poniedziałek, 2 listopada 2015

Pięć (ON)



Chciałem ją chronić przed „NIM”, ale to ja sam, okazałem się dla niej największym zagrożeniem.

Zarzuciłem wędkę. Czułem się jak w raju. Ja, świeże powietrze i wolność! Dawno się tak dobrze nie czułem. Cholera! Byłem tak odprężony, że miałem ochotę aż śpiewać!
Z uśmiechem spojrzałem na śpiącego obok na leżaku Harrego. Było chyba opatulony z pięcioma kocami. Spod tej góry koców wystawała tylko głowa w grubej wełnianej czapce. Kto by pomyślał, że Harry nosi czapkę?
Byliśmy tu już dwa dni, ale wystarczyło to aby mój przyjaciel trochę się odprężył. Można było to stwierdzić, że spał teraz spokojnym i twardym snem. Zazwyczaj to nawet nie można było oddychać, bo od razu się budził. Ja też się odprężyłem.
Włożyłem wędkę w stojak i założyłem ręce za głowę. Był marzec, ale pogoda dopisywała. Zima się powoli kończyła i zaczynała wiosna.
-zimno w cholerę -jęknął Harry i mocniej okrył się kocami. Najbardziej zabawniejszy widok.
-ale za to jak przyjemnie -to były najszczersze słowa jakie wypowiedziałem.
-jest piąta rano, idioto! -nadąsany głos Harrego rozśmieszył mnie -ja ma być przyjemnie? Jest ciemno i nic nie widać!
-uroki wędkowania -rozszerzyłem usta w uśmiechu, pokazując w ten sposób swoje zęby. Teraz pewnie wyglądałem jak prawdziwy Joker, ale było mi tak dobrze, że rzekłbym że za dobrze.
-kto wiedział, żeby jechać na ryby zimną! -pokręciłem głową
-idź lepiej spać -mój głos zamienił się w szept. Zamknąłem oczy. Może to był zły pomysł, ale przynajmniej byliśmy sami, z dala od ludzi... na pustkowiu.
-Lou, nie chcę ci nic mówić, ale chyba wędka ci odpływa -otworzyłem momentalnie oczy. Spojrzałem na wędkę, która była w dalszym ciągu tam gdzie ją zostawiłem.
Zmrużyłem oczy i spojrzałem na Harrego, który zwijał się ze śmiechu. Zaparłem się i z całej siły kopnąłem w jego leżak. Z uśmiechem patrzyłem jak ląduje na trawie.
-zachowujemy się jak dzieci -był bardziej rozbawiony tą całą sytuacją bardziej niż chciał pokazać.
-ale za to jak przyjemnie... -Harry zaprzestał trzepania koca i spojrzał na mnie zdziwiony.
Może powtórzyłem to co powiedziałem chwilę przedtem, ale naprawdę było mi przyjemnie i dobrze. Po dwóch latach życia w zamknięciu to był rarytas.
-miałeś rację, wakacje to był dobry pomysł -ponownie założyłem ręce za głowę.
-słychać was na drugim końcu jeziora -odwróciłem głowę, gdy usłyszałem głos Evana. Mój przybrany ojciec ostatnio się mocno postarzał. Jego włosy przybrały ostatnio srebrzysty kolor. Domyślam się, że to przeze mnie. Było mi go szkoda, było mi szkoda go, bo musiał być moim ojcem.
-to trzeba było zostać w domu -uśmiechnąłem się -w ciepłych ramionach Marty.
-jesteś bardzo zabawny -klepnął mnie w ramię -minąłeś się z powołaniem
-myślę, że wtedy bym zabijał śmiechem -roześmiałem się.
-oj, synu...
*
Po tym miłym poranku wziąłem ciepły prysznic i położyłem się do łóżka. Cieszyłem się, ze nie mam nad głową żadnego lustra.
Po winieniem zlikwidować te, które mam w swojej sypialni, ale przynajmniej by było miło popatrzeć na rozgrzane ciało kobiety w moich ramionach.
To była bardzo rozgrzewająca myśl. Zamknąłem oczy i zacisnąłem pięści. Nie mogłem pozwolić na to, aby mój przyjaciel teraz przejął kontrolę nad moim ciałem.

Podskoczyłem, gdy tuż obok okna usłyszałem strzał. Zerwałem się z łóżka i wylądowałem na podłodze. Uniosłem się na kolanach i wyciągnąłem spod poduszki broń. W samych bokserkach wybiegłem przed domek.
Stanąłem jak wryty, gdy zobaczyłem Evana i Harrego strzelających do puszek. Moje serce łomotało jak oszalałe. Myślałem, że zwymiotuję. Ten przeklęty strach prześladował mnie od dwóch długich lat. Joker nie bał się niczego, a ja... a ja już nim nie byłem.
Skłoniłem się i oparłem dłonie na nogach. Serce dudniło mi w uszach.
-Lou? -spojrzałem na Harrego, który teraz przyglądał mi się ze zdziwieniem. Próbowałem się uśmiechnąć, ale moje usta nawet nie drgnęły.
-myślałem, że dostanę zawału -wyprostowałem się. Zabezpieczyłem broń i przetarłem wierzchem dłoni spocone czoło.
Było zaledwie siedem stopni powyżej zera, a ja stałem w samych bokserkach i do tego się pociłem.
-Louisie, masz bardzo... ładną bieliznę -widziałem, że oboje ze wszystkich sił próbują się nie roześmiać.
Spojrzałem na Hazza, który zakrywał usta. Ja o mało nie dostałem zawału serca, a ci dwaj prawie pękali ze śmiechu!
Odbezpieczyłem broń i oddałem dwa strzały.
-i dlatego nie zaprosiliśmy cię do zabawy -jęknął Harry patrząc jak dwie ostatnie puszki spadają ze stołu. Jego mina doprowadziła mnie do śmiechu.
-psujesz nam zawsze zabawę, bo nigdy nie pudłujesz -Evan zabezpieczył broń i ją odłożył -myślę, że twoja matka by mnie zabiła...
Pokręciłem głową
-myślę, że zabiłaby nas wszystkich -moje usta w uśmiechu rozszerzyły się do maksimum. Po strachu, który przed chwilą owładnął moje ciało, nie zostało nic.
To było dziwne. Jako Joker nigdy nie czułem strachu, ale ostatnio bałem się o swoich przyjaciół, bałem się o rodzinę.
-starzejesz się, Lou -Harry poklepał mnie po ramieniu -kiedyś przynajmniej nosiłeś coś bardziej seksownego -automatycznie spojrzałem na swoje bokserki. Co on chciał od mojej bielizny?
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem w stronę domku. Musiałem się odprężyć. Czekała mnie jeszcze jedna kąpiel, ale najpierw musiałem zdzwonić do Liama i zapytać, jak wygląda sytuacja z panną Vess. Od dwóch dni nie widziałem co się z nią dzieje, choć ostatnio zapewniali mnie, że wszystko jest w najlepszym porządku. Pilnują jej niby jak gotówki w portfelu. Miałem jednak złe przeczucia. To nie był najlepszy czas na robienie sobie urlopu, ale potrzebowałem go tak samo jak Hazz.
My z całej piątki najbardziej siedzieliśmy w tym g*. to o nas papiery trzymał Vess, a teraz jego córka.

To my byliśmy na celowniku. Dobra, my i Felix, ale to jemu najbardziej najbardziej zależało na ich odnalezieniu, a ja musiałem mu w tym przeszkodzić.

2 komentarze:

  1. Właśnie tego mi dzisiaj brakowało hah
    Świetny rozdział
    Z każdym kolejnym pragnie się więcej i więcej
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń