Chciałem ją chronić przed „NIM”,
ale to ja sam, okazałem się dla niej największym zagrożeniem.
Zarzuciłem wędkę. Czułem się jak w
raju. Ja, świeże powietrze i wolność! Dawno się tak dobrze nie
czułem. Cholera! Byłem tak odprężony, że miałem ochotę aż
śpiewać!
Z uśmiechem spojrzałem na śpiącego
obok na leżaku Harrego. Było chyba opatulony z pięcioma kocami.
Spod tej góry koców wystawała tylko głowa w grubej wełnianej
czapce. Kto by pomyślał, że Harry nosi czapkę?
Byliśmy tu już dwa dni, ale
wystarczyło to aby mój przyjaciel trochę się odprężył. Można
było to stwierdzić, że spał teraz spokojnym i twardym snem.
Zazwyczaj to nawet nie można było oddychać, bo od razu się
budził. Ja też się odprężyłem.
Włożyłem wędkę w stojak i
założyłem ręce za głowę. Był marzec, ale pogoda dopisywała.
Zima się powoli kończyła i zaczynała wiosna.
-zimno w cholerę -jęknął Harry i
mocniej okrył się kocami. Najbardziej zabawniejszy widok.
-ale za to jak przyjemnie -to były
najszczersze słowa jakie wypowiedziałem.
-jest piąta rano, idioto! -nadąsany
głos Harrego rozśmieszył mnie -ja ma być przyjemnie? Jest ciemno
i nic nie widać!
-uroki wędkowania -rozszerzyłem usta
w uśmiechu, pokazując w ten sposób swoje zęby. Teraz pewnie
wyglądałem jak prawdziwy Joker, ale było mi tak dobrze, że
rzekłbym że za dobrze.
-kto wiedział, żeby jechać na ryby
zimną! -pokręciłem głową
-idź lepiej spać -mój głos zamienił
się w szept. Zamknąłem oczy. Może to był zły pomysł, ale
przynajmniej byliśmy sami, z dala od ludzi... na pustkowiu.
-Lou, nie chcę ci nic mówić, ale
chyba wędka ci odpływa -otworzyłem momentalnie oczy. Spojrzałem
na wędkę, która była w dalszym ciągu tam gdzie ją zostawiłem.
Zmrużyłem oczy i spojrzałem na
Harrego, który zwijał się ze śmiechu. Zaparłem się i z całej
siły kopnąłem w jego leżak. Z uśmiechem patrzyłem jak ląduje
na trawie.
-zachowujemy się jak dzieci -był
bardziej rozbawiony tą całą sytuacją bardziej niż chciał
pokazać.
-ale za to jak przyjemnie... -Harry
zaprzestał trzepania koca i spojrzał na mnie zdziwiony.
Może powtórzyłem to co powiedziałem
chwilę przedtem, ale naprawdę było mi przyjemnie i dobrze. Po
dwóch latach życia w zamknięciu to był rarytas.
-miałeś rację, wakacje to był dobry
pomysł -ponownie założyłem ręce za głowę.
-słychać was na drugim końcu jeziora
-odwróciłem głowę, gdy usłyszałem głos Evana. Mój przybrany
ojciec ostatnio się mocno postarzał. Jego włosy przybrały
ostatnio srebrzysty kolor. Domyślam się, że to przeze mnie. Było
mi go szkoda, było mi szkoda go, bo musiał być moim ojcem.
-to trzeba było zostać w domu
-uśmiechnąłem się -w ciepłych ramionach Marty.
-jesteś bardzo zabawny -klepnął mnie
w ramię -minąłeś się z powołaniem
-myślę, że wtedy bym zabijał
śmiechem -roześmiałem się.
-oj, synu...
*
Po tym miłym poranku wziąłem ciepły
prysznic i położyłem się do łóżka. Cieszyłem się, ze nie mam
nad głową żadnego lustra.
Po winieniem zlikwidować te, które
mam w swojej sypialni, ale przynajmniej by było miło popatrzeć na
rozgrzane ciało kobiety w moich ramionach.
To była bardzo rozgrzewająca myśl.
Zamknąłem oczy i zacisnąłem pięści. Nie mogłem pozwolić na
to, aby mój przyjaciel teraz przejął kontrolę nad moim ciałem.
Podskoczyłem, gdy tuż obok okna
usłyszałem strzał. Zerwałem się z łóżka i wylądowałem na
podłodze. Uniosłem się na kolanach i wyciągnąłem spod poduszki
broń. W samych bokserkach wybiegłem przed domek.
Stanąłem jak wryty, gdy zobaczyłem
Evana i Harrego strzelających do puszek. Moje serce łomotało jak
oszalałe. Myślałem, że zwymiotuję. Ten przeklęty strach
prześladował mnie od dwóch długich lat. Joker nie bał się
niczego, a ja... a ja już nim nie byłem.
Skłoniłem się i oparłem dłonie na
nogach. Serce dudniło mi w uszach.
-Lou? -spojrzałem na Harrego, który
teraz przyglądał mi się ze zdziwieniem. Próbowałem się
uśmiechnąć, ale moje usta nawet nie drgnęły.
-myślałem, że dostanę zawału
-wyprostowałem się. Zabezpieczyłem broń i przetarłem wierzchem
dłoni spocone czoło.
Było zaledwie siedem stopni powyżej
zera, a ja stałem w samych bokserkach i do tego się pociłem.
-Louisie, masz bardzo... ładną
bieliznę -widziałem, że oboje ze wszystkich sił próbują się
nie roześmiać.
Spojrzałem na Hazza, który zakrywał
usta. Ja o mało nie dostałem zawału serca, a ci dwaj prawie pękali
ze śmiechu!
Odbezpieczyłem broń i oddałem dwa
strzały.
-i dlatego nie zaprosiliśmy cię do
zabawy -jęknął Harry patrząc jak dwie ostatnie puszki spadają ze
stołu. Jego mina doprowadziła mnie do śmiechu.
-psujesz nam zawsze zabawę, bo nigdy
nie pudłujesz -Evan zabezpieczył broń i ją odłożył -myślę,
że twoja matka by mnie zabiła...
Pokręciłem głową
-myślę, że zabiłaby nas wszystkich
-moje usta w uśmiechu rozszerzyły się do maksimum. Po strachu,
który przed chwilą owładnął moje ciało, nie zostało nic.
To było dziwne. Jako Joker nigdy nie
czułem strachu, ale ostatnio bałem się o swoich przyjaciół,
bałem się o rodzinę.
-starzejesz się, Lou -Harry poklepał
mnie po ramieniu -kiedyś przynajmniej nosiłeś coś bardziej
seksownego -automatycznie spojrzałem na swoje bokserki. Co on chciał
od mojej bielizny?
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem w
stronę domku. Musiałem się odprężyć. Czekała mnie jeszcze
jedna kąpiel, ale najpierw musiałem zdzwonić do Liama i zapytać,
jak wygląda sytuacja z panną Vess. Od dwóch dni nie widziałem co
się z nią dzieje, choć ostatnio zapewniali mnie, że wszystko jest
w najlepszym porządku. Pilnują jej niby jak gotówki w portfelu.
Miałem jednak złe przeczucia. To nie był najlepszy czas na
robienie sobie urlopu, ale potrzebowałem go tak samo jak Hazz.
My z całej piątki najbardziej
siedzieliśmy w tym g*. to o nas papiery trzymał Vess, a teraz jego
córka.
To my byliśmy na celowniku. Dobra, my
i Felix, ale to jemu najbardziej najbardziej zależało na ich
odnalezieniu, a ja musiałem mu w tym przeszkodzić.
Właśnie tego mi dzisiaj brakowało hah
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
Z każdym kolejnym pragnie się więcej i więcej
Pozdrawiam
:)
Usuńdzięki :)
pozdrawiam :*