poniedziałek, 4 stycznia 2016

Jedenaście (ON)



Nie bój się cieni... one nie zrobią Ci tyle krzywdy co drugi człowiek.

"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i makabryczne sceny. Jeśli masz wybujałą wyobraźnie... czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeśli myślałem kiedyś, że wkurwienie mnie jest niemożliwe, to się myliłem. Dziś nadszedł ten dzień, w którym się o tym przekonałem.
Gotowałem się od środka. Miałem ochotę zabić tego dupka! Jak on śmiał dotknąć moją małą dziewczynkę?!
Byłem tak wkurwiony, że miałem ochotę coś zepsuć, roztrzaskać w drobny mak. Nie! Ja miałem ochotę kogoś zabić!
Nie mogłem zostać z nią w jej domu, bo kiedy na nią patrzałem, przypomniał mi się jaki popełniłem błąd i miałem ochotę znaleźć tego dupek i roztrzaskać mu łep.
Była jeszcze jej matka...dlatego zostawiłem ją z Harrym. Wiedziałem, że przy nim będzie bezpieczna, a poza tym Hazz był bardziej opanowany niż ja.
Byłem naprawdę wnerwiony. Mieliśmy jakieś zasady do cholery! Ale widocznie mój były najlepszy przyjaciel trochę się zapomniał i zaczął je łamać. Do jasnej anielicy... nie tyka się nic co należy do drugiej osoby!
-Lu -odwróciłem głowę i zobaczyłem stojącego w drzwiach Zayna. Miał mi przyprowadzić bardzo ładny prezent. Przeszedłem swoją sypialnie i udałem się za nim. W gabinecie stała postać kobiety, związanej z workiem na głowie. Po sylwetce od razu poznałem... Diana. Uśmiechnąłem się. Byłem ciekawy co by zrobił „X”, jakby się dowiedział, że lekko uszkodziłem jego własność.
Zayn ściągnął kobiecie worek z głowy i pchnął ją w moją stronę. Biedaczka wylądowała na kolanach pół metra przede mną. Przykucnąłem, aby się z nią zrównać. Spojrzała na mnie niepewnie. Zobaczyłem w jej oczach strach. Taki strach, który cię paraliżuje, strach który przepowiada Ci, że zaraz umrzesz.
-buuu -nie wiem co mnie napadło, ale miałem ochotę zobaczyć, czy mocno się przestraszy. Roześmiałem się, gdy zaczęła się cofać do tyłu.
Poczułem się nagle jak dzikie zwierze, które przez wiele lat siedziało w małej klatce, a teraz zostało uwolnione. Karmiłem się jej strachem.
Wciągnąłem mocno powietrze do płuc i z radością stwierdziłem, ze pierwszy raz od dłuższego czasu mogłem normalnie oddychać. Nie czułem już tego przytłaczającego ucisku na klatce piersiowej.
Z nową siłą, uniosłem się do góry. Czułem się jak nowo narodzony.
Gratulacje!! Lou, został schowany do szafy... Joker powrócił.
Podszedłem szybko do Diany, która kuliła się w kacie. To było cudowne... wywoływać strach w ludziach.
-Diano -zacząłem spokojnie
-ty... żyjesz... -wydukała
-nie zrobię ci krzywdy, kobieto... przecież wiesz -ponowie przed nią ukląkłem. Odsunąłem włosy z jej twarzy i lekko się ucichnąłem. Zobaczyłem, że odczuła ulgę -choć...
-Louisie...
-twój facet, złamał jedną z zasad... jakbym ja ją złamał, to nawet... -dotknąłem palcem jej szyi. Mimo tego, że miałem ochotę skręcić jej kark i wysłać razem z wiadomością do „X”, ja przestrzegałem zasad... nigdy w życiu bym nie zrobił krzywdy żadnej kobiecie.
Ja tworzyłem te zasady... byłem tymi zasadami.
-podaj mi dłoń -szepnąłem do niej. Ona nawet nie drgnęła -podaj mi tą cholerną dłoń! -zacząłem się już niecierpliwić. Cierpliwość nie była moja najlepsza stroną.
Diana niepewnie podała mi dłoń, a ja szybkim ruchem wyciągnąłem kartę „Jokera” z kieszeni. Położyłem ją płasko na jej dłoni i gwałtownie ścisnąłem jej dłoń w pięść. Dziewczyna podskoczyła i krzyknęła, a po naszych dłoniach spłynęła czerwona ciecz.
W jej oczach można było zobaczyć strach zmieszany z bólem.
Zabrałem swoje dłonie, a jej krew wytarłem o jej koszulkę. Nie lubiłem mieć zakrwawionych dłoni. O mato... ja nie lubiłem w ogóle krwi!!
-przekaż to swojemu chłopczykowi -wstałem i spojrzałem na nią z góry -powiedz mu, że nie tyka się moich ludzi.
Wyszedłem z pomieszczenia zastawiając w nim kobietę.
-zajmij się nią -rzucam w stronę Zayna i zamykam się w swoim gabinecie.
Musiałem zacząć działać. Wiadomość do „X” jest już w drodze, więc teraz zostało zająć się już tylko Shanną. Trzeba by było ją gdzieś zabunkrować. Została jeszcze jedna sprawa... te przeklęte papiery. Wiedziałem, gdzie je znajdę, więc teraz tylko wystarczyło się po nie zgłosić.
Będę miał w ten sposób hak na tego imbecyla. Nie mogłem potraktować go bronią, więc musiałem zagrywać TAK.
Mój telefon zadzwonił.
-Hazz, co jest? -mój głos odbił się echem w słuchawce.
-sprawdzam, czy żyjesz -jego śmiech zaczął mnie drażnić. Harry miał zawsze dziwne poczucie humoru. Śmiał się ze wszystkiego w nieodpowiednich momentach.
-Hazz...
-a tak naprawdę, zastanawiałem się, czy już coś wymyśliłeś...
Usiadłem na krześle. Potarłem dłonią czoło. Cholera... ale co ja miałem wymyślić?!
-wróciłem, Hazz -odparłem szczere -wracam do gry...
*
Ze złością pakowałem swoje ubrania do walizki. Nawet nie przejmowałem się tym, że będą pogięte. Z minuty na minutę, coraz bardziej się denerwowałem.
Kiedy usłyszałem otwierające się drzwi wejściowe, spiąłem wszystkie mięśnie. Przerwałem pakowanie i stanąłem przed drzwiami mojej sypialni. Nie wiem cy do końca byłem pewny, czy naprawdę chcę tam wyjść.
-gdzie mnie przyprowadziłeś? -jej głos rozszedł się po całym mieszkaniu. To sprawiło, że miałem ochotę zamknąć się w szafie i z nich nie wychodzić.
Cholera! Ta dziewczyna myślała, że zabiłem jej ojca!!
-Lou! -oparłem czoło o drzwi, kiedy rozbrzmiał się głos Harrego. Czy to było dziwne, ze byłem się tej dziewczyny? -Lou!
Położyłem dłoń na klamce. Musiałem wyjść z pokoju, bo i tak mój przyjaciel by tu wszedł i mnie wyciągnął.
Nacisnąłem klamkę i wyszedłem z pokoju. Na środku stała ona. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to jej twarz. Skrzywiłem się... dziś to wszystko gorzej wyglądało niż wczoraj.
Kiedy mnie zobaczyła, zobaczyłem zdziwienie w jej oczach. Jej wzrok „latał” ode mnie do Harrego, który jakby nigdy nic zasiadł przed telewizorem.
Widziałem po jej minie, że była zdezorientowana. Nie wiedziała co się dzieje.
-będziecie tak długo stać i się sobie przyglądać? -Harry odchylił głowę w naszą stronę
-dlaczego tu jestem? -zapytała niepewnie
-bo ktoś cię napadł -Harry odpowiedział jej nie odrywając wzroku ode telewizora. Poczułem się trochę winny. Dziewczyna naprawdę wyglądała okropnie. Wielki siniak na policzku... przypominał mi o tym.
Podszedłem do dziewczyny, odwróciłem jej twarz w swoją stronę. Z bliska to gorzej wyglądało niż z daleka. Teraz widziałem każdy najmniejszy szew na jej drobnej twarzy.
-zabiję, skurwysyna -syknąłem. Harry gwałtownie wstał, odciągnął mnie od dziewczyny.
-o Boże -dziewczyna zasłoniła twarz i zaczęła się cofać w stronę drzwi. Nie było jej dane oczywiście wyjść przez nie. Za jej plecami wyrósł Liam, dając nam znać że opanuje sytuację.
-ty jesteś... jesteś... jesteś... -jąkała się, a ja miałem ochotę krzyknąć... TAK JESTEM JOKEREM!!!
-Shanno -Harry mówił spokojnie.


4 komentarze:

  1. Tak długo czekałam... Mam nadzieje że kolejny rozdział będzie szybciej �� życzę dużo weny kochana ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :D
      rozdział tak późno, bo zrobiłam sobie przerwę świąteczną ;)
      pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
  2. Świetne. Uzależnia jak narkotyk, normalnie. Nie można oderwać wzroku od tego co się czyta
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń