niedziela, 13 grudnia 2015

Dziesieć (ONA)


Nie każ mi... siebie szukać...

"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa. Jeśli masz wybujałą wyobraźnię, to czytasz to na własną odpowiedzialność"


To był normalny dzień. Rano wstałam, ubrałam się i w podłym nastroju poszłam na uczelnię. Czułam się dziś fatalnie, wszystko mnie denerwowało.
Unikałam dziś Hany jak ognia, nie miałam ochoty słuchać jej jęków i w ogóle. Wczoraj przysłała mi wiadomość, że PONOĆ przeleciała naszego wykładowcą od zajęć informatycznych. Niby ma duży sprzęt i praktycznie wykończył ja na śmierć.
Nie mam nic do związków nauczycieli, ale dlaczego ONI wiązali się z uczennicami... nie sorry, oni się nie wiązali! Wykorzystywali niewinne i głupiutkie dziewczynki, myślące że w ten sposób zdobędą lepsze oceny.
Jednak Hana do nich nie należała, ona lubiła wykorzystywać młodych wykładowców, aby zaspokoić swoje...
-panna Vess... -opuściłam głowę i spojrzałam na swoje czubki butów. Nie miałam ochoty rozmawiać z Styles'em, z faktu że ostatnio prawie pozbawiłam go wzroku.
-panie Styles -wyjąkałam.
-porozmawiajmy, koleżanko -ostatnie słowo prawie wyszeptał mi do ucha. Wszystko we mnie zesztywniało. Nie chciałam być sam na sam z tym człowiekiem.
Widząc mój upór wepchał mnie do pracowni komputerowej. Na moje nieszczęście dziś nikogo tu nie było. Zamknął za sobą drzwi na klucz i spojrzał na mnie złym wzrokiem.
-myślę, że powinniśmy coś sobie wytłumaczyć -domyśliłam się, że teraz rzuci we mnie tysiące przekleństw -przestraszyłaś się, kiedy mnie tu zobaczyłaś, prawda? -roześmiał się. Mnie tu w ogóle nie było do śmiechu -nie martw się, nie zdradzę nikomu naszego małego sekreciku -z przerażeniem skinęłam głową. -mów mi Harry
-ale my...
-nie martw się, przyjdzie taki dzień, w którym się poznamy bliżej -wyszeptał -a teraz... uważaj na siebie -otworzył mi drzwi i poczekał aż wyjdę. Ledwo przekroczyłam próg, a drzwi zamknęły się za mną z hukiem.
*
Jak zawsze po wykładach poszłam do biblioteki. Przez tego gościa od informatyki nie mogłam się skupić. Zaczęłam czytać jakąś dziwną książkę. Nigdy nie czytam romansów, więc to było dla mnie dziwne.
Kiedy wychodziłam z biblioteki, było już ciemno. Wracałam do domu ta samą drogą co zawsze. Kiedy przechodziłam obok uliczki w której ostatnio widziałam ciało martwego człowieka... ciarki przeszły mi po całym ciele. Automatycznie zaczęłam iść szybciej, chciałam odgonić od siebie wizję upadającego ciała, bez głowy.
I wtedy usłyszałam za sobą ciężkie kroki. Przestraszyłam się i zaczęłam iść szybciej. Odwróciłam się, zobaczyłam, że ktoś za mną biegnie i sama zaczęłam biec.
Byłam przerażona! Cieszyłam się jak wpadłam w ramiona jakiegoś mężczyzny.
-ktoś mnie goni! -wyjąkałam
-tak?... kto? -zapytał podejrzanie -on? -odwróciłam się i zobaczyłam postać w kapturze. Jego oczy były ukryte w cieniu, ale za to widziałam jego drwiący uśmieszek.
Nagle poczułam jak facet, który mnie złapał pchnął i wylądowałam na ścianie. Moje ciało odbiło się od niej i wylądowałam metr od niej na brzuchu. Jęknęłam.
-gdzie masz dokumenty?! -jego krzyk odbijał się od mojego bolącego ciała. Nie wiedziałam w ogóle o co mu chodzi i w tym momencie pomyślałam, że pomylił mnie z kimś innym.
-nie wiem o czym pan mówi...
-zła odpowiedź -dostałam kopniaka w brzuch, a po chwili jeszcze jednego, skuliłam się.
-gdzie twój ojciec schował papiery, suko?! -kiedy jego noga spotkała się z moją twarzą myślałam, że umieram.
-nie wiem... -nie zdążyłam dokończyć, bo ten drugi podniósł mnie do góry.
-nie wkurwiaj mnie, Vess -znowu zostałam popchnięta na ścianę. Uderzyłam mocno o nią głową. Przeraźliwy ból rozszedł się po moim ciele. Nawet nie poczułam kiedy upadłam na ziemię. -papiery suko! -krzyknęłam kiedy znowu mnie kopnął.
-Henero, jeśli ją zabijesz... nie znajdziemy papierów -mruknął jeden do drugiego
-to spalimy ich domy... -przy tym poczęstował mnie jeszcze kilkoma kopniakami. Czułam coś, że miałam połamane parę żeber i nie tylko.
-Henero... -usłyszałam bardzo znajomy mi głos. O mało nie krzyknęłam z radości, kiedy przez stróżki krwi, które kapały mi na oczy, zobaczyłam Liama. Stał tam w odległości kilku kroków. Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku i syknęłam z bólu kiedy jeden z moich oprawców stanął mi na nią -zostaw ją..
-proszę proszę... kogo ja tu widzę -roześmiał się -Payn i Horr... -klasnął w dłonie -o i Zu... brakuje jeszcze przydupasa Hazza i wszyscy w komplecie, o nie przepraszam... przecież X kropnął Jokera -jego śmiech drażnił mi uszy. Myślałam, że bębenki mi popękają. Byłam jednak w szoku, że oni i Joker...
-i Bóg z nim -Liam podszedł bliżej mnie. Teraz praktycznie jego but dotykał mojej dłoni. Jednym ruchem skopał nogę mojego oprawcy z mojej dłoni -Niall... -po chwili poczułam jak ktoś podnosi mnie do góry. Krzyknęłam z bólu. Myślałam, że zemdleje.
-myślisz, że możesz tu przyjść i tak po prostu ja zabrać? -roześmiał się i zobaczyłam jak podchodzi do Liama. Ten nawet się nie ruszył. Byłam zdziwiona kiedy się roześmiał.
-ona należy do Lou i mogę robić z nią to co mi się zechce.
-Lou? To tak miał na imię? -więcej nie dałam rady usłyszeć. Chłopak, który mnie podniósł teraz prowadził mnie w jakąś ślepą uliczkę, która nie okazała się aż taka ślepa.
Wpakował mnie do auta i grzecznie czekał na przybycie pozostałych. Jeśli miałam umrzeć, to chyba nadszedł ten czas. Bolała mnie głowa, brzuch... krew ściekała mi chyba z każdej strony mojej twarzy. To było okropne.
Zamykałam już oczy, kiedy drzwi się otworzyły i trzech chłopaków wsiadło do auta.
-mam dziś dyżur... zawiozę ją do szpitala -mruknął Liam, siadając obok mnie. Moja głowa wylądowała na jego kolanach.
-wy pracujecie dla Jokera? -nie wiem jakim cudem, ale jakoś udało mi się wypowiedzieć to pytanie.
-tak
-zabijcie mnie -nie miałam siły nawet już płakać.
-co?
-on zabił mojego ojca! -uniosłam głowę w górę i syknęłam z bólu. Czułam jakby zaraz coś miało mi rozsadzić czaszkę. Liam nic nie odpowiedział, za co mu bardzo dziękowałam, ale... chyba nawet przysnęłam
-tak mamy problem... -usłyszałam ciche słowa -ona myśli, że zabiliśmy Vessta
*
Liam wniósł mnie do szpitala. Nie wiem ile czasu spędziłam na łóżku szpitalnym, ale chyba siedziałam tam całą noc. Liam poinstruował mnie co mam mówić. Jeśli chciałam przeżyć miałam powiedzieć policji, że pobiło mnie trzech napastników. Nie widziałam ich twarzy, a uroczy Liam wybawił mnie z opresji.
Na szczęście oprócz paru siniaków i kilku ran na twarzy nie było mi nic, choć moja twarz wyglądała jakby spotkała się z kosiarką. Jeden szew poganiał drugi.
Liam wprowadził mnie do mojego domu. Był dla mnie bardzo miły i opiekuńczy. Posadził mnie przy stole i zrobił herbatę. Zostawił mnie na chwilę samą, a kiedy wrócił... okazało się, że to nie on.
-nie odwracaj się -powiedział do mnie twardy głos. Przeraziłam się gdy w odbiciu witryny w szafie zobaczyłam, mężczyznę w białej koszulce bez rękawów. Widziałam na jego rękach tatuaże. Nie było mi jednak dane widzieć jego twarzy Teraz już myślałam, że napawano umrę. Chciałam się odwrócić.
-ej, ej... pamiętasz mit o Orfeuszu i Eurydyce? -skinęłam głową -tylko jeśli ty się odwrócisz, to ja cię zabiję -abym zobaczyła, że nie żartuje wyciągnął broń i wycelował we mnie -zobacz jak ty wyglądasz -rzucił z wyrzutem -jakbyś mnie słuchała, to nic takiego by się nie stało -to był ten mężczyzna od tych wszystkich wiadomości.
-kim jesteś? -zapytałam z przerażeniem
-przyprowadziłem kolegę, który będzie cię pilnował
-kim jesteś?! -uderzyłam pięścią o stolik. Nigdy nawet mi nie przeszło przez myśl, że mogę być tak agresywna w kierunku kogoś kto dom mnie mierzy z broni.
-Louis -mruknął i zaczął się cofać ku drzwiom. Odwrócił się w momencie, w którym mogłabym ujrzeć jego twarz -jak chcesz, mów mi Joker.
Zesztywniałam. Nie miałam siły się odwrócić. Wszystko znaczyło to, że on jednak żył i mnie prześladował. Zamknęłam oczy i oparłam czoło o zimny blat stolika.
-cześć piękna -podniosłam głowę gwałtownie, co spowodowało że miałam mroczki przed oczami
-panie.... Styles -wyjąkałam
-mówiłem, że masz mi mówić po imieniu -usiadł obok mnie -jesteś zbyt niecierpliwa i musisz wszystkiego wiedzieć od razu...
*
Od Harrego dowiedziałam się, że tak... Joker żyje, ale to nie on zabił mojego ojca. Zapewniał mnie o tym z tysiąc razy.
Do tego poinformował mnie, że pilnują mnie od dwóch lat. Chodzą za mną praktycznie wszędzie. Spotkanie w parku, kiedy popryskałam go gazem pieprzowym nie było przypadkowe, tak samo jak praca w szkole. Dodał, że Liam trochę naciągnął swoją pracę, kiedy się mi ujawnił, ale przynajmniej to wyszło wszystkim na dobre.
-Shanno! -do pokoju wbiegła mama. Ścisnęła mnie w ramionach, syknęła z bólu -dopiero dziś mogłam wrócić. Policja mówiła, że ktoś cie pobił
-mamo ok... -odsunęłam się od niej. Wtedy jej wzrok padł na Harrego.
-co ty tu robisz?! -ze zdziwieniem na nią spojrzałam. Z tego co powiedziała, wywnioskowałam, że ona go zna! Moja matka znała Harrego... i resztę pewnie też.
-jestem tu, bo twój przydupas ją pobił -Harry wstał i zmierzył moją matkę -nie patrz tak na mnie, przecież wiem, że to ty wydałaś Lou... ale jak widać -wskazał na mnie -grasz nie do tej bramki co trzeba.

*********
UWAGA!!!
kolejny rozdział pojawi się po świętach!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz