„Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i makabryczne sceny. Jeśli masz bujną wyobraźnie, to czytasz na własną odpowiedzialność”
Tak naprawdę byłem martwy
Pewnego dnia otwierasz oczy i
stwierdzasz, że twoje życie jest bezsensowne. Takie pozbawione celu
i sensu.
Tak właśnie, więc ja Joker. Otwieram
oczy i stwierdzam, że tkwię w jakimś gównie! Moje życie jest do
dupy, takie nijakie aż straszy.
Wiedziałem, ze kiedyś to nastąpi. Po
dwóch latach siedzenia w zamknięciu... oszalałem!!!
Musiał kiedyś przyjść taki dzień.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze,
które wisiało nade mną. Często się zastanawiałem co poprzedni
właściciel miał na myśli, wklejając lustro w sufit. Wiem
natomiast co ja myślę, te cholerne lustro pewnego pięknego dnia
lub nocy, po prostu mnie zabije!
Cholera! Przez te ostatnie lata miałem
za dużo czasu na myślenia. Ostatnio nawet zastanawiałem się
dlaczego trawa jest zielona. Naprawdę mi odbijało.
Byłem bezlitosnym mordercą, którego
chcieli zabić. Wielu chciało u mnie pracować, a inni chcieli abym
dla nich pracował.
Wstałem z łóżka. Musiałem wziąć
zimny prysznic, aby otrzeźwić mój umysł. Miałem zadanie do
wykonania. Moim celem, który teraz mam na celowniku była „Shanna
Vess”. Musiałem się tego trzymać. Nie mogłem zaprzątać sobie
głowy głupotami, przez moje roztargnienie ktoś mógł zginąć.
Musiałem też odnaleźć zabójcę
przyjaciela.
Na samo wspomnienie przyjaciela
zacisnąłem dłonie na umywalce. Poluźniłem uchwyt dopiero, gdy
przestałem czuć swoje palce.
Upadłem na kolana. Ból po zetknięciu
moich kolan z zimną powierzchnią był tak silny, że aż
krzyknąłem. Jednak nie był na tyle silny, aby zagłuszyć to co
czułem. Nie potrafiłem jednak nazwać tego rozrywającego mnie od
środka uczucia. W jakimś stopniu to był ból, ból który z minuty
na minutę był coraz mocniejszy. Nagle zabrakło mi tchu, zobaczyłem
czarne plamki przed oczami. Boże, chyba miałem zawał.
*
Obudziło mnie mocne światło
skierowane wprost w moje oczy. Machnąłem ręką, aby je odgonić,
nic nie dało. Zasłoniłem ostatecznie dłonią oczy.
-bierz to cholerstwo ode mnie, kurwa
-syknąłem.
Domyśliłem się, że to światło ma
coś wspólnego z moim stanem zdrowia.
-wrócił -usłyszałem kobiecy głos.
Odsunąłem oczy i zobaczyłem Klarę. Zacisnąłem pieści.
Jeszcze jej mi tu brakowało. Przeklęta
żmija. Ze wszystkich ludzi na świecie, akurat ją musiałem
zobaczyć zaraz po przebudzeniu.
-co tu robisz? -zapytałem. To było
najgłupsze pytanie z mojej strony, przecież dobrze wiedziałem co
tu robi.
-jak na mordercę w stanie spoczynku,
nie grzeszysz uprzejmością -uśmiechnęła się, pokazując rząd
równych białych zębów. Czasem miałem ochotę je jej wszystkie
wybić. Jednak pierwsza zasada na to nie pozwalała, a ja trzymałem
się zasad.
-znikaj do swojego kochasia -mruknąłem
i usiadłem. Poczułem się jak na karuzeli. Świat przed moimi
oczami wirował.
Przytrzymałem się stołu, na którym
leżałem.
-nie pozwól się mu zbytnio
przemęczać. Na szczęście to nie był zawał -powiedziała do
kogoś -chyba za bardzo się przemęcza.
Spojrzałem w stronę, w którą ona
była zwrócona. Wtedy też zobaczyłem Nialla. Stał oparty o
ścianę. Teraz już wiedziałem co za idiota wezwał tą chimerę.
-Niall -syknąłem
-a co miałem zrobić? -zapytał
-to ja już idę -wtrąciła Klara
-wiesz, gdzie są drzwi -syknąłem.
Odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi.
Gdy tylko wyszła spojrzałem ponownie na Nialla. Stał i wpatrywał
się we mnie. Widziałem po jego minie, że nie podoba się mu moje
zachowanie.
-następnym razem zadzwonię prosto do
kostnicy -mruknął i wyszedł.
Położyłem się ponownie na stole.
Przyłożyłem dłoń do czoła. Nie wiem co się ze mną działo,
ale ostatnio zachowywałem się jak jakiś uczniak.
Zesunąłem się ze stołu i poszedłem
się wreszcie ubrać. Czułem się jeszcze jak na rollercoasterze,
więc musiałem przytrzymać się ściany, aby dojść do sypialni.
Po drodze luknąłem jeszcze na monitor i sprawdziłem gdzie znajduje
się Shanna. Na jej szczęście była na uczelni. Byłem trochę zły,
ze się wczoraj nie posłuchała. Przeprawiła nam tym więcej pracy.
Niall był wkurwiony, bo spóźnił się na kolację do babci.
Wyciągnąłem telefon i napisałem do
niej.
Ja: wolałabym, abyś słuchała to co
do Ciebie mówię. Należy Ci się reprymenda młoda damo.
Odłożyłem telefon, ale zamiast się
ubrać, usiadłem w fotelu. Czekało mnie jeszcze dużo telefonów.
Nie pozwolę tej zdradzieckiej imitacji przyjaciela, aby zrobił
krzywdę tej dziewczynie.
-po moim trupie -szepnąłem -to chyba
było -roześmiałem się.
Złapałem się za pierś. Ponownie
poczułem duszności.
*
Nie wiem ile leżałem za nim
odzyskałem równowagę ciała. Zacząłem chorować, a choroba mogła
pokrzyżować mi plany.
Ubrałem się i wyszedłem z sypialni.
Po wyjściu Nialla w domu zrobiło się straszni cicho, nikt nie
brzęczał na gitarze. A ja nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.
Było za wcześnie, aby gdzieś wyjść, a poza tym nikogo nie było.
Ktoś musiał za mną łazić i pilnować, aby czasem nie natknąć
się na Felixa lub Lukiem, a poza tym moje zdrowie raczej nie
pozwalało na przemieszczanie się gdziekolwiek samemu.
Jednak największym zagrożeniem byli X
i Henero, oni znali każdą zmarszczkę na mojej twarzy.
Wszedłem do pokoju, gdzie jeszcze
wczoraj rozmawiałem z młodym chłopakiem. Wczoraj pierwszy raz od
ponad dwóch lat kogoś zabiłem. To było dziwne, a zarazem
przyjemne uczucie.
Nigdy nie zabijałem przypadkowych
ludzi. Zabijałem tych, na których miałem zlecenie. Dbałem o to,
aby nie mieć przy tym żadnych świadków.
Byłem bezwzględnym mordercą.
Niektórzy mówili, że jestem psychopatą, ale czy mieli racje?
Pewnie tak.
Z zamyślenia wyrwał mnie mój
telefon. Brzęczał w mojej sypialni.
Podniosłem się z podłogi, na której
siedziałem i poszedłem zobaczyć kto zaszczyca mnie swoim
telefonem.
Zmarszczyłem czoło, gdy zobaczyłem
na wyświetlaczu „Marta”
Jęknąłem. Jeszcze brakowało mi dziś
telefonu od niej. Nie rozmawialiśmy czasem w zeszłym tygodniu.
Za nim jednak zdecydowałem się
odebrać, rozłączyło nas.
Z niechceniem wybrałem jej numer.
-Louisie! -krzyknęła
-witaj Marto -szepnąłem. Czułem się
przy niej jak szczeniak. Cholera! To było denerwujące.
-czemu się nie odzywasz? -zapytała
-nie mam za wiele czasu -odparłem.
Domyślałem się, że nie byłem zbyt przekonywujący.
-dwa lata cię nie widziałam!
-krzyknęła
Zacisnąłem dłonie na telefonie. W
jej ustach dwa lata brzmiały jak wieczność.]
-postaram się was odwiedzić
-kiedy? -zapytała
-nie wiem -jęknąłem
Modliłem się aby nas rozłączyło,
aby bateria padła. Boże cokolwiek.
Wtedy jak na zawołanie drzwi wejściowe
otworzyły się. Stanął w nich Harry. Wyglądał na
niezadowolonego. Maleńka Shanna musiał dać mu ponownie w kość.
-muszę kończyć -szepnąłem nie
odrywając wzroku od Harrego.
-już?
-praca wzywa.
-zawsze ta praca! -krzyknęła.
Skrzywiłem się lekko.
-muszę z czegoś żyć -odparłem
-dobrze, kocham cię -rzuciła, a moja
włosy na rękach stanęły dęba. To były słowa, których wolałbym
nie usłyszeć.
-do usłyszenia -rozłączyłem się.
Chwilę jeszcze patrzyłem na telefon. Jej słowa mnie roztroiły.
Dobrze wiedziała, że te słowa były ostatnimi jakie chciałbym
usłyszeć, jednak ona to wykorzystywała.
Mnie się do cholery nie kocha! Mnie
nie wolno kochać! Marzyłem o tym, aby mnie znienawidziła. Chciałem
aby przestała być ze mnie dumna. Wiem, ze wystarczyłoby powiedzieć
jej prawdę, ale nie potrafiłem złamać jej serca.
-cholera -syknął Hazz -słuchaj mam
propozycję.
Zdziwił mnie trochę.
-jaką?
-przyciśnijmy tą mało, albo spalmy
wszystkie posiadłości Vesstów -mruknął
-wiesz, że proponujesz to przynajmniej
raz w tygodniu? -zapytałem uśmiechając się
-ale teraz mówię poważnie -jego
powagę można było usłyszeć w jego głosie -przyciśniemy tą
małą. Kilka tortur i wszystko wyśpiewa -zdziwiła mnie jego
propozycja. Nigdy nie wspominał o torturach.
-Hazz...
-powie nam gdzie Vess trzyma wszystkie
dokumenty
-daj jej spokój -złożyłem ręce
-no to spalimy te wszystkie przeklęte
ich domy -przerwał -dowody pójdą w cholerę
-Hazz, co się stało? -zapytałem
-potrzebuję wakacji -odparł -a dopóki
sprawa jest świeża, nie mam na to szans
-dobrze -odparłem -zróbmy sobie kilka
dni wolnego.
Podszedłem do przyjaciela i go
objąłem. Chyba to był taki sam szok dla niego jak dla mnie.
-a co tak naprawdę się stało?
-zapytałem
-zaproponowali mi pracę na jej uczelni
-jęknął.
****
Jak myślicie, czy to "Joker" zabił ojca Shanny?
*****
obwieszczenie parafialne:)
poszukuję osoby chętnej, która zechciałaby mi pomóc przy nowym projekcie.
Poszukuję po prostu współautorki do nowego opowiadania. Któraś chętna?! Jeśli tak, to pisać, pisać!!!!!!!
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część
I życzę powodzenia w szukaniu współautorki
A czego dokladnie oczekujesz od tej wspolautorki? ;)
OdpowiedzUsuńtak jak napisałam. Pomocy w stworzeniu nowego opowiadania. Nie pomocy, to złe słowo. Chcę z "nią" stworzyć nowe opowiadanie, które zrodziło się w mojej głowie :D
Usuńpozdrawiam :)