tomlinson jestem tak słaby, że nie potrafię sobie poradzić z małą istotą.
Czy to naprawdę jestem ja?
Czy ja martwiłem się kiedykolwiek o jakąś istotę?
Czy kiedykolwiek siedziałem całą noc bez snu, tylko dlatego, że martwiłem się o jakąś kobietę... bo chciałem być przy niej kiedy się obudzi?
Czy po tych dwóch latach siedzenia w zamknięciu, coś się we mnie zmieniło?
Czy po prostu temu wszystkiemu była winna ta mała osóbką, która teraz leżała bezwładnie na moim łóżku...
Przedzierała się przez te wszystkie mury i tarcze, które postawiłem wokoło siebie, aby dotrzeć w to miejsce, gdzie prawdopodobnie znajduje się moje serce. Przez nią czułem się nagi, obdarty ze wszystkich masek, które nosiłem. Czułem, że jeśli na mnie spojrzy... to przejrzy mnie na wylot.
Przez nią czułem się jakbym był bipolarny.
Uderzyłem głową parę razy o ścianę, o którą byłem oparty. Musiałem jak najszybciej doprowadzić sprawę do końca i po prostu zniknąć. Po prostu zniknąć z jej życia i tylko raz w miesiącu o sobie przypominać, kiedy czek z moim podpisem wyląduje w jej dłoniach.
Chciałem zniknąć na dobre, tak żeby nikt już o mnie nie usłyszał.
Czas Jokera powoli dobiegał końca, byłem już praktycznie na półmetku. Dążyłem do nieuniknionego końca.
Moje przemyślenia przerwała przychodząca wiadomość na mój telefon. Przestraszony, ze dziewczyna obudzi się, szybko ją odebrałem.
Niall: gdzie wy jesteście?!!!
Ja: mała obsuwka w czasie. Będziemy wieczorem, wszystko Ci opowiemy. Pilnuj się.
Odłożyłem telefon i dokładnie przyjrzałem się śpiącej dziewczynie. Była dla mnie groźna. Była jak dzikie plącze oplatające się wokół drzewa.
Owinęła się wokół mojego serca i powili zaczęła je ściskać. Byłem pewny, że jeśli nic z tym nie zrobię, to przepadnę.
Usłyszałem cichy jęk, automatycznie wstałem na nogi. Shanna powoli otworzyła oczy, a ja cieszyłem się, że Liam niczego nie pomylił u dziewczyna nie wpadła w jakąś śpiączkę... nie przeżyłbym tego...
i teraz już wiedziałem, że wpadłem niżej niż myślałem.
-Shanno... -podszedłem do niej powoli, a dziewczyna jak na komendę wcisnęła się w róg łóżka ze strachem w oczach. Uwielbiałem strach w oczach ludzi, działał na mnie jak narkotyk... którego chciałem więcej i więcej, ale jej strach ściskał mi gardło.
To ja powinienem się jej bać nie na odwrót.
-Shanno -wyciągnąłem do niej dłoń, a dziewczyna jeszcze bardziej się skuliła. Westchnąłem głośno i pokręciłem głową. -posłuchaj mnie, wiem że się boisz. To jest... ok, też bym się bał. Nie powinnaś widzieć tego co wczoraj widziałaś, ale... -zamknąłem oczy i policzyłem do dziesięciu, musiałem się uspokoić. Chciałem powiedzieć jej coś, czego jeszcze nikomu nie mówiłem -zabijam ludzi, robiłem to na co dzień bez wiele lat. Nie znam nawet przybliżonej liczy moich ofiar... bo jestem kim jestem, nie zmienię tego. Zabiłem tego człowieka, bo...
-przecież on mógł mieć rodzinę -usłyszałem jej delikatny szept. Usiadłem na podłodze, tam gdzie stałem.
-każdy ma rodzinę, Shanno i właśnie o to w tym wszystkim chodzi. -spojrzałem na nią, w dalszym czasie patrzała na mnie ze strachem- Dawno temu skończyła się bajka i wkroczyłaś w świat koszmarów. W tym świecie eliminujesz, albo jesteś eliminowany. Jeśli zawaham się choć na nanosekundę, nie przeżyję tego. -rozwiązałem buty, ściągnąłem je i rzuciłem je w kąt -on przystawił nóż Harremu do gardła, jakby mnie tam nie było... jakbym nie wyszedł. Nie mogłem się wahać. On tu przyjechał tylko w jednym celu, aby nas zabić. Został tu przysłany, bo dałem znać, że żyję. -westchnąłem -musisz mi zaufać, bo inaczej nie przeżyjemy tego. Musisz być na to gotowa... jeśli ktoś będzie chciał cię skrzywdzić... żaden z nas nawet się nie zawaha, a na pewno nie pomyśli, czy ten ktoś ma rodzinę. Chcemy cię chronić i obiecuję ci, że jak już zakończymy to wszystko zniknę z twojego życia. Będę tylko złym wspomnieniem, niepotrzebnym snem. -spojrzałem prosto w jej oczy -zrobię wszystko aby ochronić moją rodzinę, a ty do niej należysz -ostatnie słowa wypowiedziałem trochę ciszej -a ty masz wybór, albo jakoś próbujesz funkcjonować między nami, albo znajdę ci jakieś zaciszne miejsce i będziesz tam siedzieć do końca sprawy.
Wstaję, wystawiam dłoń w jej kierunku i czekam. Widzę jak jest przerażona i obawiam się, że moja mowa nic nie pomogła. Dziewczyna zaciska mocno powieki i wyciąga przed siebie rękę. Podchodzę do niej i łapię jaj dłoń. Jednym ruchem wyciągam ją z łóżka, za nim się nie rozmyśli.
Lądujemy przez to oboje na podłodze.
Po moim ciele przechodzi nieprzyjemny ból, kiedy kolano Shanny ląduje dokładnie na moim kroczu.
-chyba umarłem -jęczę. Delikatnie ją z siebie ściągam i zginam się w pół, a moje dłonie lądują na silnie pulsującym miejscu -pozbawiłaś mnie teraz możliwości posiadania dzieci -myślę, że w owej sytuacji potrzebować będę trochę lodu, albo czegoś takiego. Nigdy w tak silny sposób nie dostałem po kroczu.
-wyświadczyłam tym dzieciom przysługę.. -słyszę jej cichy szept. Patrzę na nią z szeroko otwartymi oczami. Dziewczyna szybko zakrywa swoje usta. Prawdopodobnie nie wiedziała, że powiedziała to na głos.
Chce mi się z niej śmiać, mimo bólu przekręcam się i jednym szybkim ruchem znajduję się nad nią. Patrzy na mnie z szeroko otwartymi a ja nie byłbym sobą jakbym nie zrobił czegoś... głupiego?
Nachylam się nad jej twarzą. Moje usta znajdują się praktycznie milimetr od jej.
-zapewniam cię, że ON działa bardzo dobrze, jeśli chcesz to możemy sprawdzić... -wiem, że nie powinienem mówić takich rzeczy po tym co działo się wczoraj, ale mój mózg przy tej dziewczynie nie pracuje.
-was nie można zostawić nawet na pięć minut -mój wzrok pada na drzwi, w których stoi Harry i przygląda nam się zaciekawiony. Jego siniak po prawej stronie twarzy zrobił się fioletowy. Skrzywiłem się trochę. Z tej „bitwy” z Shanną tylko Liam wyszedł cało.
Ten idiota wolał się tylko przyglądać temu jak z Harrym próbujemy złapać dziewczynę. No bo po co pomagać? Najlepiej przyjść na gotowe!!
-Hazz, zobacz czy cię nie ma za drzwiami -odparłem nie schodząc z dziewczyny. Szczerze? Nie czułem się skrępowany, a moi „przyjaciele” i tak spekulowali na nas temat, więc czemu nie dać im kolejnego tematu? -przeszkadzasz nam. Właśnie rozmawialiśmy na temat mojego działającego sprzętu -uśmiechnąłem się szeroko.
-przerażasz mnie kiedy tak się uśmiechasz -mówi kiedy wychodzi, a ja poważnieje. Patrzę na Shannę i wstaję z niej szybko. Odchodzę od niej na bezpieczną odległość i zaciskam usta. Dziewczyna w ogóle na mnie nie patrzy i bardzo dobrze. Przy niej traciłem kontakt ze światem i z tym co jest odpowiednie a co nie. To co robiłem nie było na pewno odpowiednie. Dziewczyna była córką mojego przyjaciela i nie powinienem jej nawet dotykać.
Ściągnąłem trochę spodnie ku dołowi. Krocze jeszcze mi trochę pulsuje, a spodnie obciskają mi to co u faceta najważniejsze.
Założyłem buty i podszedłem do Shanny, która w dalszym czasie leżała w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłem. Zasłaniała twarz dłońmi.
-nie wiem jak to robisz, ale odwracasz moją uwagę od wszystkiego... -muszę się nachylić nad nią, abym usłyszał co mówiła. Odrywam jej dłonie od twarzy i patrzę na nią. Jest cała czerwona.
-musisz utrzymać dystans... jestem już za stary na zabawy, a nie potrafię.. -no właśnie nie potrafię, przyciskam swoje usta do jej i nawet nie wiem jak, ale znowu znajduję się na niej, a ona dyszy mi w usta. Czuję jak wali jej serce, o swoim nie będę lepiej wspominał. Wystarczył jeden pocałunek a czułem się jakbym przebiegł porządny maraton. Brakowało mi powietrza w płucach, mięśnie naprężały się i rozluźniały. Moje spodnie robiły się coraz ciaśniejsze i to było bardzo złe.
-uderz mnie -szepnąłem w jej usta -uderza mnie za nim zrobię coś... -nie jest mi dane dokończyć. Jakieś silne ramiona odciągają mnie od niej.
-dałem wam pięć minut, więc... -ciężki głos Harrego rozchodzi się po całym pokoju. Od razu przytomnieje -teraz czas jechać... -patrzę ostatni raz na dziewczynę i wychodzę z pokoju. Po drodze na dół uderzam z całej siły w lustro, które rozbija się na milion kawałków. Byłem sfrustrowany!

Jutro pewnie będę miał kaca moralnego i nie będę mógł spojrzeć wszystkim w oczy.

***
Kilka słów :)
Jak ktoś czyta inne moje opowiadania to już powinien wiedzieć, że robię sobie niedługo urlop. Dokańczam zaczęte opowiadania i robię sobie krótką przerwę :)
Zostałam teraz tylko z Love therapy i z Jokerem... więc moim mili Joker bd ukazywał się częściej niż raz w tygodniu, wskoczy on na miejsce Over a Precipice.
Teraz rozdziały powinny ukazywać się w poniedziałki i we czwartki. Nie gwarantuję oczywiście, że bd na czas.
Chciałam zacząć już od tego tygodnia, ale się rozchorowałam :/ więc chyba odpuszczę sobie w tym tygodniu. ogólnie z całego serca przepraszam was za jakość tego rozdziału -,- gorączka przy pisaniu w ogóle nie pomaga :/
Od przyszłego tygodnia zapraszam na dwa rozdziały tygodniowo.
Dziękuję, że mnie czytacie ;*

5 komentarzy:

  1. Więcej Jokera? O matko!!! Tak !!! Kocham to! Tak bardzo to kocham, bardziej kocham Ciebie za tak świetne opowiadanie, jeejku, tak sie ciesze że szok *.* a rodzial.... Idealny, jak zawsze. Pozdrawiam i zycze weny :**
    - Blue

    OdpowiedzUsuń
  2. Zrąbiste tylko tyle można o tym powiedzieć.Bardzo się cieszę że Joker będzie teraz częściej*^^*
    PS.Zdrowiej szybko.^_~

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak!! Jestem za <3
    Normalnie kocham to opowiadanie
    Zdrowia ;)

    OdpowiedzUsuń