Nie bój się cieni... one nie zrobią Ci tyle krzywdy co drugi człowiek.
"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i makabryczne sceny. Jeśli masz wybujałą wyobraźnie... czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeśli myślałem kiedyś, że
wkurwienie mnie jest niemożliwe, to się myliłem. Dziś nadszedł
ten dzień, w którym się o tym przekonałem.
Gotowałem się od środka. Miałem
ochotę zabić tego dupka! Jak on śmiał dotknąć moją małą
dziewczynkę?!
Byłem tak wkurwiony, że miałem
ochotę coś zepsuć, roztrzaskać w drobny mak. Nie! Ja miałem
ochotę kogoś zabić!
Nie mogłem zostać z nią w jej domu,
bo kiedy na nią patrzałem, przypomniał mi się jaki popełniłem
błąd i miałem ochotę znaleźć tego dupek i roztrzaskać mu łep.
Była jeszcze jej matka...dlatego
zostawiłem ją z Harrym. Wiedziałem, że przy nim będzie
bezpieczna, a poza tym Hazz był bardziej opanowany niż ja.
Byłem naprawdę wnerwiony. Mieliśmy
jakieś zasady do cholery! Ale widocznie mój były najlepszy
przyjaciel trochę się zapomniał i zaczął je łamać. Do jasnej
anielicy... nie tyka się nic co należy do drugiej osoby!
-Lu -odwróciłem głowę i zobaczyłem
stojącego w drzwiach Zayna. Miał mi przyprowadzić bardzo ładny
prezent. Przeszedłem swoją sypialnie i udałem się za nim. W
gabinecie stała postać kobiety, związanej z workiem na głowie. Po
sylwetce od razu poznałem... Diana. Uśmiechnąłem się. Byłem
ciekawy co by zrobił „X”, jakby się dowiedział, że lekko
uszkodziłem jego własność.
Zayn ściągnął kobiecie worek z
głowy i pchnął ją w moją stronę. Biedaczka wylądowała na
kolanach pół metra przede mną. Przykucnąłem, aby się z nią
zrównać. Spojrzała na mnie niepewnie. Zobaczyłem w jej oczach
strach. Taki strach, który cię paraliżuje, strach który
przepowiada Ci, że zaraz umrzesz.
-buuu -nie wiem co mnie napadło, ale
miałem ochotę zobaczyć, czy mocno się przestraszy. Roześmiałem
się, gdy zaczęła się cofać do tyłu.
Poczułem się nagle jak dzikie
zwierze, które przez wiele lat siedziało w małej klatce, a teraz
zostało uwolnione. Karmiłem się jej strachem.
Wciągnąłem mocno powietrze do płuc
i z radością stwierdziłem, ze pierwszy raz od dłuższego czasu
mogłem normalnie oddychać. Nie czułem już tego przytłaczającego
ucisku na klatce piersiowej.
Z nową siłą, uniosłem się do góry.
Czułem się jak nowo narodzony.
Gratulacje!! Lou, został schowany do
szafy... Joker powrócił.
Podszedłem szybko do Diany, która
kuliła się w kacie. To było cudowne... wywoływać strach w
ludziach.
-Diano -zacząłem spokojnie
-ty... żyjesz... -wydukała
-nie zrobię ci krzywdy, kobieto...
przecież wiesz -ponowie przed nią ukląkłem. Odsunąłem włosy z
jej twarzy i lekko się ucichnąłem. Zobaczyłem, że odczuła ulgę
-choć...
-Louisie...
-twój facet, złamał jedną z
zasad... jakbym ja ją złamał, to nawet... -dotknąłem palcem jej
szyi. Mimo tego, że miałem ochotę skręcić jej kark i wysłać
razem z wiadomością do „X”, ja przestrzegałem zasad... nigdy w
życiu bym nie zrobił krzywdy żadnej kobiecie.
Ja tworzyłem te zasady... byłem tymi
zasadami.
-podaj mi dłoń -szepnąłem do niej.
Ona nawet nie drgnęła -podaj mi tą cholerną dłoń! -zacząłem
się już niecierpliwić. Cierpliwość nie była moja najlepsza
stroną.
Diana niepewnie podała mi dłoń, a ja
szybkim ruchem wyciągnąłem kartę „Jokera” z kieszeni.
Położyłem ją płasko na jej dłoni i gwałtownie ścisnąłem jej
dłoń w pięść. Dziewczyna podskoczyła i krzyknęła, a po
naszych dłoniach spłynęła czerwona ciecz.
W jej oczach można było zobaczyć
strach zmieszany z bólem.
Zabrałem swoje dłonie, a jej krew
wytarłem o jej koszulkę. Nie lubiłem mieć zakrwawionych dłoni. O
mato... ja nie lubiłem w ogóle krwi!!
-przekaż to swojemu chłopczykowi
-wstałem i spojrzałem na nią z góry -powiedz mu, że nie tyka się
moich ludzi.
Wyszedłem z pomieszczenia zastawiając
w nim kobietę.
-zajmij się nią -rzucam w stronę
Zayna i zamykam się w swoim gabinecie.
Musiałem zacząć działać. Wiadomość
do „X” jest już w drodze, więc teraz zostało zająć się już
tylko Shanną. Trzeba by było ją gdzieś zabunkrować. Została
jeszcze jedna sprawa... te przeklęte papiery. Wiedziałem, gdzie je
znajdę, więc teraz tylko wystarczyło się po nie zgłosić.
Będę miał w ten sposób hak na tego
imbecyla. Nie mogłem potraktować go bronią, więc musiałem
zagrywać TAK.
Mój telefon zadzwonił.
-Hazz, co jest? -mój głos odbił się
echem w słuchawce.
-sprawdzam, czy żyjesz -jego śmiech
zaczął mnie drażnić. Harry miał zawsze dziwne poczucie humoru.
Śmiał się ze wszystkiego w nieodpowiednich momentach.
-Hazz...
-a tak naprawdę, zastanawiałem się,
czy już coś wymyśliłeś...
Usiadłem na krześle. Potarłem dłonią
czoło. Cholera... ale co ja miałem wymyślić?!
-wróciłem, Hazz -odparłem szczere
-wracam do gry...
*
Ze złością pakowałem swoje ubrania
do walizki. Nawet nie przejmowałem się tym, że będą pogięte. Z
minuty na minutę, coraz bardziej się denerwowałem.
Kiedy usłyszałem otwierające się
drzwi wejściowe, spiąłem wszystkie mięśnie. Przerwałem
pakowanie i stanąłem przed drzwiami mojej sypialni. Nie wiem cy do
końca byłem pewny, czy naprawdę chcę tam wyjść.
-gdzie mnie przyprowadziłeś? -jej
głos rozszedł się po całym mieszkaniu. To sprawiło, że miałem
ochotę zamknąć się w szafie i z nich nie wychodzić.
Cholera! Ta dziewczyna myślała, że
zabiłem jej ojca!!
-Lou! -oparłem czoło o drzwi, kiedy
rozbrzmiał się głos Harrego. Czy to było dziwne, ze byłem się
tej dziewczyny? -Lou!
Położyłem dłoń na klamce. Musiałem
wyjść z pokoju, bo i tak mój przyjaciel by tu wszedł i mnie
wyciągnął.
Nacisnąłem klamkę i wyszedłem z
pokoju. Na środku stała ona. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy,
to jej twarz. Skrzywiłem się... dziś to wszystko gorzej wyglądało
niż wczoraj.
Kiedy mnie zobaczyła, zobaczyłem
zdziwienie w jej oczach. Jej wzrok „latał” ode mnie do Harrego,
który jakby nigdy nic zasiadł przed telewizorem.
Widziałem po jej minie, że była
zdezorientowana. Nie wiedziała co się dzieje.
-będziecie tak długo stać i się
sobie przyglądać? -Harry odchylił głowę w naszą stronę
-dlaczego tu jestem? -zapytała
niepewnie
-bo ktoś cię napadł -Harry
odpowiedział jej nie odrywając wzroku ode telewizora. Poczułem się
trochę winny. Dziewczyna naprawdę wyglądała okropnie. Wielki
siniak na policzku... przypominał mi o tym.
Podszedłem do dziewczyny, odwróciłem
jej twarz w swoją stronę. Z bliska to gorzej wyglądało niż z
daleka. Teraz widziałem każdy najmniejszy szew na jej drobnej
twarzy.
-zabiję, skurwysyna -syknąłem. Harry
gwałtownie wstał, odciągnął mnie od dziewczyny.
-o Boże -dziewczyna zasłoniła twarz
i zaczęła się cofać w stronę drzwi. Nie było jej dane
oczywiście wyjść przez nie. Za jej plecami wyrósł Liam, dając
nam znać że opanuje sytuację.
-ty jesteś... jesteś... jesteś...
-jąkała się, a ja miałem ochotę krzyknąć... TAK JESTEM
JOKEREM!!!
-Shanno -Harry mówił spokojnie.
Tak długo czekałam... Mam nadzieje że kolejny rozdział będzie szybciej �� życzę dużo weny kochana ��
OdpowiedzUsuńdziękuję :D
Usuńrozdział tak późno, bo zrobiłam sobie przerwę świąteczną ;)
pozdrawiam cieplutko :*
Świetne. Uzależnia jak narkotyk, normalnie. Nie można oderwać wzroku od tego co się czyta
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
cieszę się :D
Usuńpozdrawiam cieplutko :)